"Jabłka obieramy od szóstej rano". Tatrzańska szarlotka to hit wśród turystów
Będąc w Tatrach, trzeba jej skosztować. Koniec. Kropka. Można sprzeczać się jedynie o to, która jest najlepsza. Szarlotka tatrzańska to legenda. Powstają rankingi na najsmaczniejszą, turyści dzielnie przemierzają górskie szlaki, aby jej spróbować. Znajdziecie ją w każdym ze schronisk po polskiej stronie Tatr. Jedynie na Hali Kondratowej zamiast słynnej szarlotki zaserwują wam piernik, zresztą równie wyborny.
Nie wiem, którą lubię najbardziej. Czy tą polaną śmietaną i ozdobioną górskimi jagodami ze schroniska w Chochołowskiej, czy z owocami sezonowymi i polewą waniliowo-śmietanową na Hali Ornak, rozpływającą się w ustach z Roztoki czy podaną z lodami w słynnej "Piątce". Trudno się zdecydować, bo wszystkie są pyszne. I wszystkie mają w sobie magię gór. Nigdzie indziej ten tradycyjny wypiek nie smakuje tak dobrze, jak w Tatrach. To właśnie jest jej sekret! Szarlotka z widokiem na góry!
Zobacz również: Szarlotka sypana. Prosty przepis na pyszny deser
Skąd się wzięła tatrzańska szarlotka?
W poszukiwaniu "korzeni" tatrzańskiej szarlotki wybrałam się do schroniska na Halę Ornak w Dolinie Kościeliskiej. Wiedziałam, że tam poznam historię ciasta z najlepszego źródła. Schronisko od 1996 roku prowadzi Hanka Gąsienica-Daniel z mężem Grzegorzem. Wcześniej przez pięć lat pracowali tu razem z ojcem Hanki, Józefem Krzeptowskim, który prowadził schroniska w Roztoce, w Dolinie Pięciu Stawów Polski, Włosienicy, Ornaku i Dolinie Chochołowskiej.
Przepis na szarlotkę spod samiuśkich Tater przekazywany jest z pokolenia pokolenie. Pierwszy raz jabłka obrała, pokroiła w cieniutkie plasterki i posypała cynamonem Maria Krzeptowska w schronisku w Dolinie Roztoki. Działo się to w latach trzydziestych, kiedy Maria gazdowała w schronisku. "Pieczenie szarlotki zapoczątkowała moja babcia, to rodzinna tradycja. Przepis jest bardzo prosty, ale nie będę go podawała!" - wspomina z uśmiechem Hanka Gąsienica-Daniel, Rozmawiamy o historii szarlotki ... jedząc szarlotkę w schroniskowy pokoiku, tuż obok kuchni. Powietrze przesiąknięte jest cynamonowym zapachem. Bliskość kuchni pozwala na podejrzenie procesu wypieku szarlotki, a właściwie jej końcowego etapu - kiedy na dużym blacie lądują blachy z ciastem. Hanka co rusz wstaje od stołu, aby osobiście dopilnować słynnego wypieku. Posypuje pudrem, kroi, polewa, nakłada na talerze. Niemal niekończąca się praca, bo chętnych jest wielu. W ładny dzień w schronisku jest tłoczno a kolejka ciągnie się przez całą salę.
Rodzinny przepis na szarlotkę wędrował od schroniska do schroniska. Do Doliny Pięciu Stawów Polski, z "Piątki" na Halę Ornak i dalej do Chochołowskiej.
- Mój tata był wielkim smakoszem, uwielbiał wszelkie słodkości. Nie wystarczyło mu samo ciasto, więc próbował różnych dodatków, a to śmietaną polał, a to polewą borówkową. Jak spróbował szarlotki z tymi dodatkami, to stwierdził, że jest tak pyszna, że to w ten sposób trzeba ją serwować gościom. I tak powstał słynny deser Chochołowski - opowiada Hanka Gąsienica-Daniel. - Borówki zbierają kobietki z pobliskich wsi, owoce się zasmaża i powstaje pyszna polewa. W Chochołowskiej szarlotkę z tą właśnie polewą podają cały rok. My mamy dodatki sezonowe. Świeże borówki, truskawki albo maliny. Zimą ciasto podajemy z pomarańczą i bardzo fajnie smakuje.
Obieranie jabłek, jak opowiada mi Hanka Gąsienica-Daniel, kiedyś śniło się jej po nocach. To niekończąca się i żmudna praca. Kiedyś używano nożyków, dziś są specjalne obieraczki, które trochę ułatwiają zadanie. - Zawsze namawiam dziewczyny, żeby wyszły na pole obierać jabłka, jak jest ładna pogoda. Siadają wtedy w słońcu, rozmawiają, śmieją się. Praca idzie szybciej i przyjemniej.
Jeszcze całkiem niedawno szarlotkę wypiekano w piecu drzewnym, ale nie było to proste zadanie. Ciasto przypalało się, piekło nierówno. Teraz pieca drzewnego używa się jedynie zimą. Tuż obok budynku schroniska powstała "ciastkarnia" tak pomieszczenie z wielkim piecem elektrycznym nazywa Hanka. Nie ma tu prądu, ale na czas wypiekania ciasta włączany jest agregat. Jednorazowo w piecu piecze się dziesięć blach z ciastem.
Setki porcji dziennie
Po wizycie w schronisku na Hali Ornak postanawiam odwiedzić jeszcze Dolinę Chochołowską. W tamtejszym schronisku serwują słynny deser Chochołowski, czyli szarlotkę polaną śmietaną i polewą z jagód górskich. Pani Basia Plata, która pracuje w schroniskowej kuchni od 18 lat, uchyliła mi rąbka tajemnej sztuki przyrządzania deseru. - Codziennie obieramy pięć, sześć skrzynek jabłek. W sezonie zaczynamy już o szóstej rano i przez około dwie godziny dwie lub trzy osoby obierają jabłka. Mamy już w tym wprawę. To ciężka praca, ale jesteśmy już przyzwyczajone. Do pieca jednorazowo wkładamy pięć dużych blach z ciastem. W weekendy lub święta, jak jest ładna pogoda, z pieca "schodzi" ponad 30 blach. Każda to 30 porcji. Szarlotkę robimy na bieżąco, wiemy już mniej więcej, ile trzeba obrać jabłek i ile zrobić ciasta. Odkąd pracuje w schronisku w Dolinie Chochołowskiej, czyli od 18 lat, pieczemy szarlotkę, według tej samej, tradycyjnej receptury.
Spróbowanie szarlotki to obowiązkowy punkt wizyty w Tatrach. Którąkolwiek wybierzecie zapewniam, że będzie smakować. Bo to nie tylko słodki deser, ale prawdziwa nagroda za trud wędrówki, zdobycie szczytu, po prostu słodka tradycja!