Małe miasteczko z wielką historią. Włoska perełka nad Adriatykiem
Po jednej stronie mapy Ravenna, po drugiej Rimini i San Marino. Gdzieś w połowie drogi niewielka osada rybacka i prawdziwie włoski kurort w jednym. To tutaj Włosi przyjeżdżają, aby uniknąć tłumów turystów z zagranicy, zalewających popularne włoskie miejscowości po tej stronie Italii. Poznajcie Cesenatico.

Cesenatico - ukryta włoska perełka nad Adriatykiem
Cesenatico leży na Riwierze Adriatyckiej, co oznacza, że panuje tu śródziemnomorski klimat z ciepłym latem i łagodną zimą. Temperatura rzadko spada poniżej 10 stopni, a w lecie morze ma przyjemne 24 stopnie. Od miejscowych słyszę, że to południe północy Włoch. - Płynie w nas krew południa, lubimy się bawić, śpiewać i tańczyć - mówi Paolo Polini, rybak, z którym spotykam się tuż przy portowym kanale.
Chwilę później pijemy wino i jemy fritto di mare e dell'orto, czyli ryby i owoce morza smażone z pociętymi w cienkie paski marchewką i cukinią. Becks, golden retriver Paola, kładzie mi głowę na kolanach i błagalnym wzrokiem patrzy w oczy. To ten rodzaj spojrzenia, który doskonale znają właściciele psów i matki nastolatek, ma w sobie prosty, acz dosadny przekaz: "Daj".

Paolo mocnym, donośnym głosem zaczyna śpiewać lokalną pieśń, Becks merda ogonem, przy stoliku zatrzymują się przechodnie, ktoś donosi wino. Choć to listopadowy wieczór, atmosfera gorąca jak w środku wakacji. Mam wrażenie, że wszyscy się tu znają, powitaniom i pozdrowieniom nie ma końca, czuć też ekscytację. Za chwilę zacznie się jedno z najważniejszych wydarzeń w roku - Fa fiesta de pesce, festiwal ryb, na który zjeżdżają miłośnicy darów morza, lokalni artyści oraz rzemieślnicy.
Ryby, ryby i jeszcze raz ryby
W Cesenatico wszystko zaczyna się od morza. Od charakterystycznego zapachu słonej wody, który unosi się nad portem, i od prostych potraw, jakie dawniej przygotowywali rybacy. Nie dziwi więc, że w lokalnych restauracjach królują ryby i wszystko, co związane z morzem. W odznaczonej gwiazdką Michelin La Buce rozmawiam z szefem Mateo Toninem. Choć pochodzi z Lombardii, od dziecka spędzał wakacje w Cesenatico. Kuchnia regionu Emilii Romanii to dla niego kuchnia prostoty i prawdy. Dziś te same smaki, które pamięta z dzieciństwa, przedstawia w nowoczesny sposób, starając się z lokalnych produktów wydobyć esencję smaku i interpretując je na nowo.

- Oddycham morzem i gotuję morze - mówi z uśmiechem, wydając jednocześnie polecenia swojemu zastępcy. Szef Mateo podkreśla, że inspirują go także kontrasty, dlatego stara się łączyć morze z górami i bliskie jest mu to, o czym mówi się tu "mare e monti". Morskie smaki połączone z aromatami ziemi sprawiają, że dania Mateo to minimalistyczne dzieła sztuki kulinarnej, choć szef Tonin sam o sobie lubi raczej myśleć jak o rzemieślniku, który działa na sprawdzonym produkcie.
Nie goni jednak za szokującymi eksperymentami. - Czasami chcę zaskoczyć, ale staram się utrzymać balans. W mojej kuchni nie ma miejsca na skrajności, raczej na subtelne przesunięcia smaków. Czasem odczarowuję produkty, które wielu omija, takie jak podroby rybne, serduszka, żołądki. To dla niektórych może być trochę odpychające, ale w naszej kuchni są częścią tradycji - mówi z przekonaniem.
W weekendowe popołudnie przyglądam się też, jak kucharze w otwartej kuchni przygotowują ryby i owoce morza. Wprawnie oczyszczone są przyprawiane szybkimi ruchami. Nie trzeba im wiele: trochę soli, pieprzu i dosłownie odrobina bułki tartej. Lądują na palenisku, by za chwilę cieszyć podniebienie delikatnym smakiem. - To najprostszy i najlepszy sposób na ryby - przekonuje Manuel, kładąc na grillu krewetki i kałamarnice.
Uroki rybackiej osady
Z pełnym brzuchem dobrze spaceruje się po urokliwych uliczkach i zaułkach miasteczka. Choć, jak to w rybackiej osadzie, trudno uniknąć miejsc, które nie kojarzyłyby się morzem. Słońce powoli chyli się już ku zachodowi, idziemy przez port, a Paolo tłumaczy, jak poławia się różne gatunki ryb - inaczej łowi się maleńkie sardele, inaczej większe gatunki. Vongole i mule to osobna historia, ale - jak mówi Paolo - przy połowie najważniejsze są dobre sieci.
Zaglądamy do hali, w której zalegają ich zwoje. To tutaj naprawia się oka tych, które zostały uszkodzone. Na niewielkim stołeczku siedzi Emilio, w dłoniach ma coś na kształt dużego plastikowego szydełka. - Jestem na emeryturze, dłubię tu sobie, żeby trochę pomóc, a trochę dla rozrywki, bo to lubię - wyznaje, raz po raz sprawnie przewlekając nylonową żyłkę przez kolejne oczka. - Młodym się nie chce, wolą siedzieć z telefonem - wzdycha.

Zaglądam też do niewielkiego Domu Rybaka - Centro Studi Calisesi, gdzie zebrano eksponaty związane z życiem osady oraz opowieści, te wzruszające i te tragiczne. Ci, którym wciąż mało nam morskich historii, mogą stąd pomaszerować na Piazza della conserve. To tutaj znajdują się wiekowe studnie, które wypełniano śniegiem i lodem, by przechowywać w nich ryby i inne produkty spożywcze. Zanim wynalezione lodówki, do początków XX wieku, był to sposób na konserwację żywności i utrzymanie jej świeżości na wybrzeżach Adriatyku.
W samym Cesenatico było około 20 studni, dziś w pobliżu tych odrestaurowanych lokalni rolnicy sprzedają warzywa i owoce, a w poniedziałki można rozejrzeć się za perełkami na targu staroci. Rano dobrze wpaść jeszcze na targ rybny mieszczący się w zabytkowym budynku z XIX wieku i zajrzeć na ten bardziej nowoczesny zbudowany w latach 50. ubiegłego stulecia.
Legenda Leonarda da Vinci
Cesenatico nazywane bywa Małą Wenecją, głównie ze względu na malownicze kanały. Jeden z nich został, na początku XVI wieku, zmodernizowany przez samego Leonarda da Vinci, który jako nadworny architekt i inżynier generalny Cezara Borgii przemierzał wybrzeże Adriatyku, by zaprojektować nowe fortyfikacje i zmodernizować infrastrukturę. - Niektórzy twierdzą, że da Vinci zaprojektował cały kanał, ale to nieprawda - mówi Barbara Stolecka, przewodniczka i znawczyni regionu. Da Vinci naszkicował ujście zamykające wejście do kanału portowego, aby chronić drogę wodną przed napływem mułu i falami podczas sztormów.

Z tego rozwiązania, wzorowanego na projekcie renesansowego mistrza, miasto korzysta zresztą do dziś. Kopię szkicu można oglądać w znajdującym się tutaj Muzeum Morskim. Działa ono zarówno na lądzie, jak i na wodzie. Kolekcja historycznych łodzi rybackich, sprzętów i materiałów konstrukcyjnych stanowi nie lada gratkę nie tylko dla fanów żeglarstwa. W okresie Bożego Narodzenia muzealny port zamienia się w morską szopkę. Figury naturalnej wielkości umieszczane są na oświetlonych łodziach, tworząc niecodzienną instalację.
Porto Canale Leonardesco to główna oś, wokół której zbudowano miasto. To także centrum życia towarzyskiego i kulturalnego Cesenatico. Spacery wśród kolorowych budynków rozmieszczonych po obu stronach kanału stanowią atrakcję samą w sobie.
Poza legendą Leonarda da Vinci, w miasteczku wciąż żywe są wspomnienia narodowego bohatera Włoch - Giuseppe Garibaldiego, który dumnie spogląda na mieszkańców z poświęconego mu pomnika na Piazza Pisacane. Był to pierwszy pomnik wzniesiony we Włoszech ku jego czci. Od 1855 na przełomie lipca i sierpnia odbywa się tu także Festiwal Garibaldiego, by uczcić pamięć bohatera, który przyczynił się do zjednoczenia Włoch.
Gdy spaceruję wzdłuż kanału, moją uwagę przykuwają żółte żagle, na każdym z nich inny rysunek, pośród nich pszczoła, księżyc, słońce. Paolo tłumaczy, że gdy łodzie wracały z morza, dzięki tym znakom już z daleka można było rozpoznać, czyja to łódź. Mijamy pomnik kobiety z dziećmi, patrzących daleko w morze. Niezmiennie i od lat "męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać".










