Kto tutaj kieruje?
W reklamie telewizyjnej jednej z marek samochodowych On i Ona walczą o to, kto znajdzie się po lewej stronie - przeganiają się podczas porannego joggingu, a nawet przepychają po odejściu od ołtarza po złożeniu małżeńskiej przysięgi.
Zachowanie partnerskich układów przy korzystaniu z samochodu nie jest sprawą łatwą, zwłaszcza gdy jest to jedyny pojazd, którym para dysponuje. Już sama chęć zrobienia przez Nią prawa jazdy spotyka się często z Jego niechętną reakcją. Jak to? Będzie musiał ją dopuścić do swojego królestwa na czterech kółkach? Są tacy, którzy absolutnie nie wierzą w motoryzacyjne zdolności swoich partnerek. Nie mają nic przeciw temu, aby zrobiły prawo jazdy, ale z góry zakładają, że i tak jest to dla nich rzecz nieosiągalna. Po co więc na zapas martwić się tym, że trzeba się będzie dzielić miejscem za kierownicą.
Problem zaczyna się, gdy kobieta nieosiągalny papierek ma już w ręku. Pewnie nie raz jeszcze usłyszy od partnera, że i tak kierowca z niej żaden i lepiej będzie, jak pozostanie na miejscu pasażera. Gdy jednak od czasu do czasu będzie mogła poprowadzić, urażona męska duma da znać o sobie. Wystarczy drobna wpadka, a komentarzy do poczynań "baby za kierownicą" nie będzie końca. Pojawią się i zakazy. Niejeden pan zastrzega sobie wtedy, że odtąd, gdy jedzie razem z partnerką, to on będzie prowadził. I niech ona nie waży się nawet krytykować jego jazdy, bo resztę drogi będzie musiała pokonać autobusem albo taksówką.
Wielu mężczyzn celowo nie chce podzielić się z kobietą swym doświadczeniem kierowcy. Może uważają, że to wiedza zarezerwowana tylko dla nich, a kobiety mają co innego do roboty. "Szkoda, że nie mam kasy, bo zrobiłbym prawdziwą szkołę jazdy dla pań, którym mężowie nie dają kierownicy do ręki, choćby dlatego, że raz nie trafiła we wjazd. Trening czyni mistrza! Nie płeć" - pisze w forum dyskusyjnym naszego serwisu Nikolas. "Nie każdej kobiecie mąż da prowadzić pojazd - no chyba, że ma w czubie, to nie ma wyjścia" - dodaje. "Kobieta nie ma kiedy wyjeździć tyle, co mężczyzna. Taki Pan i Władca to musi; do pracy, do fryzjera, ewentualnie do sklepu, na ryby, na polowanie, po deski, etc. A Ty kobieto masz trolejbus..." - wtóruje mu Babcia. "[...] kobiety jeżdżą słabszymi autami, bo zwykle te auta nie są ich własnością, więc trzeba bardziej uważać, bo mają mniej okazji, by doskonalić swoje umiejętności" - dorzuca Cola.
No właśnie, auto zwykle należy do pana, pani jest co najwyżej jego użytkowniczką. Przy jego zakupie też najczęściej uwzględnia się męskie wymagania. Kobieta może sobie powybrzydzać wtedy, gdy będzie miała samochód wyłącznie dla siebie. Gdy jeździ jego autem, musi się raczej dostosować do jego upodobań. Zresztą - jak sądzi wiele panów - kupując auto, zwróciłaby pewnie uwagę tylko na kolor. Biada jej, gdy auto pana zarysuje albo stłucze zderzak. Mężczyzna, któremu uszkodzono "ulubioną zabawkę" potrafi nie odzywać się przez kilka dni. Nie szybko też pożyczy jej znowu tę zabawkę.
Co prawda mężczyzn, którzy kobiety najchętniej widzieliby przy garach, jest coraz mniej, jednak kobieca ingerencja w niektóre męskie sfery życia wciąż napotyka na opory. Taką sferą, żeby nie powiedzieć "strefą zamkniętą", bywa jeszcze często przestrzeń samochodu. Do wielu facetów nie dociera, że kobieta potrafi tutaj sobie radzić całkiem nieźle, a nawet równie dobrze jak oni. Opowieści o kierowcach-kobietach jeżdżących lepiej niz mężczyźni też nie są wyssane z palca. Pozostaje jedynie wierzyć, że ci "wspaniali mężczyźni w swych wspaniałych maszynach" potrafią dojrzeć w "babie za kierownicą" partnera, a nie rywala.