Nawet sto tysięcy za misia. Kolekcjonerzy polują na stare zabawki
Choć w Polsce rynek kolekcjonerski zabawek wciąż jest słabo rozwinięty, za granicą tego rodzaju obiekty potrafią osiągać zawrotne ceny. – W 2014 roku na aukcji w Christie’s zabawkowego misia sprzedano za 18 tys. funtów, czyli ok. 100 tys. złotych – mówi historyczka sztuki i antykwariuszka, Katarzyna Sosenko. To za granicą, a ile w Polsce można dostać za zabawkę retro?

Zabawka w cenie obrazu
Zwykle, gdy dziecko dorasta, zaczyna się wielkie sprzątanie. Szkolne zeszyty, za małe ubrania, akcesoria sportowe i zabawki, zostają wyniesione na śmietnik lub oddane tym, którym jeszcze mogą posłużyć. W szale porządków warto jednak zachować czujność. Być może w domowym zbiorze znajdują się egzemplarze, za które kolekcjonerzy byliby gotowi zapłacić znaczące kwoty.
- W Polsce kolekcjonerstwo zabawek jest stosunkowo młodą dziedziną. Po wojnie nadzór nad obrotem dziełami sztuki sprawowała DESA, ale równocześnie istniał rynek kolekcjonerski, który można by nazwać "giełdowym". Odkryto, że na Zachodzie kolekcjonerstwo zabawek ma znacznie dłuższe tradycje i tam zabawki osiągają wysokie ceny, porównywalne do obrazów - w podcaście "Rozmowy" tłumaczyła Katarzyna Sosenko - historyczka sztuki, antykwariuszka, prezeska Fundacji Zbiorów Rodziny Sosenków, której jednym z projektów jest liczące 40 tys. obiektów Muzeum Zabawek. - Polski rynek został wtedy przefiltrowany, pozyskiwano tu stosunkowo tanio zabawki i wywożono je za granicę.

W Polsce kolekcjonerstwo zabawek na dobre zaczęło się w latach 90. Ojciec Katarzyny Sosenko, Marek, już wcześniej zafascynowany tą dziedziną, był pionierem na tym polu. - Kolekcja zaczęła powstawać 50 lat temu, w latach 70., kiedy moi rodzice pracowali w Muzeum Narodowym w Krakowie. Mój tata był kolekcjonerem, działaczem Krakowskiego Klubu Kolekcjonerów. Wtedy została zorganizowana pierwsza wystawa, dzięki której krakowianie dowiedzieli się, że w Krakowie ktoś kolekcjonuje zabawki - wspominała Katarzyna Sosenko.
Jakie ceny osiągają zabawki z PRL?

Polskie zabawki produkowane w PRL były zupełnie inne niż te zachodnie - skromniejsze, często produkowane z resztek i materiałów, które stanowiły odpad po produkcji innych przedmiotów. Jednak dziś, na fali nostalgii za minionymi czasami, i one potrafią osiągać na aukcjach znaczące ceny. Jakie? Szybki research można przeprowadzić zerkając na serwisy ogłoszeniowe.
Tam, sprzedawcy za modele pojazdów np. traktor z lat 80., autko-kabriolet, autobus autosan, chcą otrzymać od 100 do 400 złotych. Za lalkę trzeba zapłacić ok. 100-150 złotych.
To opcje "budżetowe", na których drugim biegunie znajdują się kolekcjonerskie rarytasy. I tak: kto chciałby nabyć figurkę Star Wars z okresu PRL musi liczyć się z wydatkiem przekraczającym 4 tys. złotych, kolejka elektryczna z lat 60. Kosztuje 4 tys., figurkę Iron Mana opisaną jako "antyk" możemy mieć za 3,5 tys., a zestaw miniaturowych samochodzików Skoda za 1,5 tys.
Jakich zabawek szukają kolekcjonerzy?
Skąd takie ceny? Jak zawsze w przypadku kolekcjonerskich przedmiotów, na cenę wpływa nie tylko popyt, ale też kompletność i wyjątkowość obiektu. Przedmioty posiadające oryginalne opakowanie, a także te, które zostały wyprodukowane w krótkich seriach lub posiadają charakterystyczne fabryczne skazy, będą warte więcej niż ich "standardowe" odpowiedniki.
Niebagatelną rolę w kupowaniu i kolekcjonowaniu zabawek odgrywają też emocje.
- Zabawka jest pewną tożsamością kulturową, jak i naszą osobistą tożsamością.Jakie było nasze dzieciństwo? Co przeżyliśmy? Z kim się bawiliśmy i jakie mieliśmy wzorce? To wszystko jest niezwykle ważne - mówiła Katarzyna Sosenko w podcaście "Rozmowy".