To nie dla mnie...
Goły brzuch, mini ledwie zakrywające pośladki, brak biustonosza pod koszulką - czy nie wyrosłaś już z takiego stroju?
Dojrzałe kobiety zaczynają więc udawać nastolatki. Zupełnie bezkrytycznie wciskają się w kuse spódniczki, mocno wydekoltowane sweterki, superobcisłe dżinsy, zakładają stringi i biustonosze, tak aby wystawały z tego, co na wierzchu. Byle tylko nie odstawać za bardzo od mody odważnej, młodzieżowej, agresywnej, której do elegancji czy gustu często bardzo daleko. I nie chodzi tutaj wcale oto, aby kobieta po ukończeniu 30 czy 40 lat nagle zaczęła ubierać się jak babcia i ukrywała pod odzieżą swoje wciąż powabne kształty, żeby z szafy wyrzuciła bawełniane topy, szorty, spódnice przed kolano i zostawiła w niej jedynie nobliwe kostiumy i wełniane płaszcze.
W pewnym wieku wypada jednak już wiedzieć, co i kiedy można na siebie włożyć, bez względu na to, jaka akurat panuje moda, która i tak zwykle preferuje te młode i szczupłe.
Dojrzała kobieta, świadoma swej urody, jej mankamentów i zalet, potrafi ubrać się tak, aby wyglądać świetnie. Wie, że aby pokazać talię, wystarczy zapiąć doskonale skrojony żakiet, a nogami można zachwycić choćby w rybaczkach. Jej kobiecość nic na tym nie straci, a wręcz przeciwnie - zyska klasę, jakiej trudno dopatrzyć się w roznegliżowanych nastolatkach.
Nie ma sensu na siłę odejmować sobie ubiorem lat, bo efekt tego jest niestety często karykaturalny. Czas powiedzieć samej sobie, że niektórych ciuchów już na siebie więcej nie włożymy. Nie dlatego, że przybyło nam lat, ale dlatego, że stałyśmy się kobietami z klasą. Potrafimy świetnie wyglądać w wieczorowej sukni i szpilkach, ale i w luźnych spodniach i adidasach. Nie potrzebujemy wszystkiego odsłaniać, aby dobrze wyglądać i wzbudzać w przechodzących obok mężczyznach zachwyt, a w kobietach - zazdrość.