Kiedy myślisz, że życie cię przerasta
Kłopoty w pracy, problemy rodzinne, choroba. A czasem wszystko naraz! Bywają sytuacje, kiedy wydaje ci się, że więcej nie uniesiesz. Podpowiadamy, jak przetrwać najtrudniejsze chwile i wyjść na prostą.
Stresu w życiu raczej nie da się uniknąć. Dlatego lepiej nauczyć się z nim jakoś żyć. Poznaj historię Beaty. To typowy przykład sytuacji, w której przewlekły stres powoduje, że tracimy kontrolę nad własnym życiem, a co gorsza, motywację do działania. A potem dowiedz się, jak możesz sobie pomóc, gdy tak jak Beata masz akurat złą passę.
Nic nie wyszło z moich marzeń - historia Beaty
Tydzień temu wyjechałam na kilka dni z przyjaciółką. Na pierwszy od niepamiętnych czasów urlop. "Jesteś potwornie spięta, wyluzuj wreszcie" - mówiła mi Asia. Ale nawet wino nie pomogło. Do domu wróciłam w kiepskim nastroju, w dodatku z poczuciem winy. Bo powinnam oszczędzać, a wydałam pieniądze i nawet nie odpoczęłam.
Łatwo Aśce mówić: "Wyluzuj". Skończyłam 44 lata. Nie mam stałej pracy, jestem po rozwodzie, z kredytem na karku. Sama wychowuję 13-letniego syna, który właśnie wkroczył w trudny wiek. Przyszłość nie rysuje się zbyt różowo.
To miał być etap przejściowy
Moja mama zawsze powtarzała, że jak kto sobie pościele, tak się wyśpi. Dawniej w to wierzyłam. Z mężem odkładaliśmy każdą złotówkę, planując, że kiedyś zaczniemy wreszcie zwiedzać świat, prowadzić dom otwarty dla ludzi i zwierząt. Dziś nie mogę pojąć, jak mogłam być wtedy tak głupia. Miałam wszystko, ale zamiast korzystać z życia, czekałam na coś, co miało nadejść w nieokreślonej przyszłości.
Po awansie męża, na fali euforii, wzięliśmy kredyt i kupiliśmy mieszkanie. Na jego urządzenie poszły prawie wszystkie oszczędności. Ale to miał być tylko etap przejściowy, bo planowaliśmy budowę domu pod miastem. Koniecznie z dużym ogrodem, żeby mogło po nim biegać kilka psów. Marzenia wzięły w łeb pięć lat temu.
Pewnego dnia mąż oświadczył, że zakochał się w koleżance w pracy. Jeszcze tego samego wieczoru spakował walizki. Czasem myślę, że powinnam walczyć, coś zrobić, a nie unieść się honorem i tylko płakać w poduszkę. Ale mąż nie dał mi cienia szansy na negocjacje. Zero awantur, targów, pretensji. "Chcę, żeby wszystko odbyło bez zarzutu" - powiedział i słowa dotrzymał. Wziął winę na siebie, zgodził się na zasądzone alimenty, oddał mi mieszkanie. Tak mu się spieszyło, że nawet nie zabrał z niego wszystkich swoich rzeczy. Dziesięcioletnie małżeństwo zakończyliśmy krótką rozprawą. Dziś przyjeżdżając po syna, nie wchodzi na górę. Jego obojętność boli mnie bardziej, niż gdyby urządzał sceny.
Świetna księgowa na wagę złota
Rok po rozwodzie straciłam posadę. Szef tłumaczył, że pracy jest mniej, biuro obcina koszty. "Ale taka świetna księgowa jak ty zawsze będzie na wagę złota" - uspokajał mnie na pożegnanie. Też mi się tak wydawało, dopóki nie zaczęłam szukać zleceń. Wtedy zdałam sobie sprawę, że chyba nie istnieje większa konkurencja niż ta w moim zawodzie. Prawie na każdym domu i słupie w mieście widziałam reklamy biur rachunkowych. Może je założyć każdy, kto zda egzamin, więc wyrastają jak grzyby po deszczu. Kiedy przejadłam odprawę, wzięłam kilka zleceń dużo poniżej mojej dotychczasowej stawki. Tylko na przeczekanie... Żyję z nich do dziś.
Wciąż czekam na jakiś cud
Niepewność mnie dobija. Drżę, że moi klienci zamkną interes lub z dnia na dzień przeniosą się do kogoś innego. Tak zdarzyło się już parę razy, choć jestem sumienna i byłam na każde ich zawołanie. Pracuję na okrągło. Nie mam wakacji ani wolnych weekendów, bo ciągle są jakieś terminy rozliczeń w skarbówce, a wtedy klienci ścigają mnie całą dobę. Ślęczę po nocach nad fakturami, choć zmęczenie może przynieść katastrofalne skutki. Chciałam podnieść kwalifikacje, ale na razie brak mi pieniędzy na drogie szkolenia.
Ale najgorsza jest samotność. Inaczej przeżywa się trudności, kiedy można się wyżalić, przytulić do drugiej osoby. Brakuje mi kogoś bliskiego. Taty nie znałam, bo odszedł, kiedy byłam mała, mama nie żyje. Znajomi też się wykruszyli, bo ich zaniedbałam. Na zewnątrz staram się trzymać fason, zwłaszcza, że syn uważnie mnie obserwuje.
Martwię się o niego. Stał się smutny i drażliwy, zdarza się, że bywa wobec mnie agresywny. Jego tacie urodziła się niedawno córka, Bartek bardzo to przeżywa. Chciałabym kogoś poznać, ale kilka randek tylko mi uzmysłowiło, że wypadłam z obiegu. Ze stresu przytyłam, nie kupuję kosmetyków, bo po co, skoro pracuję w domu. Żeby wpaść komuś w oko, musiałabym, jak radzi Asia, wyluzować. Komu się spodobam taka znerwicowana? Mam wrażenie, że w moim życiu nic się nie odmieni. Czekam na cud lub najmniejszy uśmiech losu.
Gdy jesteś w trudnym położeniu
- Bądź dla siebie dobra
Wszystkie mamy skłonności do oskarżania się o życiowe niepowodzenia: rozwód, kłopoty z dziećmi. A przecież nigdy wina nie leży po jednej stronie. Analizowanie porażki, wyrzucanie sobie błędów to strata czasu. Postaraj się być wobec siebie tak wyrozumiała i serdeczna, jak wobec bliskich, których kochasz.
- Upraszczaj wszystko, co się da
Kiedy doba jest dla ciebie za krótka, bo jak Beata masz na głowie prowadzenie domu, nerwową pracę, a jesteś jeszcze samotnym rodzicem, każdy dodatkowy wysiłek może stać się kroplą, która przepełni czarę. Dlatego nie podejmuj nowych zobowiązań. Nawet te, które wyglądają na mało angażujące, będą dla ciebie ciężarem. Przyjrzyj się swojemu rozkładowi dnia i pomyśl, z czego zrezygnować, by mieć więcej czasu. Czy naprawdę musisz prasować bieliznę? I zawsze zostawiać kuchnię w idealnym ładzie?
Zastanów się, czy nie pozbyć się rzeczy, których nie używasz. Mniejsza ilość zbędnych przedmiotów w domu to mniej zachodu, sprzątania i większe poczucie swobody. Wiesz, że Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka, chodzi zawsze w czarnym T-shircie? Ponieważ codziennie musi podejmować wiele decyzji, a tak eliminuje jedną: co dziś włożyć? Nie namawiamy cię do wyrzucenia ubrań, ale maksymalnie upraszczając swoje życie, nabierzesz sił, by podołać licznym obowiązkom.
- Spróbuj częściej mówić "nie"
Wszyscy czegoś od ciebie chcą. Dzieci spodziewają się, że rozwiążesz ich problemy. Mąż uważa, że za mało czasu poświęcasz rodzinie. A szef oczekuje, żebyś po godzinach wyrabiała 200 procent normy. O twoje potrzeby nikt się jednak nie troszczy. Jeśli podlegasz zbyt silnej presji z zewnątrz, naucz się odmawiać.
Beacie też żyłoby się dużo lepiej, gdyby potrafiła powiedzieć swoim klientom "nie". To prostsze niż się wydaje. Przestaniesz czuć się źle, gdy zobaczysz, ile zaoszczędzisz czasu i nerwów. Martwisz się, że zranisz rodzinę i zdenerwujesz szefa? Bez obaw! Ci, którzy umieją grzecznie odmawiać (tak, tak, również przełożonym i klientom, na których im zależy!), cieszą się większym szacunkiem i sympatią, niż ludzie zgadzający się na wszystko.
- Bądź spontaniczna
Beata rozstała się z mężem i nie wie, co dalej. Kłopoty finansowe spędzają jej sen z powiek. A co ciebie dręczy? Może boisz się, bo w firmie szykują się zwolnienia? Gdy dopadają cię czarne myśli, narzucasz sobie dyscyplinę, bo wierzysz, że obowiązki pomogą ci wziąć się w garść. Okazuje się jednak, że sztywne trzymanie się planów może pogorszyć twój nastrój.
Kiedy dzień w dzień narzucasz sobie te same czynności, upewniasz się w przekonaniu, że utknęłaś w kieracie. Rutyna zabija kreatywność, której potrzebujesz, by rozwiązać swoje problemy. Dlatego pozwól sobie na spontaniczność. Nie rób listy zadań do wykonania, bo kiedy jesteś w złej formie, sam jej widok cię przytłoczy. Daj się namówić na wieczorne wyjście. Pójdź wcześniej spać albo zarwij noc na oglądaniu serialu. Potrzebujesz teraz relaksu i radości.
- Wszystko ma swój kres
Wydaje ci się, że borykasz się z przeszkodami od zawsze, a poprawy nie widać. Jednego bądź jednak pewna - wszystko się kiedyś kończy, nawet cierpienie. Na pewno pamiętasz ze swojej przeszłości szczęśliwe okresy. I chociaż teraz nadszedł trudniejszy etap, nie będzie trwał wiecznie. Spójrz dookoła: nie ma ludzi, którym los zawsze sprzyja. Dzielą się jednak na takich, których porażki złamały i takich, którzy wynieśli z tych doświadczeń korzyści. Jeżeli pogodzisz się z faktem, że życie przypomina huśtawkę, łatwiej przyjdzie ci zaakceptować zmienne koleje losu.
Uwaga, to już przemęczenie!
Olivia: Kiedy musimy radzić sobie z trudnymi sytuacjami, mówimy, że damy radę. A potem chorujemy...
Ewa Jarczewska-Gerc, psycholog, www.stresozaradni.pl: - Najgorszy rodzaj stresu to ten przewlekły, który nie wiąże się z jednorazowymi przeżyciami, ale latami zżera nas od środka. Jego skutkiem jest obniżona odporność. Ciągle pobolewa nas gardło, przyplątują się infekcje. To sygnały, które wysyła ciało, a które świadczą o tym, że sytuacja nas przerasta. Inne symptomy podstępnego stresu to nawracająca opryszczka wargowa, migreny i bóle kręgosłupa. Mogą pojawić się inne niedomagania, bo trudno przewidzieć, w której części ciała ulokuje się przewlekłe napięcie.
Jak rozpoznać, że nasze dolegliwości biorą się z psychicznego przemęczenia?
- Zwykle towarzyszą im problemy w sferze emocji i myślenia. W skrajnej formie z myśleniem tunelowym. Czyli przekonaniem, że nic nam się nie uda, że nic nie ma sensu. Inny przykład to reakcje nieadekwatne do zdarzenia. Kiedy na drobnostki odpowiadamy dużą złością. Alarmujące są huśtawki nastrojów. Raz czujemy radość i jesteśmy pobudzeni. Wydaje się, że tryskamy energią. Po euforii następuje jednak spadek nastroju, bo taka mobilizacja zużywa zapasy sił życiowych, których z uwagi na ciągłe napięcie, nie mamy czym uzupełnić.
Co wtedy możemy zrobić?
- Obserwować się, by wiedzieć, co wywołuje w nas silne napięcie. Bo na każdego stresująco działa coś innego. Gdy będziemy już to wiedzieli, możemy nauczyć się rozładowywać napięcie w konstruktywny sposób. Jeśli źle znosimy zebrania w pracy, zawczasu przygotujmy się do nich. Przećwiczmy to, co zamierzamy powiedzieć, zastanówmy się, o co zapyta szef. Wtedy zaczniemy postrzegać zebranie jako wyzwanie, nie jako zagrożenie. Nie zapomnijmy o tym, by regenerować organizm, zachowując równowagę między obowiązkami a odpoczynkiem. Czasem podczas zabieganego dnia wystarczy krótka przerwa i kilka głębokich oddechów. Zachęcam też do regularnej aktywności fizycznej.
Maria Barcz