Podróże osobiste: "Indii nie trzeba kochać, ani nienawidzić. Indiom trzeba dać szansę". Polka mieszka tu od pięciu lat i szczerze rozprawia się z mitami
Nieraz twierdziła, że do Indii pojedzie dopiero wtedy, gdy odwiedzi wszystkie inne państwa świata. Życie jednak przygotowało dla niej inny scenariusz i od pięciu lat mieszka na stałe w kraju, który stał się jej drugą ojczyzną. Aleksandra Zalewska, specjalistka do spraw komunikacji międzykulturowej i pisarka, pilotka wycieczek po Azji, autorka insta bloga @alekzandra_zalewska_indie otwiera przed nami drzwi swojego hinduskiego domu, rozkładając na czynniki pierwsze najbardziej rozpowszechnione stereotypy na temat Indii. Czy krowa faktycznie jest święta? Czy planując podróż, koniecznie trzeba wziąć ze sobą zapas konserw i papieru toaletowego?
"Podróże osobiste" to autorski cykl, realizowany przez Joannę Leśniak. W swoich reporterskich opowieściach autorka zabiera nas w mniej znane zakątki Polski i Europy, w poszukiwaniu tego, co warte zobaczenia, usłyszenia, posmakowania. W jej historiach kryją się nie tylko własne doświadczenia, ale również opowieści lokalnych mieszkańców i ciekawostki, wyszukane w przewodnikach.
"W moim hinduskim domu" to najnowsza książka Aleksandry Zalewskiej, mieszkającej od 2019 roku w Indiach. Opisuje w niej swoją codzienność, znajomych i kuchnię induskiej teściowej, ale pomaga też przygotować się do potencjalnej podróży. Przy okazji obala mity, do których przyzwyczaiła nas m.in. popkultura. Poznajemy Indie z perspektywy nie tylko osoby żyjącej w tym ogromnym kraju na co dzień, ale też specjalistki związanej od lat z branżą turystyczną.
Spis treści:
Przeprowadzka do Indii
Joanna Leśniak: Zapraszasz czytelnika do swojego hinduskiego domu, który przecież nie jest nim od zawsze. Książkę zaczynasz od tego, że Indie przez długi czas nie były na szczycie listy podróżniczych priorytetów. Pojawia się zdanie "kto normalny płaci, żeby pojechać do tak strasznego kraju, jak Indie?". Twój pierwszy raz był poniekąd dziełem przypadku i wiązał się ze sprawami zawodowymi. Czego obawiałaś się najbardziej?
Aleksandra Zalewska: - Bałam się tego, z czym kojarzone są Indie. Spodziewałam się chaosu, krów na ulicach, wszechobecnej biedy. Bałam się jedzenia i tego, że najpewniej będzie wyłącznie ostre, potencjalnego zatrucia pokarmowego. Do tej pory kojarzyłam tę kuchnię wyłącznie z dwóch restauracji w Polsce i to nie było przyjemne doświadczenie.
Jak zareagowali twoi rodzice i przyjaciele na wieść o przeprowadzce? Próbowali odwieść cię od tego pomysłu?
- Faktycznie, rodzice obawiali się samych Indii. Słyszeli o tym kraju to, co wszyscy. Bardziej jednak zastanawiali się, kim jest osoba, dla której podjęłam taką decyzję. W końcu będę kilometry od domu i w razie problemów nie wpadną na weekend, żeby sprawdzić, jak się ich córka miewa. Przełomowy moment miał miejsce właśnie w 2019 roku, kiedy mój mąż, a wtedy jeszcze narzeczony, przyleciał do Polski na święta Bożego Narodzenia. Gdy go poznali, zobaczyli, kim jest i jak się zachowuje, uspokoili się i wszelkie obawy zniknęły. Moi znajomi? Chyba nie byli zaskoczeni, bo nigdy nie zaliczałam się do osób, które byłyby w stanie usiedzieć w Polsce w jednym miejscu. Bardziej zastanawiali się nad kwestią wyboru Indii, który wydawał się dość kontrowersyjny. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że życie w mieście w Indiach w zasadzie nie różni się od życia w mieście w każdym innym kraju na świecie.
Kraj stereotypów?
W swojej książce, ale też w mediach społecznościowych i na blogu walczysz z różnymi stereotypami na temat Indii. Wyłącznie ostre jedzenie, brud, konieczność zapakowania do bagażu własnego papieru toaletowego... Czy z drugiej strony jest jakiś mit, który faktycznie znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości?
- Krowy. Co prawda krowa nie jest święta w takim rozumieniu, jakie towarzyszy Polakom. Wiele osób myśli, że skoro przy świątyni widać posąg krowy, to ktoś jej oddaje boską cześć. To najczęściej jest wizerunek byka Nandi, towarzysza boga Śiwy. Da się spotkać figurki przedstawiające krowy, ale nie są one czczone. Prawdą jest, że zwierzęta przebywają na ulicach, wzdłuż dróg. Jednocześnie nie jest tak, że są otaczane wyjątkową opieką. Oczywiście nikt nie chce ich krzywdzić, często są też dokarmiane przez okolicznych mieszkańców, gdy kręcą się w okolicy sklepów czy straganów.
- Co jeszcze się potwierdziło? Na pewno to, że w Indiach nie ma ciszy. Niezależnie od tego, gdzie mieszkamy, zawsze towarzyszą nam jakieś dźwięki. Nawet jeśli mamy wszystkie okna pozamykane, to wystarczy, że obok jest droga. A kierowcy w czasie jazdy ciągle trąbią. Te odgłosy Indii potrafią być uciążliwe. W pewnym momencie zaczęłam je ignorować i nie sprawiało mi to kłopotu. Do czasu aż pojawiło się dziecko. Nie oczekuję stuprocentowej ciszy, jakbym była w Polsce pośrodku lasu. Ale bywa naprawdę ciężko, gdy próbuję położyć córkę spać, a mąż zaczyna gotować. Gotowanie w Indiach też jest głośne, bo jedzenie przyrządza się w szybkowarach, które mają gwizdki. W międzyczasie sąsiedzi zaczynają wiercić, a w bloku obok, np. o godzinie 22 zaczyna się impreza. Albo przejeżdżają motory, albo idzie procesja do świątyni. Trąbią i dudnią. Tutaj nie ma takiej pory dnia, kiedy da się zaznać kompletnej ciszy.
Podkreślasz, że specyfika każdego kierunku podróży jest nieco inna. Nie da się mierzyć jedną miarą Indii i Włoch. Nawet zdobyte w Azji doświadczenie często okazuje się nieadekwatne do warunków indyjskich. Z jednej strony w świadomości wielu osób funkcjonuje przekonanie o duchowym wymiarze podróży do Indii, z drugiej mówisz o wszechobecnym hałasie. Czy Indie sprawdzą się jako cel wyjazdu nastawionego na wypoczynek?
- Oczywiście. To nie jest tak, że w całych Indiach nie znajdziemy miejsca, które byłoby spokojniejsze. Najwięcej osób kieruje się do stanu Goa. Tutaj turyści udają się z zamiarem odpoczynku, oderwania od rzeczywistości. Co prawda są tu punkty bardziej imprezowe, ale znaleźć można też kurorty, gdzie jest zaciszniej. Mniej popularnym kierunkiem, a całkiem niedaleko Goa, jest Gokarna w stanie Karnataka, gdzie mieszkam. Trzeba jednak pamiętać, że nie na wszystko mamy wpływ. Rozmawiałam ze znajomą, która twierdziła, że w ciągu dnia jest przepięknie - ptaki śpiewają, słychać tylko szum fal. Wieczorem jednak nieopodal zaczyna się impreza i muzyka po prostu dudni. Jeśli nasz ośrodek wypoczynkowy jest niedaleko świątyni i trafimy na jakieś święto, to będzie procesja, słonie, trąbki, a obchody mogą trwać od rana do późnej nocy. Andamany i Nikobary to wyspiarskie tereny, na których również można szukać spokoju, przypominają trochę Malediwy. Najbardziej urokliwe i zaciszne będą jednak Lakszadiwy.
W książce wspominasz o tym, że artykuły blogowe i podobne źródła są przede wszystkim czyjąś subiektywną opinią lub specjalnie na światło dzienne są wyciągane wyłącznie sensacyjne wiadomości. Jak szukać informacji w kontekście podróży do Indii, które nie byłyby przekoloryzowane czy nieaktualne?
- Przede wszystkim trzeba skupić się na kwestii bezpieczeństwa. To jest chyba zawsze największa bolączka każdego, kto myśli o Indiach. Początek to strona Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jeśli pojawia się czerwony alert, faktycznie świadczy to o jakimś zagrożeniu. Mam jednak wrażenie, że Indie zawsze są określane w Polsce jako kraj wysokiego ryzyka. Dzieje się tak głównie ze względu na sytuację z Pakistanem, z którym napięte stosunki trwają już kilkadziesiąt lat. Dżammu i Kaszmir to teren konfliktowy i w tym przypadku poważnie zastanawiałabym się nad tym, czy to bezpieczny kierunek.
- Patrząc na Indie ogólnie, to tak, różne sytuacje miały tutaj miejsce, ale nie jest to wyjątek na tle całego regionu. Turystyczne miejsca zawsze mogą przyciągać ludzi ze złymi zamiarami, niezależnie od kraju. Przez ostatnie pięć lat nie słyszałam o żadnym większym incydencie, który mógłby stanowić zagrożenie i powód do rezygnacji z przyjazdu. Gdzie jeszcze szukać informacji? Nieskromnie przyznam, że moja książka to duże kompendium wiedzy, zwłaszcza dla osób podróżujących na własną rękę. Transport, noclegi - najważniejsze tematy zostały poruszone. Robiąc rozeznanie, warto bazować na źródłach anglojęzycznych - polskich źródeł wcale nie jest tak dużo. Nie jestem zwolenniczką czerpania wiedzy od blogerów podróżniczych, którzy często traktują temat po łebkach, niejednokrotnie informacje kopiują od innych, bez samodzielnej i rzetelnej weryfikacji. Podczas pracy nad książką zdarzyło mi się trafić na twórcę internetowego, który przyleciał do Indii i był w szoku, że jest tu metro i ruch lewostronny. Widać brak podstawowego researchu.
Indie kobiecym okiem
Indie raczej nie znajdują się na listach krajów najbezpieczniejszych dla kobiet. Piszesz o sytuacjach, w których Indusi chcą robić sobie zdjęcia z turystkami i nie wiadomo, gdzie fotografie i w jakim kontekście potem trafiają. Jednocześnie podkreślasz, że kluczem w podróżowaniu jest zdrowy rozsądek, który trzeba zachować zarówno w Indiach, jak i w Warszawie. Czy to według ciebie najważniejsza zasada "kobiecego" podróżowania?
- To absolutna podstawa. Zawsze to powtarzam, niezależnie od tego, jaki kraj wybierzemy na swoją destynację wakacyjną. Jak człowiek bardzo chce być odkrywcą, zapuszczając się w nieciekawe dzielnice, czasami może się to dla niego nie najlepiej skończyć. Temat nie różni się wiele od tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie czy nawet w Ameryce Południowej. Wszędzie, gdzie kultura jest nieco inna i nie do końca dla nas zrozumiała. Zwiedziłam całą Azję Południowo-Wschodnią i tam europejski turysta nie jest dla mieszkańców szczególnie atrakcyjny. Zupełnie inaczej jest już na Bliskim Wschodzie i właśnie w Indiach.
- Polki są atrakcyjne, więc będą rzucać się w oczy. Biała kobieta zawsze zwraca uwagę. Nie dajmy się zwieść nadmiernym pochlebstwom. Ludzie w Indiach są ciepli, gościnni i pomocni, ale jeśli takim traktowaniem raczy nas samotny mężczyzna lub grupa mężczyzn, powinna nam zapalić się czerwona lampka. Powinna być sygnałem, że zwiedzanie Indii na jego motorze lub nocleg na jego kanapie nie jest najlepszym pomysłem i może nie skończyć się dobrze. Zresztą ta zasada dotyczy każdej kultury i każdego kraju. Należy przemyśleć też kwestię ubioru. Znajdujemy się w kręgu kultury, która nieco inaczej patrzy na to, co w ciele można pokazywać, a czego nie. W sari mamy np. zasłonięte nogi, więc chodzenie w krótkich szortach może być postrzegane jako wyzywające. Lekki, przewiewny, ale osłaniający nogi, dekolt czy ramiona strój jest zwyczajnie praktyczny. Będziemy w stanie wejść do świątyni czy innych miejsc wymagających odpowiedniego ubrania.
"Indiom trzeba dać szansę"
Wspominasz o tym, że Indie są trudne do zrozumienia - jak sobie ułatwić to zadanie?
- Nie musimy od razu studiować wszystkich możliwych książek, jakie są dostępne na rynku, choć na pewno pozwolą lepiej zrozumieć ten kraj. Warto troszkę odciąć się od tego, co słyszy się w mediach i pozwolić sobie na odkrywanie Indii samodzielnie - bez narzuconej tezy i uprzedzeń. Zasadniczy wpływ na nasz odbiór Indii będzie miała decyzja, czy pojedziemy samodzielnie, czy z biurem, a jeśli tak, to z jakim. Nie da się ukryć, że oferta nie jest bardzo szeroka, a programy są dość monotonne. Zawsze podkreślam, że cena wpływa na jakość, a to odbije się na naszych wrażeniach. Indie może nie są tak drogie, jak niektóre kierunki, ale jednocześnie nieprawdą jest, że Indie są tanie. Dobry hotel w turystycznym centrum, blisko atrakcji będzie kosztował znacznie więcej niż jakaś rudera na obrzeżach miasta. Ewentualne reklamacje dla operatorów masowych wycieczek są wliczone w koszty - dla nich liczy się ilość, nie jakość.
- Zrozumienie Indii zależy też od naszego przygotowania. Ludzie często nie zdają sobie sprawy z rozmiaru tego kraju. Z tego, jak długo zajmuje przemieszczanie się między poszczególnymi miejscami. Jak działają pory roku - nie zawsze jest ciepło. W grudniu i styczniu najbardziej malownicze miejsca mogą być zasnute mgłą i smogiem, a podczas zwiedzania będzie po prostu zimno. Bez właściwego planowania nasze wrażenia z Indii nie będą dobre.
Jednym z potężnych stereotypów jest brak higieny, zwłaszcza w kontekście jedzenia. Rozprawiasz się z mitem, tłumacząc, że nawet najmniejsze stoiska są kontrolowane przez tamtejsze służby. Co najbardziej zaskakuje klientów, z którymi pracujesz? Jakie są komentarze po tych wyjazdach?
- Większość osób jest zaskoczona tym, że Indie, które widzą na miejscu, to nie są Indie, które widzieli w telewizji. Kojarzą z doniesień medialnych wąskie uliczki, konieczność przepychania się między ludźmi. Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy. Wyjazd do Indii postrzegany jest niemal jak wycieczka survivalowa. Tymczasem okazuje się, że nie jest to zgodne z rzeczywistością. Wiele osób jest zaskoczonych jedzeniem. Standardem jest to, że ludzie przywożą ze sobą kabanosy, konserwy i różne paczki żywieniowe. Na koniec wyjazdu okazuje się, że nie wiedzą, co z nimi zrobić, bo w Indiach nie tylko jedli, ale przede wszystkim jedli smacznie i nie mieli problemów żołądkowych.
Zobacz też: Największe miasto w Polsce. Nie mówimy o stolicy
Po termin ślubu do astrologa? Nawet godzina ma znaczenie
Jacy są ludzie w Indiach? Po lekturze książki można odnieść wrażenie, że Indusi są przesądni. Czy różnorodne wierzenia i drobne rytuały są praktykowane przez młode pokolenia?
- To chyba jest wbudowane w indyjskie DNA. Być może działa to współcześnie na zasadzie, że niekoniecznie muszę wierzyć, że pewne rytuały pomogą, ale lepiej się ich trzymać, niż później żałować. Ważnym elementem życia jest astrologia, na podstawie której ocenia się np. powodzenie związku. Choć nie jest to absolutny wyznacznik, w wypadku rozstania zawsze można usprawiedliwić to niezgodnością w horoskopie. Drobne niepowodzenia życiowe zrzucane są na zjawisko "złego oka". Zarówno kobiety, jak i mężczyźni uwielbiają nosić biżuterię, a astrolog jest w stanie doradzić, jaki kamień i jakiej wielkości będzie sprzyjał najbardziej. Szczegóły są ważne - w zależności od palca, na który założymy pierścionek, zapewnimy sobie powodzenie w karierze albo szybszym znalezieniu drugiej połówki.
Brałaś ślub w Indiach. Zdecydowaliście się zarówno na cywilny, jak i ceremonię świątynną. W książce pisałaś, że wiele par konsultuje termin z astrologiem, twoja teściowa też o to zadbała. Na drodze stanęła jednak pandemia, były liczne zawirowania. Czy komukolwiek z otoczenia przemknęło przez myśl, że to zły omen?
- Przyznam szczerze, że nawet się śmiałam, że pierwsza data przypadła na kwiecień 2020 roku. Czemu w takim razie astrolog nie przewidział, że będzie pandemia, ja będę akurat w Polsce i nie damy rady tego zrobić? Przecież powinien to wiedzieć! Mówiąc serio, nikt nie odbierał tego jako złego znaku. Ta "astrologia prywatna" nie przewiduje wpływu globalnych wydarzeń na życie człowieka, nie przewiduje przyszłości jako takiej. W tym wypadku skupienie dotyczyło kalendarza urodzeniowego mojego i partnera, aby wyznaczyć pomyślne daty. Wybiera się je zawsze przy ważnych okazjach, a duże znaczenie przywiązuje się nie tylko do konkretnego dnia, ale nawet godziny.
Wejdźmy w progi twojego domu. Czy jest urządzony zgodnie z wastu szastrą (dziedziną zajmującą się organizowaniem przestrzeni w taki sposób, by energia służyła przebywającym w niej osobom)? Czy musiał spełnić jakieś specjalne wymagania, zwłaszcza z perspektywy twojego męża?
- W pierwszym mieszkaniu Abisheka, do którego się wprowadziłam, te zasady mogły nie istnieć. Gdy później zaczęliśmy szukać mieszkania dla siebie, mocniej zwracano mu uwagę na to, że wybór miejsca ze złą wastu szastrą negatywnie wpłynie zarówno na jego karierę, jak i zdrowie pani domu. To oczywiście nie musi być prawda, ale może lepiej się zabezpieczyć niż opłakiwać te skutki? Konsultanci podkreślają, że na dzień dzisiejszy nie da się znaleźć domu idealnego pod tym kątem. Nasze mieszkanie jest zgodne z wastu szastrą w 65 proc. i to wystarcza. Czynniki przemawiające na jego korzyść to fakt, że wychodzi na stronę północną. Sypialnia zlokalizowana jest w południowo-zachodnim rogu, a kuchnia w północno-zachodnim. Przed blokiem znajduje się woda - jezioro, za blokiem wzgórze.
Za czym tęskni się w Indiach?
Czego najbardziej brakuje ci z Polski? W jednym z wywiadów przyznałaś, że w zasadzie jest jedynym krajem, o którym możesz powiedzieć, że go kochasz.
- Najbardziej mojej rodziny. Z bardziej prozaicznych rzeczy - polskich owoców, zwłaszcza malin. Tutaj trudno je dostać. Jeśli już są, to w kosmicznych cenach, a i tak nie mają smaku. Tęsknię za bobem, ogórkami kiszonymi i szerokim wyborem serów! Ser to tutaj towar luksusowy. I ta zieleń polska w okresie wiosenno-letnim. Zapach pierwszego deszczu wiosennego. Co prawda mam szczęście, bo tu, gdzie mieszkam jest raczej zielono, ale to zupełnie inna zieleń. W Polsce jest wiele okazji do pójścia na spacer do lasu, parku, czy wybrania się na rowery. W Indiach raczej nie ma takiej opcji.
Mówisz, że nie wiesz, czy zostaniesz w Indiach na zawsze. Jaki kraj przychodzi ci na myśl jako pierwszy do ewentualnej zmiany adresu?
- Nie mogę zdradzić, żeby nie zapeszać.
***
Kolejny tekst w cyklu "Podróże osobiste" już za dwa tygodnie, w czwartek 2 stycznia.
***
O autorce:
Joanna Leśniak — Absolwentka socjologii o specjalizacji multimedia i komunikacja społeczna. Z Interią związana od 2021 roku. W zawodowej historii przez długi czas zgłębiała dynamicznie trendy związane ze stylem życia. Miłośniczka podróży, quizów i ciekawostek z najróżniejszych dziedzin, która rzadko kiedy wypuszcza z rąk aparat fotograficzny.