Dlaczego kobiety boją się realizować?
Z raportu Deloitte, zleconego na początku 2018 roku, wynika, że w Polsce aż 34 proc. kobiet w wieku od 20 do 64 lat jest poza rynkiem pracy. Większość z nich jako jedyne zajęcie podaje „zajmowanie się domem”, a ledwie 4 proc. z nich pozostaje w kontakcie z urzędem pracy, myśląc o zmianie swojej sytuacji. Tymczasem w większości krajów Unii Europejskiej procent nieaktywnych zawodowo kobiet jest znacznie niższy. Skąd te rozbieżności? Warto się nad tym poważnie zastanowić.
Problem nie leży z pewnością w dostępie do wykształcenia. Wśród absolwentów uczelni wyższych dominują właśnie panie. Lepiej wypadają także na pozostałych szczeblach edukacji - częściej kończą szkołę średnią i zdają maturę. Sytuacja zmienia się już na rynku pracy. Dlaczego?
Kobietom, nawet tym najzdolniejszym i najinteligentniejszym, brakuje pewności siebie. Winą za taki stan rzeczy należy obarczyć przede wszystkim sposób wychowania. Dziewczynki uczy się w pierwszej kolejności posłuszeństwa i pokory. Wymagamy od nich, by nie mówiły głośno tego, co myślą, a zamiast przewodzenia grupą rówieśników, wybrały raczej książkę lub kolorowankę. Dużym problem stanowi też (często nieświadome) narzucanie kilkulatkom określonych ról społecznych. Pamiętacie, co czytaliście w dzieciństwie? Chłopcy zaglądali do pasjonujących "Przygód Tomka Sawyera" czy komiksów o Tytusie, Romku i Atomku. Dziewczynkom pozostawało sięgnąć po (w najlepszym wypadku) rezolutną, ale w gruncie rzeczy mocno ograniczoną przez ducha epoki, "Anię z Zielonego Wzgórza" czy "Jeżycjadę", której bohaterki - inteligentne i przebojowe - tak naprawdę czekają tylko na ślub.
Podobnie narracja wyglądała (i niestety wciąż wygląda) jeśli idzie o podział na tzw. zawody męskie i kobiece. Problem zaczyna się już w warstwie językowej - wszak wciąż trudno wyobrazić sobie "pana sekretarka", "pana przedszkolanka" czy "panią budowlankę". Takie słowa po prostu nie istnieją w słowniku. Dzieci natomiast od początku słyszą o listonoszu i bibliotekarce, policjancie i kosmetyczce. Już sam język jest wykluczający i dookreślający - stawia mocno granice i (zarówno kobietom, jak i mężczyznom) każe myśleć, że pewne kwestie zostały ustalone raz na zawsze.
Jeszcze bardziej dotkliwe są statystyki dotyczące zarobków. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2017 roku, przeciętne wynagrodzenie mężczyzn było o 18,5 proc. wyższe od przeciętnego wynagrodzenia kobiet. Panie zarabiają mniej nawet na tych samych stanowiskach, co ich koledzy z pracy. Przy czym często mogą pochwalić się dodatkowymi kursami czy studiami podyplomowymi. Trudno w tej sytuacji uniknąć rozczarowania i frustracji.
Nieuczciwie byłoby jednak powiedzieć, że życie kobiet nie zmienia się na lepsze. Oczywiście, jest wiele do zrobienia, ale na szczęście są przykłady, które pokazują, że warto działać. Odpowiedzią na książki dla dziewczynek, portretujące kobietę jako jednostkę słabszą i skupioną na znalezieniu właściwego mężczyzny, są takie tytuły jak "Mania - dziewczyna inna niż wszystkie. Opowieść o Marii Skłodowskiej Curie", "Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek" czy "Ada Bambini, naukowczyni". Podobnych pozycji wychodzi coraz więcej i warto, by zapoznawali się z nimi także chłopcy. Ich rola w tej rewolucji jest ogromna - wystarczy spojrzeć choćby na postawę i zdjęcia Chrisa Chrismana z cyklu "Women’s Work". To fotografie pięknie portretujące kobiety pracujące w rzeźni, kotłowni czy na stolarni. "Jestem ojcem 4-letniego chłopca i 2-letniej dziewczynki. Wychowano mnie w wierze, że mogę robić, co będę chciał, gdy dorosnę. Podobną wiadomość chcę przekazać swoim dzieciom. Chcę je tak wychować, by wiedzieć, że ich marzenia nie mają limitów i mogą robić to, co sprawia im radość" - przyznał sam fotograf.
Jednak największą inspiracją do zmiany są przede wszystkim inne kobiety. Kiedyś (mowa o czasach przedinternetowych) przykład mogliśmy brać tylko z najbliższego otoczenia. Oczywiście, przyjaźń ma ogromną moc, z której powinniśmy czerpać pełnymi garściami. Ale świat skurczył się na tyle, że za pomocą dwóch kliknięć jesteśmy w stanie podejrzeć, co słychać u naszej ulubionej vlogerki, mieszkającej w Kanadzie. Internet pełen jest pań, umiejętnie łączących życie zawodowe i samorozwój z rolą matki. Ważne, by inspirować się instagramerkami czy blogerkami, które nie twierdzą, że wychowanie dzieci to pikuś, nie pokazują jedynie wyretuszowanych zdjęć, za to swoją postawą udowadniają, że wiele zależy od chęci i determinacji.
Takie są też ambasadorki Wawelu - to Polki z pasją, które realizują się na wielu różnych polach i motywują inne kobiety do zmian. Należy do nich krakowska projektantka Ola Stodółka, która odważyła się założyć własną markę modową - UADO. Ola przez sześć lat pracowała dla największej polskiej firmy odzieżowej. Zdecydowała jednak, że chce od życia więcej. Jej samozaparcie i odwaga mogą być przykładem dla wszystkich kobiet, które boją się skoczyć na głęboką wodę. Co było impulsem do tego, by zrealizować marzenie o marce? Czy dzięki temu czuje się kobietą spełnioną?
- W moim przypadku decyzja o odejściu z bezpiecznego środowiska dużej firmy odzieżowej i rzuceniu się na głęboką wodę jako twórczyni autorskiej matki była procesem, który trwał około dwóch lat. Klamka zapadła, kiedy poczułam, że zawodowo doszłam do ściany. Potrzebowałam nowych wyzwań i to był dobry moment na zmianę. Miałam w sobie naturalną i myślę potrzebną dawkę obaw, wynikających z niepewności jutra. Dostałam jednak ogromne wsparcie ze strony bliskich oraz przyjaciółek i popłynęłam na fali ich optymizmu - mówi Ola.
Jak pokazuje przykład Oli, przy odrobinie samozaparcia i pomocy ze strony najbliższych (także mężczyzn!) wszystkie jesteśmy w stanie zacząć wprowadzać w życie niewielkie zmiany. A jak wiadomo - to kropla drąży skałę.
Materiał powstał we współpracy z marką Wawel.