Miłość złowiona w sieci
Kiedyś pary dobierano z uwzględnieniem preferencji rodziców, później zakochani mieli okazję poznać się na potańcówkach, na uczelni czy w pracy. Dziś miłość przez internet już nikogo nie dziwi.
Idziesz do pracy, tam wydajesz się być kobietą spełnioną. Nie ma czasu na to, by użalać się nad własnym losem, ale gdy wieczorem otrzymujesz esemesa od znajomych o treści: "Wpadnij na imprezę. Będzie Kasia z Krzyśkiem, Monika z Łukaszem i ja z Bartkiem" - masz dość.
Umawiasz się na randki, ale już nie pamiętasz, kiedy chodziłaś kilka centymetrów nad ziemią za sprawą unoszących cię motyli w brzuchu. Nie chcesz już żadnego luzaka, macho czy chłopca, który wciąż nie wie, czego chce od życia.
Pragniesz mężczyzny z krwi i kości! Takiego, który nie tylko przytuli silnym ramieniem, podaruje kwiaty i zapewni dziką noc - pragniesz kogoś, kto potrafi cię wysłuchać, porozmawiać z tobą na każdy temat, jest odpowiedzialny i nie boi się rozmów o wspólnej przyszłości.
Pytasz sama siebie: "gdzie ja takiego poznam?" i odruchowo włączasz komputer, sprawdzasz pocztę i z nudów logujesz się na czacie. Nawet nie wiesz, kiedy rozmowa z "Panem X" zaczyna cię wciągać. Umawiacie się na kolejne "spotkanie", na kolejną "randkę". Mijają kolejne tygodnie, a ty zamiast o pracy zaczynasz myśleć o tym, co robi twój sieciowy partner. Uzależniasz się od rozmów, jego zdjęć, emotikonek. Zakochałaś się, w kimś kto co wieczór całuje cię mocno za pomocą ":*".
W miłosnej sieci internetu
Wielu socjologów i psychologów zastanawia się nad fenomenem internetowych rozmów. W sieci możesz być tym, kim chcesz. Przykład? Na pytanie: "Jaki masz kolor włosów?", odpowiadasz: "Blondynka", mimo że w rzeczywistości bliżej ci do szatynki.
Gdy pytasz swojego rozmówcę: "Ile masz wzrostu?", nie powie "178cm", tylko zapewne "180cm". W naturze człowieka jest koloryzowanie faktów o sobie. Jesteśmy tym bardziej śmielsi, im większe prawdopodobieństwo, że osoba z którą rozmawiamy nas nie spotka i nie udowodni, że kłamiemy.
Kolejnym plusem, który wpływa na popularność tego typu znajomości jest łatwość dostępu do Internetu. Wystarczy mieć laptopa i znaleźć sieć bezprzewodową lub mieć przy sobie drobne, by wejść do pierwszej, lepszej kafejki internetowej i zalogować się na czacie. Wieczorem, po pracy, zamiast pójść na kawę do przyjaciółki, wolimy porozmawiać z nią przez komunikator.
Przed monitorem nie słyszymy głosu naszego "idealnego" rozmówcy, nie widzimy uśmiechu, nie czujemy zapachu. Widzimy tylko kilka słów, które dla zauroczonej kobiety wydają się być prawdziwymi elaboratami. Na randce w restauracji potrafisz ocenić osobowość mężczyzny po tym, czy jest punktualny, czy wręcza ci kwiaty, czy otwiera drzwi. Decydujemy, czy ktoś nam się podoba po tym, jak się ubiera, w jaki sposób mówi, jak na nas patrzy...
Kobiety bardzo często skreślają mężczyzn po pierwszej randce dlatego, że rozmowa się nie kleiła albo dlatego, że spóźnił się kilka minut. W internecie tego nie znajdziemy, dlatego ograniczona zostaje liczba czynników, które analizujemy po randce.
Umawiasz się z kimś na czacie o 20, jest 20:15, a jego ciągle nie ma, ale przecież zawsze można powiedzieć, że to problemy z logowaniem. Rozmowa się klei, ba - w końcu każde słowo można odpowiednio wyważyć, zastąpić emotikonką, zastanowić się nad kolejnym pytaniem.
W sieci każdy wydaje się ładniejszy, zwłaszcza gdy wysyła najładniejsze zdjęcia z wakacji obrobione w PhotoShopie. W konsekwencji pojawiają się motyle, uśmiech na twarzy i niestety bardzo często rozczarowanie: "Gdy go poznałam, był inny".
Inny niż w sieci
- Poznałam Marka na jednym z portali randkowych. Był inny niż wszyscy. Nie widziałam go, ale i tak miałam wrażenie, że jest uśmiechnięty i taki szczery. Wiedziałam, że pali, że jest specjalistą ds. klienta, że ćwiczy. Był idealny, mogłam rozmawiać z nim godzinami. Spotkaliśmy się i zamiast wysportowanego mężczyzny ze zdjęć zobaczyłam przeciętnego Marka, który od palenia miał żółte zęby i jak się okazało, pracuje od kilku lat jako sprzedawca. Nieważne, kim jest, ważne, że mnie okłamał. Rozmowa na żywo nie była tą samą. Marek nie był tą samą osobą. Wszystkie tematy wyczerpaliśmy w sieci. Tam też powinnam go zostawić - opowiada 28-letnia Hanka z Krakowa.
Niestety, po opadnięciu internetowej kurtyny dostrzegamy kulisy i wyidealizowany partner okazuje się taki sam, jak pozostali mężczyźni, których skreśliłaś - spóźnia się, rozmowa jest mało ciekawa, nie podoba ci się jego sposób mówienia etc. Czujesz się oszukana i zraniona. Pytanie tylko, do kogo możesz mieć pretensje?
- Nie sądziłam, że na stronie, na której można obejrzeć zdjęcia z imprez, poznam jego. J. napisał do mnie wiadomość inną niż wszyscy, zaczęło się od zdania, zakończyło na kilkustronicowych mailach. Na spotkaniu byłam nim oczarowana, on mówił, że jestem wyjątkowa. Wróciliśmy do swoich miast i do maili. Doszło do kolejnego spotkania, do kolejnych wiadomości i sms-ów.
- Czułam się zmęczona takim trybem życia. On zaczął mówić o innych kobietach poznanych w sieci, ja o tym, że czuję się wyjątkowo. Walczyłam o niego, aż pewnego dnia uświadomiłam sobie, że J. po prostu uwielbia spotykać się z nowo poznanymi kobietami. Zranił mnie, a ja nauczyłam się, że rzeczywiste jest, to co mogę zobaczyć i dotknąć - wspomina 22 letnia studentka ze Śląska.
Ślub z internetem w tle
Przy wielu niepowodzeniach i rozczarowaniach internetowej miłości warto zauważyć także ogromną ilość happy endów. Znane są przecież przypadki, w których dwie zupełnie obce osoby poznają się w sieci, a kończą na ślubnym kobiercu, udowadniając tym samym, że portale randkowe mają sens, że można pokonać odległość i przeciwności losu.
- Na obrączce wygrawerowałam sobie 7 liczb. Te cyfry tworzą numer gadu-gadu mojego męża. Pewnego dnia z nudów postanowiłam porozmawiać z kimś, kogo wybiorę przez przypadek - dla hecy. Na klawiaturze numerycznej bez zastanowienia wybrałam numer, w katalogu pojawiło się męskie imię i wiek. Zaklikałam, no i się zaczęło. Dziś jesteśmy szczęśliwym małżeństwem ,a ja nadal nie mogę uwierzyć, że złapałam męża na gadu - pisze na jednym z forów 34 letnia "Magli" .
Warto pamiętać, że internet może podarować nam miłość, ale i rozczarowanie. Dobrze zatem jest umieć rozróżnić to, co rzeczywiste, od tego, co wirtualne, i nie nastawiać się na znalezienie tam męża, ale kogoś do rozmowy. Choćby wirtualnej przyjaciółki.
Wirginia Drabek, I.D.Media