Dlaczego czasami potrzebujemy… się ponudzić?
Kiedy ostatni raz naprawdę się nudziłeś? I nie chodzi o scrollowanie mediów społecznościowych w tramwaju, tylko o czystą, surową nudę - bez ekranów i rozpraszaczy. Taką, która najpierw drażni, ale już chwilę później zaczyna szeptać ciekawe rzeczy do głowy. Jeśli nie pamiętasz, kiedy to było, to... warto się nad tym zastanowić. Bo choć nuda nie ma dobrej prasy, w rzeczywistości może być dokładnie tym, czego najbardziej ci... brakuje.

Wmawia się nam, że każda minuta musi być produktywna. Z każdej strony słyszymy, że nicnierobienie to strata czasu, więc robimy wszystko, by zapchać każdą wolną chwilę - najczęściej scrollując bez celu. I koło się zamyka: próbując nie marnować czasu, marnujemy go w jeszcze większym stopniu. Bo nie każda bezczynność to pustka. Przeciwnie - właśnie wtedy umysł zaczyna działać na głębszym poziomie. To trochę jak wyłączyć silnik auta, ale włączyć system diagnostyczny - choć z zewnątrz nic się nie dzieje, pod maską trwa szalenie istotna robota.
Kiedy mózg zaczyna mówić sam do siebie
Otóż właśnie wtedy, w tych "niewinnych" momentach nudy, w mózgu uruchamia się coś, co naukowcy nazwali Default Mode Network. To jedno z najbardziej zaskakujących odkryć współczesnej neurologii, ponieważ okazało się, iż kiedy przestajemy skupiać się na konkretnym zadaniu, mózg bynajmniej nie przechodzi w stan uśpienia. Dzieje się coś dokładnie przeciwnego: aktywuje się sieć neuronowa, która odpowiada za introspekcję, przetwarzanie wspomnień, planowanie przyszłości, a nawet wyobrażenia o innych ludziach.
To właśnie wówczas powstają najbardziej osobiste przemyślenia, nagłe "olśnienia", wnioski, do których nie da się dojść "na siłę". Na pewno znacie to uczucie: zmywacie naczynia bez większego zaangażowania, aż tu nagle… coś "kliknie". Pojawia się pomysł, rozwiązanie problemu lub zaskakujące wspomnienie. To nie przypadek, a raczej efekt działania Default Mode Network. Gdy przestajemy sterować myśleniem, mózg zaczyna działać samodzielnie - swobodnie łączy wątki, odkurza zakurzone wspomnienia, buduje nowe znaczenia.
Wkraczając w pustkę
Nie bez powodu mówi się, że najlepsze pomysły przychodzą... pod prysznicem. To właśnie wtedy nie robimy "nic konkretnego", więc DMN może zacząć działać. Ale jak to wygląda w praktyce? Kiedy umysł nie jest zajęty rozwiązywaniem pilniejszych zadań, zaczyna błądzić. W tym błądzeniu kryje się jednak sens. Mózg łączy kropki, które wcześniej wydawały się niepowiązane. To trochę jak z wyszukiwarką połączeń lotniczych: kiedy tylko przestajemy ręcznie wpisywać kolejne miejsca, system sam zaczyna analizować trasę, kombinować z przesiadkami, podsuwać nieoczywiste opcje.
Nuda nie jest zatem brakiem aktywności. To jak najbardziej aktywność, tyle że innego rodzaju. Mniej widoczna, ale często bardziej twórcza. Dość powiedzieć, iż wielu artystów, naukowców, wynalazców czy pisarzy od zawsze pomysły odwiedzały nie wtedy, gdy ciężko pracowali, ale gdy na moment przestali się starać. Za przykład niech posłuży Albert Einstein. Otóż siedząc i wyobrażając sobie, że jedzie windą, dokonał on jednego z kluczowych odkryć prowadzących do ogólnej teorii względności. Doszedł do wniosku, iż nie da się odróżnić siły grawitacji od przyspieszenia - są one równoważne. Ale… zejdźmy na ziemię i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, czy jeszcze w ogóle potrafimy się nudzić?
Prawdziwa nuda jest dziś gatunkiem zagrożonym?
Zacznijmy jednak od prowokacyjnego testu. Co byłoby dla ciebie łatwiejsze: wytrzymać dobę bez jedzenia czy bez smartfona? Dodajmy szybko, że już sam fakt, że odpowiedź nie pada bez zastanowienia, może być lekko niepokojący. Nie ma więc potrzeby sięgania po badania naukowe - sami doskonale wiemy, jak często zamiast poddać się nudzie, uciekamy od niej w świat ekranów.
Ale ucieczka w ekrany od nudy ma swoją cenę. Ciągłe przełączanie uwagi rozprasza nas bardziej niż zdajemy sobie sprawę - im częściej sięgamy po telefon "z nudów", tym trudniej nam potem skupić się na czymkolwiek głębiej. Nasz mózg oczekuje nieustannej stymulacji, trochę tak, jakby każda sekunda naszego życia musiała przynosić jakiś nowy (i przyjemny!) bodziec. A kiedy go nie ma - czujemy niepokój i pustkę.
Scrollowanie, czyli fast food dla umysłu: chwilowa satysfakcja, zero wartości odżywczych
Co więcej, ludzki mózg nie jest stworzony do przetwarzania tysięcy impulsów dziennie: powiadomień, wiadomości, obrazów, dźwięków, zmian kontekstu co kilka sekund. W efekcie pojawiają się problemy ze skupieniem, szybciej się męczymy i irytujemy, trudniej nam podejmować decyzje, zaczynamy odwlekać nawet proste zadania czy czynności. Mówiąc wprost: wszystko wydaje się trudniejsze niż jest w rzeczywistości. Kiedy mózg non stop pracuje na najwyższych obrotach, nie ma kiedy się "przeładować".
Przebodźcowanie ma również swoje mniej oczywiste konsekwencje. Otóż jak wynika z raportu "W gąszczu produktów i ofert. Jak wybierają Polacy?"[1], 50 proc. badanych uważa, że liczba dostępnych na rynku produktów i usług jest przytłaczająca. Innymi słowy, Polacy są zmęczeni nadmiarem wyboru. Choć z pozoru duża liczba ofert powinna być zaletą (bo "jest w czym wybierać"), w praktyce działa to odwrotnie - paraliżuje, zniechęca i prowadzi do uproszczonych decyzji.
Oznacza to, że spora grupa konsumentów nie szuka dziś najlepszej oferty, ale takiej, którą najszybciej zrozumie (70 proc. ankietowanych sięga po najprostsze i najbardziej zrozumiałe oferty - nawet jeśli nie są one optymalne). Liczy się zatem nie tyle jakość czy cena, co klarowność i oszczędność czasu.
Zdejmując ciężar decyzyjny z barków klientów
Marki, które potrafią uprościć komunikację i ofertę, mają dziś ogromną przewagę - dlatego, że zdejmują z klienta ciężar decyzyjny. - Nasza nowa oferta odpowiada na to, czego chce i potrzebuje dzisiejszy klient. Ma być prosto, zrozumiale i najlepiej w jednym miejscu. Wtedy na tym zaoszczędzimy - i czas, i pieniądze. Mówimy wprost - połącz usługi i na tym skorzystaj - tłumaczy Michał Sobolewski, Wiceprezes Zarządu Plusa, Grupa Polsat Plus.
Na czym polega uproszczenie wyboru? Na przejrzystych pakietach łączących wszystkie kluczowe usługi: światłowód, telewizję, internet mobilny i abonament komórkowy. Zasada jest prosta: im więcej usług, tym większe korzyści i rabaty.

W pakiecie M dwie wybrane usługi kosztują razem 80 zł miesięcznie, a każda kolejna dodana usługa to tylko 30 zł miesięcznie. Za taką samą kwotę można także dokupić dwa dowolne serwisy streamingowe, takie jak Disney+, Max czy Polsat Box Go Sport. Jeśli klient połączy abonament komórkowy z inną usługą, jego limit danych wzrasta z 60 GB aż do 180 GB.
Z wariantu M za dodatkowe 30 zł miesięcznie możemy przejść na wariant L. Dzięki temu zyskuje się dostęp do szybszego światłowodu o prędkości do 1 Gb/s, większego pakietu kanałów telewizyjnych (aż 142) oraz nielimitowanego internetu mobilnego. Przykładowo, łącząc światłowód z abonamentem komórkowym w wersji L, klient otrzymuje maksymalną prędkość internetu i brak ograniczeń w korzystaniu z sieci, a wszystko to za stałą dopłatą.
Można też korzystać z pojedynczych usług - i tu też obowiązuje jedna, stała opłata przez cały czas trwania umowy. W wersji L wyróżnia się m.in. nielimitowany internet oraz dostęp do kanałów premium (Polsat Sport Premium, Eleven Sports, Cinemax) bez dodatkowych kosztów. W przypadku światłowodu, dla klientów spoza sieci Grupy Polsat Plus lub z domów jednorodzinnych miesięczna opłata jest wyższa o 20 zł.
Żeby dojść do celu, czasem trzeba się zatrzymać. I odpocząć. Albo ponudzić. Bo to właśnie w ciszy rodzą się najlepsze pytania. A zaraz po nich - odpowiedzi, których nie słyszymy w codziennym hałasie. Które nie przebiją się przez powiadomienia, scrollowanie i rozmowy o niczym. Może więc zamiast wypełniać każdą minutę, lepiej odłożyć telefon i... pogapić się w sufit?
[1] Sondaż Omnibus zrealizowany na panelu Ariadna, prowadzony na ogólnopolskiej próbie losowo-kwotowej N = 1070 osób w wieku od 18 lat wzwyż
Materiał promocyjny