Dlaczego tak bardzo boli?
Ze wszystkich strat, jakich przychodzi nam w życiu doświadczać, utrata miłości jest najbardziej bolesna. Gdy mamy oparcie w miłości, potrafimy znieść rozczarowania lub niesprawiedliwość. To miłość czyni ból znośnym.
Kiedy tracimy źródło miłości, pozbawieni zostajemy nagle wszelkiej ochrony i doświadczamy w surowej postaci bólu straty, rozdarcia i smutku samotności. W tych chwilach rozpaczy po stracie ukochanej osoby modlimy się o ulgę i pytamy: "Dlaczego boli tak bardzo?" Dopóki nie zaznamy tego cierpienia, nie ma sposobu, byśmy mogli sobie wyobrazić przygniatający ból i pustkę, jakie przychodzą po stracie miłości. Bez względu na to, czy było to bolesne rozstanie, rozwód czy tragiczna śmierć ukochanej osoby, rezultatem jest złamane serce.
Na początku jesteśmy oszołomieni. Zastygamy w szoku i każda komórka naszego ciała zdaje się krzyczeć: "Nie! To nie może być prawda. Nie pozwolę na to. Musi przecież być jakiś sposób, by to odmienić". Wykrzykujemy nasz ból do Boga i nie chcemy przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Mamy nadzieję, że obudzimy się następnego ranka, otworzymy oczy i wszystko będzie z powrotem jak dawniej. Gdyby to wszystko okazało się tylko złym snem! Ale wkrótce musimy zdać sobie sprawę, że to się zdarzyło naprawdę, i nie możemy cofnąć wskazówek zegara ani niczego zmienić.
Choć wreszcie godzimy się z naszą bezradnością, nieubłagana rzeczywistość nie przestaje udowadniać nam, jak bardzo jesteśmy samotni. Nasze życie jest szare i jałowe. W miarę jak stopniowo ustępuje emocjonalne odrętwienie, odczuwamy ból jeszcze dotkliwiej. Nie jest łatwo pozwolić odejść albo powiedzieć "do widzenia" komuś, kogo kochamy; nasze więzy są zbyt silne. By doznać ulgi i uleczyć złamane serce, musimy najpierw zrozumieć samą naturę miłości, poczucia uzależnienia od drugiej osoby i przywiązania.
Miłość, poczucie uzależnienia i przywiązanie
Gdy istnieje ktoś, kto na koniec dnia powie nam dobre słowo, kto docenia to, co robimy, ktoś, kto uznaje wartość i dobro naszego istnienia, nadaje to życiu wartość i sens. Jesteśmy szczęśliwi, że istnieje ktoś, komu na nas zależy, dla kogo jesteśmy kimś wyjątkowym i ważnym, kto rozumie nasze smutki i cieszy się z naszych sukcesów. Kiedy naszej drodze życiowej towarzyszy miłość, w naturalny sposób stajemy się zależni od partnera, bo to on jest dla nas źródłem miłości.
Nawet jeżeli nie zawsze otrzymujemy od niego to, czego chcemy i czego nam potrzeba, nadzieja, że z czasem uda się to osiągnąć, i wysiłek, jaki wkładamy w to, by związek był udany, również zwiększają nasze uzależnienie.(...)
W miarę jak to uzależnienie rośnie, zachodzi ważna zmiana. Po pewnym czasie przestajemy odczuwać ogólną potrzebę, by kochać i być kochanym, i w jej miejsce pojawia się bardziej specyficzna potrzeba: kochać i być kochanym przez naszego partnera. Potrzebujemy właśnie jego i czujemy, że nie możemy go zastąpić nikim innym. Tę zmianę można nazwać przywiązaniem. Ze stanu, gdy potrzebowaliśmy kogoś, by dał nam miłość, stopniowo przechodzimy w stan, kiedy przywiązujemy się do miłości konkretnej osoby.
(...)
Kiedy tracimy kochaną osobę w związku, w którym miłość połączona jest z przywiązaniem, jesteśmy emocjonalnie przekonani, że nigdy już nie będziemy kochać. Czujemy, że utrata miłości pozbawiła nas tego, co niezbędne do szczęścia i co nadaje życiu sens. Przynosi to poczucie beznadziejności, które wielokrotnie wzmaga ból. Zupełnie czym innym jest mieć świadomość, że nie dostaniemy jeść przez jeden dzień, a czym innym czuć, że do końca życia pozostaniemy głodni. Tracimy coś, co wydaje się niezastąpione, i jesteśmy zdruzgotani.
Przywiązanie wzmaga ból wielokrotnie
By uleczyć złamane serce, musimy uwolnić się od poczucia przywiązania i otworzyć się na przyjmowanie miłości i dawanie jej innym. Jeżeli nie podejmiemy ryzyka, by na nowo otworzyć serce, to albo ugrzęźniemy w bólu, albo skażemy się na emocjonalną oziębłość. To właśnie rozerwanie dawnego przywiązania pozwoli nam nastawić na nowo serce i ruszyć przed siebie ku ludziom, którzy mogą dać nam miłość.
Leczenie serca pozwoli nam znowu poczuć elementarną potrzebę miłości. Zamiast koniecznie domagać się uczucia partnera, którego już nie ma, zaczniemy czuć ogólną potrzebę miłości. Pozwalając, by stare więzy zostały przerwane, osiągniemy stopniowo otwartość podobną do tej, jaką czuliśmy, nim pojawiło się przywiązanie. Nie będziemy już uzależnieni od miłości dawnego partnera i otworzymy się na inne jej źródła.
W owym otwarciu, uwolnionym z przywiązania, zawarta jest intuicyjna wiedza, gdzie szukać miłości. Przez pozbycie się uzależnienia od miłości naszego dawnego partnera i poczucie na nowo nieskrępowanej potrzeby kochania i bycia kochanym przez innych odkrywamy, że zaczyna w nas kiełkować wiedza o tym, jak znaleźć spełnienie i moc urzeczywistnienia. Dopóki nie pozwolimy przywiązaniu odejść, nie jesteśmy w stanie wyzwolić wpisanej w naszą naturę zdolności znalezienia miłości.
Pozwolić partnerowi odejść jest tym trudniej, im bardziej jesteśmy od niego uzależnieni. Gdy potrafimy zaspokoić część naszych emocjonalnych potrzeb dzięki rodzinie i przyjaciołom, to uzależnienie maleje. W miarę jak odzyskujemy zdolność kochania, której nie krępuje już dawne przywiązanie, ból stopniowo się zmniejsza, aż wreszcie znika całkowicie. Innymi słowy, otwierając się na dawanie i branie bez ograniczania ich warunkiem, że jedynym źródłem miłości może być nasz partner, pozwalamy w końcu przywiązaniu odejść. Kiedy wypełni nas nowa miłość, dzielona z nowym człowiekiem, pustka znika. Chociaż to uczucie może być zupełnie inne niż to, które nosimy w pamięci, z czasem przyniesie ono nie mniejsze spełnienie.
Sztuka rozstawania się
Zaczynanie od nowa wymaga wiedzy, jak pozwolić odejść. By rozwijać się i iść naprzód z życiem, musimy jeszcze raz poczuć wewnętrzną potrzebę spełnienia się w miłości bez stawiania warunku, że może się to odbyć wyłącznie z naszym byłym partnerem. Żeby osiągnąć ten cel, musimy wiedzieć, jak postępować, gdyż inaczej zamiast osiągnąć wolność i otworzyć się na nowe związki, możemy nieświadomie wpaść w jeszcze większe uzależnienie.
Jeżeli trzymam coś mocno i ktoś próbuje mi to wyrwać, odruchowo szarpię trzymany przedmiot i zaczynam walczyć. Staram się jeszcze mocniej uchwycić to, co boję się stracić. To samo dzieje się, gdy czujemy przywiązanie. Nie chcemy pozwolić, by nam coś odebrano, i ściskamy jeszcze mocniej.
Sekret, jak pozwolić odejść, polega na tym, by popłynąć z prądem. Nie próbuj robić tego na siłę. Nie odcinaj się od własnych uczuć, wręcz przeciwnie, przylgnij do nich. Nie wypychaj ze świadomości miłości do partnera, poczuj, jak bardzo go pragniesz, jak bardzo potrzebujesz, poczuj wdzięczność za wszystko, co od niego otrzymałeś. Nie zabraniaj sobie pragnąć, byście znów mogli być razem.
Właśnie na tym polega prawidłowe przechodzenie przez okres żałoby. Tak odbywa się proces leczenia. Na początku, wspominając partnera, będziecie odczuwali stratę jeszcze intensywniej. Możecie wtedy doświadczyć wielu różnych bolesnych uczuć: gniewu, smutku, lęku i żalu. Warto jednak wiedzieć, że właśnie w ten sposób odbywa się proces uwalniania od starych więzów. Ból, który wtedy czujecie, z czasem ustąpi.
(...)Na tym etapie, gdy myślicie o swoim partnerze, wasze serce wypełnia się miłością i spokojem. Doświadczenie takiego stanu jest oznaką, że jesteście już gotowi, by zaangażować się w nowy związek. Odbudowana została podstawa, na której możecie oprzeć prawdziwą i trwałą miłość. By uleczyć złamane serce, nie wolno uciekać od bolesnych emocji, które zalewają nas po rozstaniu. Proces leczenia zachodzi w nas automatycznie i dzieje się to w trakcie wspominania naszego partnera.
Przez aktywne stwarzanie sposobności do wspominania wszystkiego, co się między nami wydarzyło, w istocie przywołujemy miłość, której potrzebujemy, by pogodzić się ze stratą i pozwolić odejść. W różnych kulturach i tradycjach religijnych zwraca się szczególną uwagę na to, by poświęcono żałobie odpowiednio dużo czasu. Przestrzega się wtedy wielu rytuałów kultywujących pamięć po osobie, która odeszła. Przykładem jest zwyczaj ubierania się na czarno, palenie świec,
sadzenie pamiątkowego drzewa, opowiadanie wspomnień po pogrzebie, odwiedzanie grobu z kwiatami, rytuał przekazywania spuścizny, ustawianie w domu fotografii zmarłej osoby. Wszystko to łączy pewna wspólna nić. Poświęcając odpowiednio dużo czasu na to, by z miłością wspominać partnera, umożliwiamy zajście procesu leczenia.
Ponowne odnalezienie miłości
Po śmierci żony, męża lub ukochanej osoby pojawia się głęboki ból, ponieważ jakaś cząstka nas jest przekonana, że nigdy już nie będziemy kochać. Pozbawieni fizycznej, namacalnej obecności partnera, z którym łączył nas głęboki związek, czujemy, że nasza zdolność do miłości została sparaliżowana. Chowamy się w sobie i zostajemy zdominowani przez ból.Ten sam proces zachodzi po rozwodzie.(...)
Pozbawieni fizycznej obecności naszego partnera wierzymy, że nie potrafimy już kochać ani być kochani. Chociaż to przekonanie jest nieprawdziwe, jego zmiana i dostosowanie się do nowych okoliczności zajmuje sporo czasu. Nie jest łatwo strząsnąć z siebie ten ciężar. Przez całe lata nasza zdolność do miłości uzależniona była przecież od fizycznej obecności partnera, który stymulował nasze emocje. Jego codziennie doświadczana obecność była celem samym w sobie i realnym źródłem wsparcia. Przerwanie takiego przywiązania wymaga czasu, podobnie jak odkrycie, że nasza zdolność do miłości nie jest uzależniona od czerpania z tego jednego jej źródła.(...)
Przechodząc przez proces żałoby, w końcu odkrywamy, że choć pozbawieni zostaliśmy obecności ukochanej osoby, nasze serce wciąż zdolne jest do miłości. (...) Ruszamy przed siebie ze świadomością, że miłość jest w naszym zasięgu. Nasze serce jest już na to gotowe i czujemy inspirację, by dzielić się tym uczuciem z innymi.
Tekst pochodzi z książki Johna Gray`a Mars i Wenus zaczynają od nowawydanej nakładem wydawnictwa Rebis