Polskie Tatry bez tłumów? Wystarczy wybrać ten tajemniczy zakątek
Z dala od zgiełku, tłumu turystów, kurzu asfaltowej drogi na Morskie Oko, na pięknej polanie w Tatrach Wysokich stoi schronisko. Niewielkie, drewniane, klimatyczne. Z niezwykłą historią w tle. Kiedyś mekka taterników, dziś jedno z najbardziej urokliwych miejsc w Tatrach. Wystarczy, że odrobinę zboczysz z drogi a znajdziesz się tam, gdzie wszystko się zaczyna.
Schronisko w Dolinie Roztoki
Trafić do niego tak łatwo i aż dziw bierze, że tak niewielu turystów decyduje się, aby do niego zejść. Schronisko znajduje się zaledwie 800 metrów poniżej drogi do Morskiego Oka u wylotu Doliny Roztoki w Dolinie Białki. Podczas, gdy po asfaltowym szlaku nieustająco płynie rzeka turystów, wśród lasów na polanie nad Białką, słychać to, po co się w Tatry jedzie. Ciszę, przerwaną jedynie dźwiękami natury.
Do schroniska początkowo idzie się tym samym, czerwonym szlakiem, który prowadzi do Morskiego Oka. Początek wędrówki znajduje się w Palenicy Białczańskiej. Asfaltową drogą należy dojść do Wodogrzmotów Mickiewicza. Znajduje się tam plac, na którym można odpocząć, z ławami i stołami oraz toaletami. Jedni turyści ruszą stamtąd do Doliny Pięciu Stawów Polskich, większość podąży dalej do Morskiego Oka a tylko nieliczni skuszą się na zejście do schroniska w Dolinie Roztoki. I z pewnością tego nie pożałują.
Zaledwie kilkunastominutowy spacer dzieli zatłoczony asfaltowy szlak i bajeczną polanę. Idąc pierwszy raz w dół, po kamiennych schodach, takiego widoku się nie spodziewałam. Skąpana w słońcu polana z drewnianym, uroczym schroniskiem, od razu skradła moje serce. Zaledwie chwilę temu otaczał mnie tłum turystów a chwilę później zaledwie kilku. Rozpostarci na leżakach, rozkoszowali się ciszą i spokojem. I pysznym jedzeniem. Bo to schronisko słynie z nieziemskiej, domowej kuchni. Legenda głosi, że kto choć raz spróbuje zupy borowikowej lub czosnkowej już nigdy nie zje lepszej. Nie można zapominać o tatrzańskim klasyku, szarlotce, ponoć najlepszej w polskich Tatrach!
Schronisko w swojej długoletniej historii miało wielu właścicieli. Od kilkunastu lat prowadzą je Anna i Stefan Krupowie. Co niezwykłe, mieszkają tu wraz z synami Bolkiem i Józkiem, na stałe. Będąc w schronisku miałam okazję porozmawiać z Panią Anią: "Mieszkamy tu od 15 lat. Na początku miałam wątpliwości czy to dobry pomysł, aby prowadzić schronisko, ale męża zawsze ciągnęło w góry, dużo się wspinał, namawiała nas też rodzina. Zamieszkaliśmy w schronisku, jak nasz starszy syn miał roczek. Na początku było ciężko. To było wyzwanie. Turyści za ścianą, wspólna kuchnia, łazienka. Zero prywatności. Jak byłam w ciąży z Józkiem przeprowadziliśmy się do małego budynku, obok który do tej pory stał niezagospodarowany. Dzięki temu możemy "z pracy" iść "do domu". Codziennie wozimy dzieci do szkoły, to dla nas normalność, one też nie wyobrażają sobie innego miejsca do życia. Staramy się, aby w schronisku panowała domowa atmosfera, aby każdy czuł się tu dobrze. To niezwykłe miejsce z tradycjami taternickimi. Mamy takie powiedzenie "tu wszystko się zaczyna", bo początek wielu wypraw miał miejsce właśnie w naszym schronisku".
Mekka taterników
Schronisko Roztoka jest jednym z najstarszych w polskich Tatrach. Pierwszy budynek powstał w 1876 roku przy starej drodze do Morskiego Oka. Częstymi gośćmi byli tu Walery Eljasz-Radzikowski, Tytus Chałbiński czy Stanisław Witkiewicz. Schronisko tętniło życiem. W 1902 roku wybudowano nową drogę do Morskiego Oka a w 1912 roku nowy budynek schroniska. Spotykali się i biesiadowali w nim turyści i taternicy a przygrywał im jeden z pierwszych gospodarzy schroniska Bartuś Obrochta, słynny podhalański muzyk. Ponoć lepszy muzyk niż gazda. Często schroniskową kuchnię zaopatrywali turyści, bo gospodarz nie miał do tego głowy.
W okresie międzywojennym schronisko stało się prawdziwą mekką dla taterników. Była to idealna baza wypadowa, zwłaszcza na zdobywanie szczytów u naszych sąsiadów. Na rzece Białka był mostek, którym można było swobodnie przechodzić na stronę czechosłowacką.
Ostatnie wyjście wybitnego taternika
W schronisku w Dolinie Roztoki w okresie międzywojennym spotykali się wybitni polscy taternicy. Jednym z nich był Wiesław Stanisławski. Zamienił pojęcie taternik-turysta na taternik-sportowiec. Dokonywał wyczynów ekstremalnych jak na owe czasy, eksplorował Tatry latem i zimą, wytyczał nowe drogi wspinaczkowe. Porywał się na największe tatrzańskie ściany a jego mottem było: im trudniej tym lepiej. Ten młody chłopak z Lublina miłością do gór zapałał w wieku 16 lat. Od tego momentu jego górska pasja obfitowała w sukcesy i niebywałe wyczyny. Wraz z Bronisławem Czechem i Lidą Skotnicówną pokonali północną ścianę Żabiego Konia, co było przełomowym wydarzeniem w świecie taternickim. Nie bez kozery okres działalności tego wybitnego taternika nazywany jest "erą Stanisławskiego". Dużo czasu spędzał w schronisku w Dolinie Roztoki, stąd też wyruszył na swoją ostatnią wyprawę. Zginął 4 sierpnia 1933 roku na ścianie Kościółka w Dolinie Batyżowieckiej. Miał zaledwie 24 lata.
Tragedia niedźwiedzicy Magdy
Ze schroniskiem w Dolinie Roztoki wiąże się też tragiczna historia niedźwiedzicy. Powinna być ona przestrogą dla turystów, którzy dokarmiają dzikie zwierzęta. Niedźwiedzica, nazwaną przez pracowników schroniska Magdą, była od małego dokarmiana przez ludzi. Z rozkosznego niedźwiadka wyrosła olbrzymia niedźwiedzica, której wizyty w schronisku obrosły legendą a ślady pazurów na drzwiach długo straszyły. Magda nie bała się ludzi, podchodziła blisko budynku, rozgrzebywała śmietniki w poszukiwaniu jadalnych odpadów.
Jej wizyty były "atrakcją" dla turystów, którzy obserwowali to ogromne, dzikie zwierzę przez okna roztoczańskiego schroniska. Magda coraz częściej składała wizyty w schronisku, już nie tylko nocą. Potrafiła ukraść plecak z jedzeniem biwakującym turystom. Niedźwiedzica była zdeterminowana w poszukiwaniu pożywienia, miała do wykarmienia trzy swoje pociechy. Sytuacja wymykała się spod kontroli, dlatego zdecydowano się na odłowienie niedźwiedzicy i jej młodych. W 1991 roku Magda została wywieziona do wrocławskiego ZOO. Zmarła niedługo potem. Dla dzikiej niedźwiedzicy ZOO było "więzieniem" w którym nie umiała żyć. To lekcja dla tych, którym wydaje się, że zostawianie jedzenia na szlaku jest nieszkodliwe.
Spacer dla każdego
Wędrówka do schroniska w Dolinie Roztoki to propozycja dla każdego i doskonała alternatywa dla pięknych, ale często zatłoczonych Dolin Chochołowskiej i Kościeliskiej. Szlak jest prosty i niezbyt długi. Droga do schroniska z Palenicy Białczańskiej nie zajmie nam więcej jak godzinę. Dużo więcej czasu należy przeznaczyć na rozkoszowanie się tym uroczym miejscem.
Tekst: Katarzyna Piątkowska