Niemożliwe nie istnieje. Andrzej Bargiel rusza na kolejną wyprawę
Robi rzeczy, które mogą wydawać się czystym szaleństwem, ale na szaleństwo miejsca tu nie ma. Jest za to ciężka praca, wytrwałość i wielka pokora wobec gór. Andrzej Bargiel znów będzie udowadniał, że niemożliwe nie istnieje. Zjechał na nartach z K2 i Broad Peaku. Teraz chce to zrobić z dwóch Gaszerbrumów, ośmiotysięczników w Karakorum. Tuż przed wylotem do Pakistanu rozmawiałam z członkami wyprawy. Opowiedzieli mi nie tylko o niej samej, ale i o Andrzeju.
Na kilka dni przed wyprawą czas przyspiesza. Trzeba załatwić jeszcze kilka ważnych spraw, uzgodnić, ustalić, sprawdzić. Spakować wszystko co niezbędne, o niczym nie zapomnieć. Wszyscy członkowie ekipy mają ręce pełne roboty: himalaista i skialpinista Andrzej Bargiel, pierwszy zimowy zdobywca Gaszerbrum I, himalaista Janusz Gołąb oraz fotograf Bartek Pawlikowski i debiutujący w najwyższych górach operator kamery Maciej Sulima. Plan wyprawy jest taki: Andrzej Bargiel wraz z Januszem Gołębiem wchodzą na ośmiotysięczniki Gaszerbrum I (8068 m) i Gaszerbrum II (8035 m), bez tlenu. O kolejności zdecydują na miejscu. W górach, jak wiadomo, to pogoda rozdaje karty. Staną na szczycie, a potem się rozdzielą. Andrzej założy narty i zjedzie, Janusz zejdzie.
Szerpowie mówią o Andrzeju, że to człowiek z żelaza
Pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięcznika Gaszerbrum I, wybitny himalaista i alpinista Janusz Gołąb od kilku lat tworzy z Andrzejem Bargielem zgrany, górski tandem. W lipcu 2018 roku weszli na K2, z którego Bargiel dokonał pierwszego w historii zjazdu na nartach. Spotykam się Januszem Gołębiem w Zakopanem, na kilkadziesiąt godzin przed wylotem.
- Andrzej jest nie tylko doskonałym narciarzem, ale i wspinaczem, uwielbiam się z nim wspinać. Ma niebywałą wydolność. Muszę wkładać dużo pracy, aby za nim nadążyć - opowiada z uśmiechem Janusz Gołąb. - W ubiegłym roku podczas wyprawy na Everest, Szerpowie, którzy widzieli niejedno, patrzyli na Andrzeja z podziwem. Nie dowierzali, że można, na przykład z obozu drugiego pójść od razu do czwartego, że można to zrobić szybciej. Uwierzyli dopiero, jak zobaczyli Andrzeja w akcji. Mówili o nim: człowiek z żelaza.
Wujek, kiedy razem pojedziemy w góry?
Janusz Gołąb zna Andrzeja Bargiela niemal od dziecka. Przyjaźni się z jego starszym bratem, Grzegorzem Bargielem, ratownikiem TOPR-u i przewodnikiem wysokogórskim. - Pamiętam jak Artur Hajzer pokazał mi filmik z biegu Andrzeja na Elbrus i powiedział z zachwytem: "zobacz, jak on biegnie!" - wspomina himalaista. - To było niesamowite. W trakcie biegu Andrzej nie dość, że był w stanie dobrze regulować oddech i tętno to jeszcze rozmawiał z ludźmi, machał im. Pomyślałem wtedy, że ten chłopak ma olbrzymi potencjał i talent.
Andrzej Bargiel jako 22-latek wbiegł w rekordowym czasie na najwyższy szczyt Kaukazu, Elbrus. - Podczas jednego z festiwali górskich Andrzej podszedł do mnie i zapytał: wujek, kiedy razem pojedziemy w góry? - wspomina Janusz Gołąb. Pierwszą wspólną wyprawą był wyjazd w 2017 roku na K2. Wtedy Andrzejowi nie udało się zjechać z ośmiotysięcznika, zrobił to rok później.
Trzeba wiedzieć, kiedy się wycofać
Janusz Gołąb podkreśla, że w tym co robi Andrzej Bargiel, nie ma szaleństwa. Każda wyprawa, wyzwanie są przemyślane. Bargiel potrafi powiedzieć: stop i wycofać się.
- Rezygnacja to nie jest przegrana, to bagaż doświadczeń, który przywozi się z wyprawy i można z niego korzystać w przyszłości. Andrzej, mimo młodego wieku, bardzo dobrze rozumie góry, ma do nich dużo szacunku i pokory - podkreśla Janusz Gołąb. W górach ważny jest partner wspinaczkowy. Osoba, na której można polegać i ufać w stu procentach. Janusz Gołąb podczas rozmowy wspomina niedawną śmierć Kacpra Tekielego, z którym obaj z Andrzejem się przyjaźnili. - Kacper był w górach sam, splot niefortunnych zdarzeń doprowadził do tragedii. Ostatnio z Andrzejem rozmawialiśmy o tym, jak ważne jest wsparcie partnera, zgodnie z zasadą "co dwie głowy, to nie jedna". Ostatnie, tragiczne wydarzenie na pewno potęgują w człowieku uwagę, koncentrację i ostrożność.
Andrzej ma zwierzęce czucie gór
- Andrzej ma zwierzęce czucie gór - mówi trener Piotr Sadowski, z którym Bargiel współpracuje od wielu lat. - Andrzej w Tatrach spędził bardzo dużo czasu, w różnych warunkach, w mrozie, śnieżycy, upale, deszczu. Dzięki temu działa instynktownie, wie, kiedy należy się wycofać - dodaje trener. - Największym talentem Andrzeja jest jego pasja. Ta ogromna pasja spowodowała, że całe swoje życie podporządkował treningom. Dzięki niej osiąga tak wiele.
Wejście na ośmiotysięcznik to dopiero połowa drogi. - Największe zagrożenie i gigantyczne obciążenie dla organizmu to zjazd, momentami piekielnie trudny. Andrzej do wspinaczki jest doskonale przygotowany, wejście na szczyt, jeżeli pogoda będzie dobra, nie powinno sprawić mu problemu. Ogromnym wyzwaniem jest sam zjazd. Schodząc możemy się asekurować, mamy czekany do dyspozycji, tego na nartach nie ma. Andrzej będzie zjeżdżał również fragmentami wspinaczkowymi, gdzie kąt nachylenia wynosi 55-60 stopni - opowiada Piotr Sadowski.
Zdjęcie warte więcej niż tysiąc słów
Bartek Pawlikowski jest fotografem. Znają się z Andrzejem Bargielem od kilku lat, byli wspólnie już na czterech wyprawach. Bartek i Maciek Sulima zajmą się dokumentacją wyprawy. - Mam jeden aparat, jedną dodatkową baterię, kilka kart, jeden dodatkowy obiektyw - wylicza Bartek Pawlikowski. - W góry zabieram niewiele sprzętu, chodzi o to, żeby za dużo nie dźwigać.
Bartek Pawlikowski przyznaje, że nie ma konkretnego planu na zdjęcia. Większość powstanie spontanicznie, reportażowo, tylko niewielka część jest zaplanowana. - Pstrykam bardzo dużo, to są tysiące zdjęć. Po każdej wyprawie powstaje fotoksiążka na pamiątkę - opowiada Bartek Pawlikowski. - Robienie zdjęć w wysokich górach jest jedyne w swoim rodzaju. Góry są ogromne. Trzeba podejmować decyzję, czy chcesz zrobić zdjęcie człowiekowi czy otoczeniu. Skala jest tak duża, że człowiek jest jedynie małym elementem. Robię serię zdjęć, a później wybieram najlepsze.
Boję się, jak każdy człowiek
Hic sunt leones - ta łacińska sentencja w dosłownym tłumaczeniu znaczy "tu są lwy". Używa się jej do określania nieodkrytych terenów. Andrzej Bargiel nazwał tak swój autorski projekt narciarski. Celem są zjazdy z najwyższych szczytów Ziemi i jak mówi sam Bargiel "udowodnienie, że narciarstwo możliwe jest nawet na dachu świata".
- Mamy lato, a mnie ciągnie w góry wysokie, ciągnie mnie na narty - mówi Andrzej Bargiel.
Czy Andrzej Bargiel się boi? - Boję się jak każdy człowiek. Jeżeli czuję duży lęk, to rezygnuję z moich planów bądź je modyfikuję. Ten strach jest naturalnym hamulcem, blokadą przed szaleństwem.
Tekst: Katarzyna Piątkowska