Porządki w szafie pomogły mi uporządkować życie

Trend na pozbywanie się nadmiaru rzeczy jest popularny wśród naszych czytelniczek. Agnieszka opowiada, jak wiele na tym zyskała.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne123RF/PICSEL

Agnieszka Oracz (45 l.) jest inżynierem budownictwa. Ma dwóch nastoletnich synów.

Mam doświadczenie w prowadzeniu domu i lubię robić porządki. Jednak mimo to, jak wiele kobiet, wpadłam w pułapkę ciągłego kupowania i gromadzenia różnych rzeczy. Któregoś dnia dostałam w prezencie modną książkę Marie Kondo "Magia sprzątania". Spodobała mi się jej filozofia, żeby postawić na życiowy minimalizm. Pozbyć się z domu wszystkich zbędnych przedmiotów i zostawić tylko to, co jest nam absolutnie konieczne i co daje nam radość.

To pierwszy krok, który ma zmienić życie - ograniczyć naszą chęć do kupowania i ślepego popadania w spiralę konsumpcjonizmu. Chociaż byłam sceptyczna co do niektórych teorii (zwłaszcza tych, że należy rozmawiać z przedmiotami, a dom wystarczy posprzątać raz a dobrze), niektóre wskazówki miały sens. Przede wszystkim w praktyce okazało się, że lepsza organizacja szafy i domu rzeczywiście przekłada się na inne sfery życia.

Znalazłam swój styl

Marie Kondo radzi, żeby porządkowanie domu zacząć od własnej szafy. Ale nie należy tego robić etapami. Trzeba w jednym miejscu zgromadzić wszystkie bluzki, spodnie, płaszcze, kurtki, torebki i dodatki... Ten zabieg ma nam uświadomić, jak wiele rzeczy z danej kategorii posiadamy. Co nosimy i co lubimy, a co leżało nietknięte na dnie szafy...

Po tym doświadczeniu zauważyłam, że najczęściej noszę koszule, dżinsy, spódnice ołówkowe i proste kardigany. Wybieram klasyczne ubrania w stonowanych kolorach. To jest mój styl. Moje zakupowe szaleństwa, w postaci bluzek z falbankami czy oryginalnych sukienek, wisiały zapomniane wraz z metkami... Bez żalu więc oddałam do PCK to, czego nie noszę. Poczułam ulgę. Od tej pory nie zatęskniłam nawet za jedną rzeczą, której się wtedy pozbyłam. Teraz łatwiej mogę też zorientować się, czego brakuje mi w szafie. Ostatnio dokupiłam T-shirt, który pasuje do ulubionych spodni i kardiganu.

Łatwiej kontroluję wydatki

Mój ciuchowy "rachunek sumienia" uświadomił mi, że wydawałam pieniądze pod wpływem impulsu. Tylko dlatego, że bluzka miała dobrą cenę i ładny kolor... Ale potem nie pasowała do niczego, co mam w szafie, więc ani razu jej nie włożyłam... Teraz nie robię takich nieprzemyślanych zakupów, bo wiem, co mi pasuje, co naprawdę mam szansę włożyć.

Zdarza się, że czasem szarpnę się na dodatkową parę butów, które będę nosić na co dzień albo na fajną torebkę, która przyda mi się do pracy. Nie skusi mnie jednak wieczorowa kopertówka, jeżeli w najbliższym czasie nie planuję wielkiego wyjścia. Niepotrzebnie zajmie mi tylko miejsce w szafie... Wyznaję zasadę, że do domu kupuję tylko to, co AUTENTYCZNIE jest potrzebne. Nie chcę ulegać pokusie i zapełniać mieszkania kolejnymi przedmiotami.

Jeżeli czeka mnie jakiś poważniejszy zakup (ostatnio było to łóżko dla młodszego syna), nie spieszę się z takim wydatkiem. Najpierw porównuję ceny, szukam różnych ofert w sklepach stacjonarnych i w internecie. W takim wypadku zawsze kupuję porządniejszą rzecz (a co za tym idzie często i droższą), bo wiem, że nam dłużej posłuży. Zanim wstawię do domu nowy mebel, najpierw pozbywam się starego (żeby nie przybywało w nim gratów!).

Nie marnuję już swojej energii

Rano nie tracę czasu na szukanie odpowiedniego ubrania do pracy. Otwieram szafę i wybieram to, co akurat mi pasuje. Wszystkie moje ubrania wiszą na wieszakach. W osobnej części mam bluzki i sukienki, w osobnej - spódnice i spodnie. Od razu widzę, co mam i mogę zestawić ze sobą dwie wybrane rzeczy. Bieliznę i skarpetki trzymam w szufladach, odpowiednio posegregowane, złożone i ułożone pionowo jak w archiwum, jedna za drugą.

Muszę przyznać, że metoda Marie Kondo znakomicie się sprawdza. Dzięki niej widać, co mamy w szufladzie, a wybór bielizny zajmuje dosłownie kilka sekund. Moim zdaniem w takich drobiazgach kryje się nasz komfort życia. Przeorganizowałam też inne miejsca w domu, np. swój kącik kuchenny gdzie parzę kawę (teraz kubki, łyżeczki i słoik z ziarnami stoją obok siebie, więc wszystko, co trzeba, mam w zasięgu ręki). Nie biegam też przed wyjściem za kluczkami od auta, bo wiszą na haczyku w przedpokoju. Moje poranki są więc mniej nerwowe.

Oszczędzam też sporo swojej życiowej energii, bo nie chodzę już na zakupy dla zabicia czasu. Do galerii handlowej zaglądam tylko wtedy, kiedy naprawdę czegoś potrzebuję. Czy odczuwam jakiś dyskomfort związany z tym życiowym minimalizmem? Przeciwnie! Zauważyłam, że ograniczenie ilości posiadanych rzeczy ma jeszcze jedną korzyść. Dzięki temu, że muszę dość systematycznie robić pranie, udaje mi się wszystko "ogarniać" na bieżąco. Dlatego w moim domu nie zalegają stosy prania ani prasowania, z którymi trzeba się uporać kosztem ogromnego wysiłku.

Mam czas na relaks

Dzięki temu, że dobrze zorganizowałam dom i prace domowe, wieczorem i w weekendy mam czas na swoją pasję (dla relaksu robię biżuterię, którą najczęściej obdarowuję rodzinę i znajomych). Ostatnio udało mi się nawet wygospodarować mały kącik na roboczy stolik i pudełka, gdzie trzymam swoje drobiazgi. Kilka razy do roku udaje mi się wyrwać na całodniowe zakupy na giełdzie minerałów. To dla mnie wielka frajda!

Z większą łatwością udaje mi się też planować wolne wieczory, które spędzam ze swoimi synami lub ze znajomymi. Lubię też wypoczywać z książką w swoim domu. Nawet, jeżeli czasami po powrocie z pracy zastanę nieład (tak - to czasami się zdarza!), dość szybko udaje mi się wszystko ogarnąć. I wtedy mogę w spokoju się zrelaksować. Tego cudownego uczucia nie da się z niczym porównać...

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne123RF/PICSEL

Co zrobić krok po kroku

Oto główne założenia metody Marie Kondo, które stosowałam:

Zostaw tylko to, czego używasz

To naturalne, że mamy opór przed pozbywaniem się rzeczy, które są jeszcze dobre, które ktoś nam podarował... Ale trzeba wyrzucić (oddać, sprzedać) wszystko, czego nie używamy. I zostawić tylko to, co lubimy, z czego NAPRAWDĘ korzystamy. Daje to niesamowite wewnętrzne uczucie ładu i ulgi.

Zacznij od porządków z ubraniami

Marie Kondo radzi, aby czystkę w domu zacząć od swojej szafy (i innych tekstyliów, jak pościel, zasłony, obrusy). Jej zdaniem tych rzeczy najłatwiej się pozbyć i to jest prawda. Dopiero potem segregujemy książki, naczynia kuchenne, zapasy, narzędzia, płyty CD. Na koniec "rozprawiamy się" z pamiątkami.

Zarezerwuj sobie czas

Solidne porządki wymagają przynajmniej kilku dni pracy, żeby czystkę przeprowadzić od początku do końca. Przerywając ją, nie zrobimy jej skutecznie. Radzę też na bieżąco pozbywać się worków z rzeczami do oddania/wyrzucenia. Gdy zostaną w domu, możemy mieć pokusę, by zatrzymać to, czego należy się pozbyć.

Rozmawiała Anna Jastrzębska

Świat kobiety
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas