Banki... bez pieniędzy

Przyzwyczailiśmy się do tego, że za wszystko trzeba płacić. W Bankach Czasu też się płaci. Nie gotówką, ale wolnym czasem, umiejętnościami i pasją.

 Opieka nad dzieckiem cieszy się w Bankach Czasu dużą popularnością. fot. Borys Czonkow
Opieka nad dzieckiem cieszy się w Bankach Czasu dużą popularnością. fot. Borys CzonkowMWMedia

Amerykańskie czasodolary

W 1980 roku 46- letni amerykański prawnik Edgar Cahn przeszedł zawał serca i znalazł się w szpitalu. Zajęto się nim wyjątkowo troskliwie. Pacjent jednak nie czuł się komfortowo, gdy uświadomił sobie, że nie może się za to odwdzięczyć. Po pewnym czasie zaczął myśleć o tym, że niektórzy ludzie naprawdę potrzebują czyjejś pomocy, ale nie mogą sobie pozwolić na opłacenie różnego rodzaju usług. Jednocześnie nie chcą dostawać niczego za darmo, bo ich to po prostu krępuje.

Z przemyśleń na szpitalnym łóżku narodził się pomysł stworzenia banku, który Cahn nazwał "Time Dollar" - na wzór banków krwi i klubów matek oferujących bezpłatną pomoc w opiece nad dziećmi. Grupa ludzi zrzeszonych w "Time Dollar" ( w Polsce funkcjonuje nazwa "Banki Czasu") wymieniała się nie pieniędzmi, ale godzinami.

Jak to działa? Godzina poświęcona na wykonanie dla kogoś określonej czynności uprawnia nas do korzystania przez godzinę z usługi oferowanej przez kogoś innego.

Wymiana usług nie musi być "wzajemna". Zawsze może okazać się, że osoba, której na przykład wyprowadziliśmy psa, nie będzie mogła nam udzielić korepetycji z niemieckiego. Ale za to przypilnuje dzieci zapracowanym rodzicom. Bez problemu natomiast znajdziemy korepetytora, któremu, dla przykładu, ktoś inny wczoraj pomagał porządkować garaż.

Każdy coś potrafi!

Idea Cahna szybko zyskała rzesze zwolenników, szczególnie w Japonii (tamtejsze banki mają wyjątkowo sympatyczną nazwę: hureai kippu - w wolnym tłumaczeniu: "bilet na troskliwą relację"), Anglii, Włoszech i USA.

Początkowo banki oparte były na bliskim sąsiedztwie zrzeszonych w nich osób, stopniowo działalność rozszerzana była na całe miasta.

Mieszkanki Nowego Jorku stworzyły ruch "Womashare", polegający na wymianie umiejętności między kobietami. Panie, które przyszły na spotkanie organizacyjne, na początku zarzekały się, że "właściwie nic dobrze nie potrafią robić". Bardzo szybko przekonały się jednak, że każda posiada ponad 20 umiejętności, które mogą przydać się innym - od pieczenia ciast, robienia makijażu i gotowania po porady prawne.

W Chicago powstał program "Uczący Rówieśnik", w ramach którego uczniowie starszych klas udzielali korepetycji młodszym kolegom. Gdy na swoim koncie mieli ponad sto godzin nauki, mogli w nagrodę otrzymać od szkoły używany komputer. Nauczyciele już po niedługim czasie zaobserwowali pozytywne efekty tej współpracy - oceny poprawiły się nie tylko w młodszych klasach, ale i w dzienniczkach korepetytorów. Zmniejszyła się także przestępczość nieletnich - wcześniej uznawana za problem nie do rozwiązania.

Godzina pomocy gratis

Na świecie istnieje dziś ponad tysiąc organizacji, które koordynują działalność Banków Czasu. W Polsce pierwsze banki - opolski, warszawski i wrocławski - powstały w 2004 roku. Obecnie Banki Czasu działają w wielu miastach, m.in. Katowicach, Łodzi, Toruniu, Bydgoszczy, Poznaniu, Olsztynie, Opolu, Krakowie (Krakowski Bank Godzin) i Słupsku.

Wszystkie funkcjonują w oparciu o podobne zasady. Obowiązuje wzajemne zaufanie, jednak członkowie banku zachowują pewne środki ostrożności. Jeśli zdarza się, że ktoś postępuje nie fair, mają obowiązek poinformować o tym osobę koordynującą działalność.

W Opolu nowym członkiem banku można zostać tylko z polecenia osoby już działającej. Chętny do pomocy zgłasza się na rozmowę, a następnie wypełnia szczegółową ankietę dotyczącą oczekiwań i tego, co może zaoferować.

- Do tej pory wszystkie rozmowy przyniosły pozytywny efekt - podkreśla Maria Pawlikowska ze Stowarzyszenia Wspierania Inicjatyw Społecznych Meritum, koordynatorka Katowickiego Banku Czasu. Jej zadaniem jest "kojarzenie" potrzebujących i oferujących. Każdą usługę ewidencjonuje w komputerowej bazie.

W bydgoskim banku, podobnie jak w "tradycyjnych" instytucjach finansowych, można liczyć na... promocję. Każda osoba posiada indywidualne konto i zawsze może sprawdzić jego stan. Jedna godzina to jeden zgromadzony punkt, a jeśli ktoś jednocześnie pomaga więcej niż dwóm osobom, liczba punktów się podwaja. Gdy zbierze ich dziesięć - otrzymuje jedną godzinę "gratis". Zgromadzone punkty można zachować dla siebie, albo przekazać potrzebującej pomocy osobie. Bank Czasu dopuszcza nawet możliwość... debetu - maksymalnie to jeden punkt, czyli jedna godzina. Nieprzekraczalny termin spłaty tego zadłużenia wynosi jeden miesiąc.

Od jogi po...wyprawy na grzyby

Katowicki Bank Czasu jest jednym z młodszych, powstał bowiem zaledwie dwa miesiące temu. Oprócz mieszkańców Katowic, zrzesza osoby m. in. z Siemianowic Śląskich, Tychów i Chorzowa, w sumie - 17 osób. Głównie panie, choć jest także kilku mężczyzn.

- W zeszłym roku organizowaliśmy szkolenie dla bezrobotnych kobiet. Jego uczestniczki doszły do wniosku, że oprócz znalezienia pracy, chciałby robić coś jeszcze- od czasu do czasu komuś pomóc - mówi Maria Pawlikowska.

Obecnie największą popularnością, zarówno wśród poszukujących, jak i oferujących usługi cieszy się opieka nad dziećmi, ale nie tylko.

- Wiele osób oczekuje lub jest w stanie zaoferować wspólne wyjście do teatru, kina, na spacer, robienie zakupów - wylicza Maria Pawlikowska. Dużym powodzeniem cieszy się masaż wykonywany przez rehabilitantkę. Najbardziej oryginalną i jak dotąd - niespełnioną prośbą, było zapotrzebowanie na... śpiew białym głosem.

W Poznańskim Banku Czasu, który działa od prawie dwóch lat, najwięcej ofert dotyczy pomocy w nauce - zwłaszcza języków. Dużo też jest propozycji typu: prace fizyczne, pomoc w zakupach, przy przeprowadzkach, sprzątanie. Oryginalniejsze to: techniki pamięciowe, terapia światłem, origami, gotowanie w pięciu smakach, porady dotyczące zdrowego trybu życia, joga, a nawet... wyprawy na grzyby.

Najbardziej poszukiwanymi są: drobne prace remontowe, elektryka, hydraulika, naprawy sprzętów domowych. Usługami wymieniają się już 72 osoby - jak zapewnia Małgorzata Kamińska, koordynatorka projektu ze Stowarzyszenia "Lepszy Świat" - w każdym wieku. - Chociaż najbardziej aktywne są osoby starsze, bo mają najwięcej czasu - dodaje.

W Toruniu pomaga sobie nawzajem 40 osób, głównie emerytów. Drugą dużą grupą są studenci.

- W 2005 roku przeprowadziłem się do Torunia i tam na jednym ze szkoleń na temat funduszy europejskich poznałem przemiłe panie z Uniwersytetu Trzeciego Wieku - wspomina Paweł Chrustowski koordynator Toruńskiego Banku Czasu. Wspólnie napisali wniosek, w którym jednym z działań był właśnie bank oferujący pomoc.

- Oficjalny start odbył się 1 lutego 2007 roku, więc właśnie obchodzimy jubileusz - mówi.. - Najbardziej oryginalna oferta? Chyba porada różdżkarza - dodaje.

Czas to serce...

Paweł Chrustowski najczęściej korzysta z podwożenia samochodem i usług krawieckich. On zajmuje się przede wszystkim kontaktowaniem potrzebujących z osobami mającymi konkretne umiejętności. Do tego dochodzi prowadzenie strony internetowej banku oraz organizowanie raz w miesiącu spotkań dla członków.

- Najczęściej moje usługi dotyczą porad komputerowych, nauki obsługi programów komputerowych i Internetu. Oferuję też hotel dla zwierząt i pomagam wypełniać formularze - wylicza Małgorzata Kamińska. Sama zwraca się do banku o pomoc w zakresie księgowości i tłumaczeń.

- Właściwie wszyscy przychodzą tu, bo chcą coś zrobić dla innych. Można poznać masę świetnych, otwartych ludzi, wykorzystać pożytecznie posiadaną wiedzę i umiejętności a także skorzystać z wielu usług, na które nie zdecydowalibyśmy się, gdybyśmy musieli za nie płacić w tradycyjny sposób. W ramach banku nawiązują się przyjaźnie, czasem nawet związki! To wspaniała okazja do odbudowania więzi społecznych niszczonych na co dzień - argumentuje Małgorzata Kamińska.

- Najbardziej cieszy mnie fakt, że ten pomysł się sprawdza. Fajnie jest patrzeć na ludzi, którzy sobie wzajemnie pomagają, a jeszcze lepiej widzieć jaką sprawia im to radość - przekonuje Paweł Chrustowski.

Zdaniem pani Małgorzaty, największym problemem w działalności banków jest brak "waluty", czyli wolnego czasu. Niektórzy z tego względu musieli zrezygnować z członkostwa. Inni mają opory w kontaktowaniu się z dopiero co poznaną lub nieznaną osobą.

Czasami zdarzają się też przeszkody całkowicie niezależne od "bankowiczów". Na przykład po przyjechaniu na miejsce naprawy pralki okazuje się konieczne dokupienie części zamiennej - niestety już nie produkowanej. Znalezienie części i naprawa przedłużają się do kilku dni i nie da się tego załatwić w ciągu godziny-dwóch.

- Są również osoby, które nie mogą znaleźć kogoś, kto by im pomógł. Przykład? Od pewnego czasu jedna pani bezskutecznie szuka nauczyciela gry na pianinie - mówi pan Paweł.

Mimo to uważa jednak, że idea wzajemnej pomocy, nie tylko na zasadach banków czasu, rozwija się w Polsce i bardzo wielu ludzi chce pomagać innym, nie oczekując w zamian zapłaty. Dlaczego tak jest?

Na stronie Opolskiego Banku Czasu można znaleźć motto: Czas to serce, którym dzielimy się z innymi.

Joanna Dolna

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas