Katarzyna Kucewicz: Silversi? Proza życia seniorów w Polsce odbiega od wizji serialowej
Gdy przychodzi proces starzenia się, podupadamy na zdrowiu psychicznym, ponieważ mamy poczucie ogromnej straty tego, co dojrzewanie nam odbiera. Ludzie akceptujący siebie tylko wtedy, gdy wyglądają doskonale, jak z żurnala, są osobami zniewolonymi- przestrzega Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka, trenerka, w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską dla Interia.pl
Agnieszka Grün-Kierzkowska: Na początku rozwikłajmy termin ciałopozytywność. Jak pani to rozumie?
Katarzyna Kucewicz: Rozumiem ciałopozytywność jako akceptację i uszanowanie swojego ciała, bez względu na rozmiar, wiek, ilość zmarszczek, czy siwych włosów. Ciałopozytywność to jest po prostu odnoszenie się z uważnością i czułością do samego siebie i do swojego ciała. Myślę, że to jest bardzo ważne, aby budować w sobie taką ciałopozytywną narrację, niestety w naszym społeczeństwie nie jesteśmy tego uczeni. Zdarza się, że słyszymy komunikaty wręcz odwrotne. Spotkałam się z stwierdzeniami, że ciałopozytywność jest czymś złym, że tylko ciało doskonałe zasługuje na uznanie i akceptację. Te przekazy są często przesiąknięte taką kulturą idealnego wizerunku, szczupłego i młodego ciała, pochwały młodości. Gros osób swojego ciała nie lubi, ma do niego zastrzeżenia. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Gdy przychodzi proces starzenia się, podupadamy na zdrowiu psychicznym, ponieważ mamy poczucie ogromnej straty tego, co starzenie się czy dojrzewanie nam odbiera. Uważam, że ciałopozytywne podejście zakłada, że my skupiamy się na tym, że to ciało jest nasze, lubimy je, a trenujemy tylko po to, żeby komuś innemu się podobało. Ludzie akceptujący siebie, tylko wtedy, gdy wyglądają doskonale, jak z żurnala, są osobami zniewolonymi.
Zamykają się w niewoli wizerunku, doskonałego i perfekcyjnego. To powoduje obciążenie emocjonalne, natomiast osoba, która ma wobec siebie akceptację, czyni siebie wolną i niezależną.
Co pani sadzi o promowaniu w mediach wizerunku szczęśliwych "silversów", którzy są piękni, atrakcyjni i uśmiechnięci. Pani zdaniem taki przekaz bardziej mobilizuje, czy też może zaszkodzić, przytłoczyć innych seniorów?
To bardzo ciekawe zagadnienie. Nigdy nie myślałam w ten sposób, ale rzeczywiście ma pani rację, media kreują różnego rodzaju wizerunki. Jak się powinno wyglądać, gdy się jest młodym, jak się powinno wyglądać, gdy się jest starszym i w ogóle, jak się powinno wyglądać, gdy się więcej waży, mniej waży itd. Ich wizerunek jest wizerunkiem sygnowanym przez Anie MacDowell, czy też innej osoby z show biznesu, które to osoby są bezsprzecznie piękne.
Mam takie poczucie, że to też może sprawiać, że człowiek myśli: pięknie, tylko to nie jest o mnie, ja nie przynależę do tej grupy. Jestem seniorem, a nie silversem... W takim rozumowaniu tzw. silversami są ludzie opaleni, uśmiechnięci, posiadający pieniądze, świetne zdrowie, niebywałą kondycję. Wiadomo, wszakże, że proza życia seniorów w Polsce odbiega od wizji serialowej.
Codziennością są kolejki do lekarza, zmaganie z problemami zdrowotnymi, życie z niską emeryturą, dojmującą samotnością. I to nie jest foxy, prawda?
I dochodzą dylematy, z czego zrezygnować, wybrać między lekarstwami a zakupami spożywczymi…
Dla mnie sztandarowym przykładem polskiego silversa jest Mądra Babcia, czyli pani Beata Borucka. Przemawia do mnie to, co mówi i robi w social mediach. Jest niezwykła w swojej normalności, przyciąga tym ludzi do siebie. Mimo, że nie jestem silverką, uważam, że tylko taka babka z krwi i kości, jest idealnym wzorem. Myślę, że warto na takich silversach się skupiać i nimi inspirować. Mniej skupiać się na tych idealnych aktorkach i aktorach, z pasmem siwych włosów, którzy reprezentują te nurty ekskluzywne. Bardziej na tym, że można być fajną babką, która też ma swoje problemy i bolączki, ale stara się w tym wszystkim zadbać o siebie, być uważną, wesołą. Najnormalniej w świecie pracować nad sobą i nolens volens, żyć środkami, które się ma.
Zależy mi na odczarowaniu medialnego wizerunku silversów, że muszą to być ludzie o szeroko uśmiechniętych twarzach, z pięknymi zębami, lubiący podróże i mający wiatr we włosach itd. Staram się wyłuskać sedno, które moim zdaniem polega na tym, że silversi po prostu lubią siebie, lubią życie i chcą tym życiem się cieszyć jak najdłużej.
Myślę, że zawsze należy starać się żyć w zgodzie ze sobą, według własnych zasad i kierować się własnym kompasem moralnym, to jest najważniejsza zasada, nie tylko dla silversów. Żyć nie tak, jak ktoś tego od nas wymaga, oczekuje, tylko i aż, żyć po swojemu, nie zapominając o realizowaniu siebie. Praktykowanie swojej dojrzałości tak, jak się chce a nie w sposób, jakiego oczekiwaliby inni, dzieci, wnuki czy społeczeństwo. Nazwijmy to podążaniem za sobą. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne, pamiętajmy, że pokolenie, które teraz jest silver, to pokolenie osób, które w przeszłości miały wpajane nakazy, jak mają żyć, co mają robić. Ktoś im mówił, co trzeba, a czego nie wolno. Narzucono im ramy życia, gdyż miały styczność z silnymi autorytetami.
Obecnie kultura się zmieniła, dawniej ludzie mieli szereg założeń, co wypada, czego nie wypada, jak to się powinno albo jak nie powinno się postępować. Niewątpliwie ograniczało to ekspresję, swobodę życia po prostu możność bycia sobą. Myślę, że przyszli silversi, za jakieś 10, 15, 20 lat, będą zupełnie innymi ludźmi. To będą osoby potrafiące zadbać o siebie, stawiające na swoje potrzeby bardziej niż obecni silversi.
Czy w którymś momencie życia powinniśmy rozpocząć przygotowania, aby świadomie wkroczyć w ten dojrzały etap? Jednym słowem, kiedy powinniśmy zacząć.
Odpowiem, czy w ogóle jest możliwe przygotowanie do dojrzałego życia? Zastanawiam się, czy to ma sens, przygotowywać się do silverstwa? Może prościej jest przyjąć to jako etap życia, który naturalnie nadchodzi? Kiedy tak naprawdę zaczyna się dojrzałość, od pierwszego siwego włosa? Czy od pierwszej zmarszczki? A może od faktu stania się babcią, przejścia na emeryturę? Tych cezur jest bardzo wiele. Lepiej zadajmy sobie pytanie, czego mi potrzeba, czego chcę w tym konkretnym momencie życia? Co będzie dla mnie najlepsze? Czy moje priorytety się nie zmieniły? Dobrze jest aktualizować siebie i swoje potrzeby.
Czym innym zaś jest przygotowanie do roli. Do roli babci, emerytki, do roli partnerki i do roli matki. Przygotowanie się do roli, to jest rzeczywiście coś potrzebnego. Natomiast przygotowanie się do etapu życia, nie jest niezbędne. Starajmy się żyć tak, jak chcemy, realizować siebie. Na tym się skupmy.
Teraz mam takie a nie inne potrzeby, ale 10 lat temu miałam inne. Zbudowana jestem z innych elementów niż 10 lat temu, wiele rzeczy złożyło się do tej budowli ludzkiej egzystencji.
Dziękuję za rozmowę.