Miłość i pieniądze
Rozmowa z Aliną Henzel-Korzeniowską - psycholog, psychoanalityk, ekspert na forum: www.seksuolog.org.pl
Trochę niezręcznie rozmawiać przed ślubem o pieniądzach, ale to chyba niezbędne, żeby uniknąć potem nieporozumień...
Alina Henzel-Korzeniowska: To prawda. Niezręcznie o nich mówić, kiedy jest się zakochanym i spędza się ze sobą romantyczne chwile. Rozmowa o finansach jest odarta z romantyczności - dotyczy prozy życia. Niektóre pary poruszają ten temat w sposób okrężny, delikatnie sondują partnera. Jednak należy omówić te kwestie przed sformalizowaniem związku. Dawniej funkcjonował dobry obyczaj, który rozwiązywał ów problem: spotykali się rodzice państwa młodych i uzgadniali między sobą sprawy finansowe. Rodzicom wypada prowadzić takie rozmowy w imię troski o przyszłość swojego dziecka. Dzisiaj nadal zdarza się to w wielu wypadkach.
Czy obecnie dojrzali ludzie, którzy wstępują w związek małżeński, pozwalają swoim rodzinom na taką ingerencję w prywatne życie?
A.H.-K.: Rzeczywiście, młodzi traktują to jako ingerencję w swoje życie - a szkoda.Przejęcie uzgodnień finansowych przez rodziców uwalnia młodą parę od niewygodnej emocjonalnie sytuacji. Z drugiej strony zabezpiecza ją przed ewentualnymi nieporozumieniami. Ludzie przepełnieni miłością są pełni wiary w to, że jakoś dadzą sobie radę, i w momencie miłosnych uniesień nie widzą nawet potrzeby dyskutowania o sprawach finansowych. Szczera rozmowa jest jednak zawsze najlepszym fundamentem do budowania harmonijnej przyszłości.
Mówienie o finansach wydaje się małostkowe, budzi podejrzenie o interesowność i instrumentalne traktowanie partnera, wręcz o chęć wykorzystania go. Bez pieniędzy jednak nie da się żyć - jak rozmawiać o nich taktownie, by nikogo nie urazić?
A.H.-K.: Nic w tym złego, jeśli jednym z oczekiwań kobiety wobec partnera jest to, żeby zapewnił jej poczucie bezpieczeństwa - również w wymiarze finansowym. Z drugiej strony mężczyzna, który może to spełnić, czuje się potrzebny. Negocjacje przed zawarciem małżeństwa powinny dotyczyć nie tyle obecnego stanu majątkowego partnerów - ile uzgodnienia wspólnego modelu funkcjonowania związku od strony finansowej.
Może warto już na samym początku znajomości zwrócić uwagę, jaki stosunek do pieniędzy ma partner? Czy nie jest skąpy, zbyt rozrzutny, na co najbardziej lubi je wydawać itd.?
A.H.-K.: Dobrze jest dać sobie czas na wzajemne poznanie ważności pieniądza dla partnera w kontekście jego systemu wartości. Trzeba zwracać uwagę na codzienne, banalne sytuacje już od pierwszych spotkań. Nietaktem jest np., jeśli kobieta zaproszona do kawiarni chce płacić, ponieważ oznacza to, że nie przyjęła zaproszenia. Jeszcze gorzej, jeżeli partner na to przystaje. Najlepiej widać, jaką rolę pieniądze pełniły w małżeństwie i jaki jest do nich stosunek każdego z partnerów w sytuacji rozstania - kiedy dochodzi do podziału majątku. Wtedy okazuje się, co naprawdę było najważniejsze w tym związku.
Niektóre pary decydują się u progu wspólnego życia na rozdzielność majątkową i podpisują intercyzę. W moim odczuciu jest to jednak przejaw braku wzajemnego zaufania, braku chęci dzielenia się dobrobytem oraz wspólnego dźwigania niedoli. Czasami jednak intercyza może nas uchronić przed ewentualnymi długami współmałżonka... Kiedy warto ją podpisać?
A.H.-K.: Intercyza chroni obie strony przed przykrymi konsekwencjami wynikającymi z postępowania partnera. Często ludzie pobierają się, nie wiedząc nic o sobie, ponieważ patrzą na siebie nawzajem przez pryzmat zauroczenia. Poznają się dopiero w miarę wspólnego życia. Może się wówczas okazać, że popełnili błąd pociągający za sobą nieprzyjemne konsekwencje finansowe. Wówczas intercyza może ich przed tymi konsekwencjami uratować. Z drugiej strony intercyza jest dowodem braku zaufania, przejawem braku wiary we wspólną przyszłość. To paradoksalne zaprzeczenie przysięgi małżeńskiej zobowiązującej do wzajemnego wspierania się w każdej sytuacji - aż do śmierci.
Dochody w dużej mierze wpływają na poczucie własnej wartości. Pieniądze dają władzę, a ich brak może odebrać wolność. Jak uniknąć wpływu pieniędzy na wzajemne relacje partnerów?
A.H.-K.: Pieniądz tylko na pozór daje wolność. Wszystko zależy od rozpoznania jego właściwej funkcji. Jeżeli jest środkiem, a nie celem, to bez względu na ilość posiadanych pieniędzy człowiek pozostaje wolny. Biorąc pod uwagę funkcje społeczne, jakie przypisuje się obydwu płciom, z psychologicznego punktu widzenia korzystniejsza jest sytuacja, w której mężczyzna więcej zarabia. Obecnie niewiele jest takich związków, gdzie kobieta nie pracuje i jest wyłącznie na utrzymaniu partnera. Jeśli jednak jest to jej świadomy wybór, nie czuje się ani upokorzona, ani pozbawiona wolności. Problem pojawia się w sytuacji, gdy rezygnuje z pracy pod naciskiem męża. Trudności są także wtedy, gdy partnerzy rywalizują ze sobą na płaszczyźnie kariery zawodowej. Ideałem byłoby, gdyby ludzie przed zawarciem związku małżeńskiego czuli się na tyle dowartościowani, aby nie musieli dowartościowywać się poprzez wysokość swoich dochodów. Nie tylko pieniądze świadczą o wartości człowieka. Często ludzie, którzy nie dostrzegają w sobie innych zalet poza zdolnością zarabiania, traktują je jako podstawę swojej wartości i na nich opierają swoją pozycję.
Czy małżonkowie powinni informować się wzajemnie o własnych dochodach i wydatkach?
A.H.-K.: Jeżeli tylko mąż zarabia pieniądze, kobieta z reguły nie pyta, ile on zarabia. Ważne jest, żeby były zaspokojone potrzeby związane z wydatkami na utrzymanie domu i codzienne życie. Kłopoty zaczynają się, jeśli obydwoje zarabiają. Muszą wtedy opracować jakąś metodę dzielenia się kosztami: albo będzie to stworzenie wspólnego konta, z którego płacą rachunki i pokrywają codzienne wydatki, albo ustalenie, z czyjej pensji będą pokrywane poszczególne płatności. Można przy tym nadal zachować w tajemnicy wysokość zarobków. Konflikty często powstają przy nierównych zarobkach. Osoba, która zarabia więcej, pokrywa większość wydatków i w związku z tym czuje się pokrzywdzona.
Czy finanse często bywają powodem konfliktów małżeńskich?
A.H.-K.: Bardzo często, ale tak naprawdę są tylko pretekstem. Zwykle kryje się za tym walka o pozycję - najczęściej w przypadkach, gdy nie zdefiniowano modelu małżeństwa na samym początku. Sam pieniądz nigdy nie jest rzeczywistą przyczyną kryzysu w małżeństwie. Wszystko zależy od stosunku do pieniędzy, od roli, jaką im się przypisuje w związku. Poprzez stosunek do pieniędzy najlepiej widać wzajemne relacje partnerów względem siebie. Niepohamowane dążenie do ich pomnażania bywa sposobem na zapełnienie pustki w małżeństwie, a kłótnie o pieniądze są pretekstem do wyładowywania negatywnych emocji w stosunku do partnera, niekoniecznie związanych ze sprawami finansowymi. Ideałem jest, gdy pieniądze służą do realizowania wspólnych marzeń.
Poczucie niezależności jest bardzo ważne, ale czy nie jest miło pozwolić mężczyźnie rozpieszczać nas prezentami, zaproszeniami na kolację i na wakacje?
A.H.-K.: Takie tradycyjne podejście może przynieść wiele korzyści: nie tylko kobieta czuje się kochana i doceniana, ale również jej partner czuje się bardziej męski, mogąc jej to zapewnić. Nie ma sensu walczyć o równouprawnienie w każdej dziedzinie życia dla samej zasady. Kobieta musi czasem pozwolić mężczyźnie odnaleźć się w tradycyjnej roli. Jeśli buduje wokół siebie mur niezależności, odbiera mężczyźnie radość dawania. Kobieta, która nie chce niczego przyjąć od swojego partnera, wysyła sygnał, że nie chce jego bliskości, bo bardziej ceni sobie własną niezależność niż budowanie związku.
MAGAZYN WESELE / rozmawiała Renata Rychlik