Joga: Przepis na harmonię duszy i ciała
Jeszcze kilkanaście lat temu egzotyczna. Dziś swoją popularnością pokonała inne wschodnie pomysły na aktywność, w tym także opisywane przez nas 16 lat temu tai chi. Teraz joga gości w parkach, salach gimnastycznych i naszych domach. Bo pomaga zatrzymać się w pędzie, przegonić stres i przywrócić ciału sprężystość. Przekonały się o tym także Khrystyna i Elżbieta.
Joga przywędrowała do nas nie z Azji, a z Zachodu. To tam jej zwolennicy zmodyfikowali zestawy ćwiczeń dla przeciętnego Europejczyka. A Polki, ciekawe nowinek, szybko się nią zainteresowały. - Popularność jogi opiera się modom, bo pomaga na wiele kłopotów zdrowotnych, od kręgosłupa począwszy, przez sprawy kobiece, a na problemach z ciśnieniem skończywszy - mówi filozof Agnieszka Passendorfer. - Ćwiczenia działają antystresowo. Lubimy też jogę za to, że jest pozbawiona rywalizacji. Nikt cię do nikogo nie porównuje, nie wywiera presji. A ćwiczyć może każdy. Bez względu na wiek i kondycję.
Pomost dla duszy
Khrystyna Struk porzuciła stabilny zawód prawniczki na rzecz maty. Nie wprowadza już na giełdę nowych spółek, tylko nowych kursantów do świata jogi. I mówi, że to była najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. - Małymi krokami wchodziłam w ten świat i z radością odkrywałam, że niesie z sobą wartości, które wyniosłam z domu: mieć otwarte serce, być dobrym człowiekiem, dzielić się wszystkim, co możliwe - uśmiecha się i patrzy mi prosto w oczy, kiedy spotykamy się między zajęciami, które prowadzi w różnych miejscach w Warszawie.
- Dzięki jodze dojrzałam. Mój kręgosłup, nie tylko fizyczny, ale i mentalny, stał się silny, odporny, a jednocześnie elastyczny. Uwolniłam się od toksycznej relacji. A wszystko zaczęło się pięć lat temu, kiedy była zagubiona, niepewna, samotna. Surfując po internecie, wpisała słowo "joga". Czytała, czytała, czytała. A potem spakowała do torby zwykłe legginsy, koszulkę i pojechała na zajęcia. To było kosmiczne doznanie! Od tamtego dnia, pierwszym słowem, jakie pojawiało się w głowie Khrystyny zaraz po przebudzeniu, było: "joga". Nie było dnia, żeby jej nie praktykowała, od dojazdów do szkoły nie odstraszała żadna, nawet najgorsza listopadowa pogoda.
Jestem kimś ważnym, potrzebnym
To, co ją zaskoczyło, to fakt, że całkiem nieźle radziła sobie nawet na tle osób, które przychodziły już jakiś czas. Codziennie działo się coś innego, a ona czuła, że zmienia się równocześnie fizycznie i psychicznie. Stawała się coraz spokojniejsza, poukładana, szczęśliwsza. I coraz bardziej pewna, że choć jest tylko pyłkiem we wszechświecie, jest także kimś ważnym, kochanym, potrzebnym.
- To było błogie uczucie - opowiada z pasją. - Nie mogłabym już z niego zrezygnować. Ciało stało się pomostem do duszy. Codziennie chciałam zrobić większy zakres ćwiczeń, lepiej się porozciągać. Na początku nie myślałam o pracy najmniejszego mięśnia, ścięgien, kości. Ta świadomość pojawiała się z czasem: coraz głębiej czułam i coraz precyzyjniej wykonywałam komendy instruktora. Już się nie dziwiłam, jak jednocześnie można opuścić barki, skręcić ramię i przesunąć łopatki do przodu. Zrozumiałam, co to znaczy świadomość ciała, choć kiedyś, gdy ktoś tak mówił, trochę się z tego podśmiewałam.
Dziś wiem, że tak naprawdę, możemy zrobić z nim, co tylko chcemy! Jednocześnie, razem z tymi ćwiczeniami przychodzi głęboka koncentracja i skupienie. Teraz potrafię, nawet gdy jestem w dużej grupie ludzi i tego potrzebuję, szybko odciąć się od zgiełku, wyłączyć umysł. Ale i doznania fizyczne dzięki regularnym ćwiczeniom przynosiły wielkie efekty. Khrystyna pozbyła się bólu kolan. Kiedy uprawiała inne sporty, ciągle nie mogła się od nich uwolnić.
Potem zdecydowała się na jogę Iyengara, ukończyła trzyletni kurs. To jednak nie gwarantowało pracy w zawodzie, dlatego wciąż robiła to, czego nauczyła się na studiach. - Dziś już prowadzę zajęcia niemal od rana do wieczora. Słyszę od ludzi, że jadą przez pół Warszawy po to, żeby dotrzeć do mnie na zajęcia w sobotę - cieszy się Khrystyna. - Ania, która regularnie chodzi na jogę kręgosłupa, dziękowała, że zupełnie pozbyła się bólu. A Małgosia długo się zbierała, żałuje, że zrobiła to tak późno. "Gdybym wiedziała, że tu jest tak bezpiecznie, spokojnie, a ty każdemu pomagasz, zapisałabym się już rok temu" - oznajmiła po trzecich zajęciach.
- Wciąż się rozwijam, uczę nowych rzeczy. Prowadzę warsztaty z jogi twarzy. Moja rodzina już zaakceptowała mój wybór. To, że porzuciłam solidny zawód na rzecz niepewnego losu trenerki jogi. A ja czuję, że jestem na dobrej drodze, bo nie boję się życia.
Babciu, a tak potrafisz?
Elżbieta Cieślawska, była śpiewaczka operowa, a teraz szefowa biura podróży, nosi w sobie głębokie poczucie wdzięczności za sprawne i zdrowe ciało. Joga zafundowała jej pełny lifting. Czy można chcieć czegoś jeszcze? Spokój, harmonia, cisza. Kiedy Elżbieta przywołuje w myślach wszystkie elementy filozofii Wschodu, wcale nie widzi przed oczami posążka Buddy, ale scenę z filmu "Pretty Woman".
- W parku, kiedy Richard Gere po raz pierwszy odkrył, że zamiast iść do pracy, można wybrać się na spacer boso. A to wszystko dzięki prostej dziewczynie, która pokazała mu świat zmysłów. To one prowadzą do wewnętrznej harmonii - uśmiecha się Elżbieta, która w ciągu ostatnich dwóch lat dokonała w swoim życiu prawdziwej rewolucji: dzięki programowi odchudzającemu zrzuciła ponad 15 kg, a dzięki jodze zyskała giętkość małej dziewczynki.
- Uaktywnienie ciała, jego mięśni to pierwszy krok do harmonii we wszystkich aspektach: fizycznym, psychicznym i duchowym. Elżbieta wie, co mówi, bo sprawdziła to na sobie samej. Najpierw przeczytała wiele książek na temat rozwoju wewnętrznego, medytacji, zbawiennym wpływie jogi na równowagę ciała i ducha. - Jednak paradoksalnie długo szukałam dla siebie idealnej formy ruchu - opowiada. - Jeżdżę na nartach, pływam, próbowałam tańca brzucha, aerobiku, pilatesu, a przez półtora roku chodziłam na tai chi. I choć każda z tych dyscyplin jest na swój sposób dla mnie dobra, wciąż czułam, że jeszcze coś ważnego dla siebie odkryję. Któregoś wrześniowego dnia spotkała sąsiadkę: "Elu, a na jogę nie chciałabyś chodzić? - zagadnęła mnie. - Tu, blisko, w poniedziałki i środy".
Na jogę? Ela sporo o niej czytała, ale nigdy nie próbowała. Jej córka, Katarzyna, zachwycona była jogą dynamiczną i zachęcała mamę, żeby spróbowała, ale ona odmawiała. Obawiała się, że ten rodzaj ruchu będzie zbyt intensywny, skoro miała na koncie kilka kontuzji i przekroczyła pięćdziesiątkę. Jednak te zajęcia były inne. W uroczej sali przedszkolnej, wokół drzewa i zieleń. No i prowadzący, Paweł Dąbrowski, wspaniały nauczyciel, oaza spokoju. Właśnie spokoju Elżbieta potrzebowała w swoim codziennym życiu najbardziej. Właśnie ciszy i relaksu było jej trzeba, ale innego typu niż ten, którego doznajemy, leżąc na kanapie. - Paweł prowadził zajęcia w taki sposób, że czułam się bezpiecznie, a po każdych kolejnych nabierałam do swego ciała coraz większego zaufania. Często powtarzał: "Nic na siłę. Zrób tyle, ile możesz. Słuchaj siebie. Pokochaj siebie" - wspomina.
- Na początku nie było łatwo, zwłaszcza że człowiek lubi się porównywać do innych. Ten już to umie, tamta świetnie rozciągnięta. A ciało przez lata sztywnieje, nie chce nas słuchać. Jednak po pewnym czasie inni ludzie obok nie stanowią już problemu, przestajemy zwracać uwagę na to, kto ile potrafi.
Szaleństwo codzienności
Teraz, gdy Elżbieta zaczyna zajęcia, skupia się tylko na sobie, wyłącza, odcina od świata. Gonitwa myśli ustaje, a całe szaleństwo codzienności zostaje za drzwiami i nie ma do niej dostępu. - Kiedy pracuje się systematycznie, efekty przychodzą zawsze - zapewnia. - I chociaż pewne pozycje wciąż są dla mnie nieosiągalne, wiem, że za jakiś czas będę mogła je zrobić. A wiem stąd, że już przeżyłam sytuację, kiedy to, co było jakiś czas temu nie do zrobienia, okazuje się całkiem łatwe! To błoga chwila! Ciało zaczyna mnie słuchać. Ale i ja się w nie wsłuchuję. Ostatnio, kiedy idealnie zrobiłam jedną z pozycji odwróconych, tzw. świecę, poczułam ogromną radość i wdzięczność, że potrafię, mogę, daję radę - ciągnie.
- Wpadłam kiedyś do sąsiadki, Basi, która ćwiczy już od pięciu lat i jest asystentką Pawła. Chciałam, żeby udzieliła mi indywidualnej lekcji. Ma w domu mnóstwo przyrządów, które pomagają i usprawniają naukę, między innymi klocki, wałki, paski. Jakie to było fascynujące! Wisiałam pod sufitem jak nietoperz, czułam się lekka, sprawna i giętka jak gałązka wierzby. Elżbieta mówi, że się zmieniła. Nie tylko odmłodniała fizycznie, ale i psychicznie. Inaczej patrzy na świat. Widzi rzeczy, które kiedyś jej umykały.
- Właśnie wróciłam z kilkudniowej wycieczki po Gruzji - opowiada z pasją. - Tam ludzie żyją wolniej, uważniej, nie spieszą się. Potrafią cieszyć się małymi rzeczami. Być może dawniej przeszłabym przez Ogród Botaniczny, po prostu oglądając rośliny. Dziś chcę przyjrzeć się każdej, dotknąć liści, poczuć w dłoni ich fakturę. To między innymi joga pokazała Elżbiecie drogę do uważności na wszystko, co ją spotyka. No i pozwoliła jeszcze mocniej zbliżyć się do wnuków.
- Ćwiczymy razem - wyjaśnia zachwycona. - Wpadają do mnie, rozkładamy maty. "Babciu, a tak potrafisz?", pyta siedmioletnia Nicole i pokazuje "koci grzbiet". "No nie, nie potrafię. Ale umiem to" - i pokazuję pozycję żółwia. A wy potraficie? - śmieje się pogodnie Ela. - Jasne, dzieci potrafią wszystko! Chcę wrócić do tamtej sprawności. Kiedyś, gdy mieliśmy po kilka lat, umieliśmy wszystko. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebym w tej kwestii znów stała się małą dziewczynką. A jako bonus zyskała prawdziwy spokój duszy.
Sonia Ross