Kosztowne błędy klientów. To dlatego przepłacasz w sklepie

Wydaje nam się, że panujemy nad sytuacją. Kupujemy tylko to, czego rzeczywiście potrzebujemy i potrafimy oprzeć się sztuczkom handlowców. Nawet jeśli to prawda, między sklepowymi półkami łatwo stracić głowę, a w konsekwencji wydać o wiele za dużo. Dzięki tym prostym radom być może unikniesz rozczarowania przy kasie.

Eksperci są zgodni, że spontaniczność w czasie zakupów nie popłaca
Eksperci są zgodni, że spontaniczność w czasie zakupów nie popłaca123RF/PICSEL

Sprzedawcy oraz producenci różnego rodzaju dóbr każdego dnia walczą o naszą przychylność. Nic w tym dziwnego, bo na tym przecież polega handel. Świadomy konsument powinien jednak potrafić oprzeć się pokusie i podejmować świadome decyzje zakupowe. Tyle w teorii, bo praktyka wygląda zazwyczaj trochę inaczej.

Wchodząc do sklepu wielu z nas wyłącza zdrowy rozsądek i logiczne myślenie. Zdarza się, że ulegamy najprostszym sztuczkom – żółtym etykietom sugerującym promocję, cenom z końcówką 99, nie zawsze opłacalnym wielopakom czy umiejscowieniu droższych towarów na wysokości wzroku. Górę biorą emocje, a nie rachunek zysków i strat.

Trudno jednak zrzucać całą winę na innych. My też mamy sporo na sumieniu, co potwierdzają proste obserwacje i wyniki badań. Błędy popełniamy również sami z siebie.

Zabierasz ze sobą dzieci

Kilkulatka trudno raczej nazwać świadomym konsumentem. Najmłodsi o wiele łatwiej ulegają prostym emocjom w sklepie, bo nie zastanawiają się nad konsekwencjami. Kiedy ich oczom ukaże się kolorowe opakowanie, stoisko ze słodyczami, produkt reklamowany przez kogoś znanego lub nawiązujący do ulubionej postaci z kreskówki – już przepadliśmy. Nie zawsze, ale chyba dość często ulegamy zachciankom potomstwa, co mało nie kosztuje.

Kupujesz na pusty żołądek

To klasyczna sytuacja, kiedy kupujemy oczami. Głód nie sprzyja podejmowaniu racjonalnych decyzji, a wtedy zazwyczaj wychodzimy ze sklepu z pełnym koszykiem, choć przyszliśmy tylko po kilka podstawowych rzeczy. Dotyczy to oczywiście zakupów spożywczych, bo będąc głodnym, niemal wszystkie apetyczne towary na półkach wydają nam się niezbędne. Wiele z nich później zalega w naszych szafkach i lodówkach, co może doprowadzić do marnowania żywności.

Unikasz produktów na wagę

Nie wszyscy mamy potrzebę, aby chodzić po sklepie z kalkulatorem, ale czasami warto to zrobić. A przynajmniej porównać ceny na konkretną jednostkę miary. Przykładów nie trzeba daleko szukać – w niemal każdym hipermarkecie funkcjonuje stoisko z produktami, które możemy samodzielnie zważyć. Wśród nich m.in. makaron, płatki śniadaniowe, ciastka czy nasiona i pestki. Szybko może się okazać, że za 100 g takiego produktu zapłacimy 2 zł. Za dokładnie to samo, ale wcześniej zapakowane przez producenta, już dwukrotnie więcej.

Sięgasz po duży koszyk

Skoro jest, to dlaczego nie skorzystać? Wózka nie trzeba dźwigać i można się na nim oprzeć, więc teoretycznie same zalety. Problemem okazuje się jego wymiary. Standardowy koszyk na kółkach pomieści w sobie zakupy spożywcze nawet na kilka tygodni. Kilka drobnych rzeczy w przepastnym wózku to dla wielu za mało. Podświadomie próbujemy go zapełnić – często, żeby udowodnić swój status. Nie wspominając o tym, że kiedy nic nam nie ciąży w dłoni, w sklepie spędzimy statystycznie więcej czasu.

Nie robisz listy

Od tego chyba powinniśmy zacząć, bo niepozorna kartka czy aplikacja zainstalowana w telefonie naprawdę mogą sporo zmienić. Najwięcej pieniędzy tracimy na zakupy impulsywne, czyli zupełnie nieprzemyślane i często bezsensowne. Szczegółowy spis potrzebnych rzeczy w pewien sposób nas ogranicza, bo zamiast błądzić po całym obiekcie handlowym – szukamy konkretnych stoisk. Całkiem możliwe, że dzięki temu nie ulegniemy kolejnej "promocji", która nie jest wcale żadną okazją.

Nieplanowane zakupy czasami prowadzą do dziury w domowym budżecie
Nieplanowane zakupy czasami prowadzą do dziury w domowym budżecie123RF/PICSEL

Wybierasz zły termin

Handel działa non stop i z niewielkimi ograniczeniami. W niedzielę może być problem z odwiedzeniem ulubionego marketu, ale przez pozostałe dni tygodnia mamy wybór. Jednak rzadko z niego korzystamy. Efekt? Bywa i tak, że trafiamy na moment największego ruchu, a ścisk i kolejki do kas nie sprzyjają podejmowaniu rozsądnych decyzji. Nie wspominając o tym, że jeśli robimy duże zaopatrzenie np. co środę, możemy przegapić naprawdę okazyjne promocje, które zakończyły się dzień wcześniej. W tym przypadku regularność może nie popłacać.

Bierzesz udział w degustacji

Gdy sklepy wielkoformatowe raczkowały w naszym kraju, niemal przy każdym stoisku mogliśmy spotkać uśmiechniętą hostessę. Jedna przygotowywała grzanki, inna gotowała pierogi, ktoś rozdzielał jogurt owocowy albo rozlewał napój do mikroskopijnych kieliszków. Dziś zjawisko to ma znacznie skromniejszy zasięg, ale wciąż się zdarza. Co doradzają eksperci? - Uciekaj! – sugeruje Dan Ariely, ekonomista behawioralny badający zachowania klientów. Według niego czujemy się wtedy zobowiązani i kupujemy więcej zbędnych towarów.

Nie szukasz zamienników

Z naszym przywiązaniem do konkretnych marek bywa różnie, ale często bardziej lub mniej świadomie sięgamy po to, co już znamy. Kiedy do wyboru mamy np. popularny olej za 7 zł, a na niższej półce znajdziemy niemal identyczny produkt, ale tańszy i oferowany przez nieznaną nam firmę – prawdopodobnie kupimy jednak ten pierwszy. Oczywiście na tym polega swoboda konsumpcji, ale czy to na pewno wolny wybór? Świadomy klient nie powinien bać się tańszych zamienników i marek własnych sieci handlowych. Te często różnią się jedynie szyldem.

Robisz zakupy tylko w jednym sklepie

Gdy jest blisko, wtedy grzech nie skorzystać z takiej wygody. To spora oszczędność czasu, jednak nie zawsze pieniędzy. Od czasu do czasu warto odwiedzić kilka punktów handlowych i sprawdzić ich ofertę. Może okazać się odrobinę dalej znajdziemy zawsze świeże i przy okazji znacznie tańsze warzywa, a gdzieś indziej bardziej przystępne będą ceny ulubionych kosmetyków. Nie chodzi o to, by przemieszczać się po całym mieście, bo w konkretnej gazetce trafiliśmy na jedną ciekawą promocję. Można jednak zauważyć pewien trend, a wtedy łatwiej zaoszczędzić.

Nie obserwujesz ekranu przy kasie

To dość powszechna sytuacja. W sklepie wszystko wygląda w porządku, ale po powrocie do domu odnajdujemy na paragonie nieścisłości. Przecież ten jogurt miał kosztować 99 groszy, a nie 1,99 zł. Przy zakupie czterech kartonów mleka jedno miało być gratis, a suma wcale się nie zmniejszyła. No i co robi tutaj droga fit bagietka, skoro wybór padł na najtańszą kajzerkę? Można uniknąć takich przykrych niespodzianek, jeśli będziemy śledzić kolejno kasowane produkty. A jeśli wolisz w tym czasie pakować zakupy, przynajmniej rzuć okiem na rachunek, kiedy jeszcze jesteś w obiekcie.

Robisz zapasy ze świeżych produktów

Kolejny dobitny przykład "jedzenia oczami". Na stoisku warzywno-owocowym wszystko wydaje się takie ładne, pachnące, rumiane i pyszne. W koszyku lądują kolejne zdrowe przysmaki – kilogram chrupiącej marchewki, wielka kiść bananów z promocji, rzodkiewka, cięte zioła, brokuły, dynie i można tak jeszcze długo wymieniać. To jednak moment, aby zastanowić się nad jednym: czy na pewno dasz radę to zjeść, zanim wyschnie lub spleśnieje? Na czarną godzinę warto zaopatrzyć się w mrożone warzywa i owoce. One wcale nie są gorszej jakości, a na pewno nie trafią do kosza na śmieci.

Błędy na paragonie warto zauważyć jeszcze w sklepie
Błędy na paragonie warto zauważyć jeszcze w sklepie123RF/PICSEL

Ignorujesz gazetki i kupony

W Stanach Zjednoczonych powstały nawet programy telewizyjne opowiadające o losach najsprytniejszych konsumentów. Niektórzy potrafią zaopatrzyć się na cały tydzień i zamiast płacić banknotami – sięgają po klaser z wyciętymi talonami. U nas aż takich okazji raczej nie ma, ale ulotki promocyjne mimo wszystko warto śledzić. Być może okaże się, że interesujący nas produkt został bardzo przeceniony. Np. karton mleka za 1,50 zł, zamiast 2,50 zł, gdy kupisz ich 10. Jeśli używasz go regularnie, to realny zysk.

Zakupy traktujesz jako sposób na relaks

Wbrew pozorom, nie dotyczy to wyłącznie buszowania po sklepach odzieżowych czy drogeriach. Niektórzy poprawiają sobie humor w marketach spożywczych, ale ulga nie trwa zazwyczaj zbyt długo. Szybko okaże się, że rachunek jest zdecydowanie zbyt wysoki, a połowy rzeczy nawet nie potrzebujemy. Takie kompulsywne kupowanie wcale nie ukoi skołatanych nerwów, a może poważnie nadwyrężyć domowy budżet. Lepiej znaleźć sobie mniej kosztowne hobby niż walczyć z nudą między półkami.

Nie planujesz posiłków

Dziś zjem to, a później coś się wymyśli – to częsta, ale raczej zgubna "strategia". Kolejnego dnia znowu trzeba odwiedzić sklep i tak w kółko, bo ciągle czegoś brakuje. Nikt nie twierdzi, że musisz być dietetykiem rozpisującym skład każdego dania, jednak posiłki naprawdę warto planować. Zawsze powinniśmy mieć w domu też kilka podstawowych produktów, z których można przygotować awaryjny obiad: makaron, ryż, mrożone warzywa, puszkę pomidorów itp. Chyba, że lubisz stać w kolejkach i codziennie trwonić pieniądze.

Unikasz kas samoobsługowych

Niektórzy wychodzą z założenia, że nie ma sensu wyręczać pracowników sklepów, którym przecież za to płacą. Zdecydowanie wygodniej jest wyłożyć towar na taśmę i niczym się nie przejmować. Ale czy na pewno się opłaca? Kasując produkty własnoręcznie mamy pełną kontrolę nad ostatecznym rachunkiem. Wiemy, co i ile kosztuje, a w razie czego możemy w porę zareagować – odłożyć produkt lub wyjaśnić różnicę z obsługą. Gdy ktoś robi to za nas, łatwo przegapić nieścisłości.

Nie zawsze jesteśmy do końca świadomi, za co płacimy
Nie zawsze jesteśmy do końca świadomi, za co płacimy123RF/PICSEL
"Szczerze o pieniądzach": Kto odpowie za wypadek w czasie pracy zdalnej?Szczerze o pieniądzach
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas