Miłości trzeba się uczyć...
Żadna definicja miłości nie zastąpi przeżyć, jakie towarzyszą temu uczuciu. O jego pięknie, wzniosłości, znaczeniu i potędze napisano już bardzo wiele. Mniej mówi się o tym, jak wiele wymaga ono od nas poświęceń, wyrzeczeń czy niekiedy wręcz odwagi. Żeby to wszystko złożyło się na wspólne życie z wybranym człowiekiem, musimy się uczyć miłości niemal z chwili na chwilę...
Prawdziwym testem każdej miłości są kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Wspólne chwile, rozłąka, plany, rozmowy na każdy temat - jednym słowem: życie!
Taką dojrzewającą miłość bardzo plastycznie opisała w swoim liście Justyna: "(...) W miarę jak ze sobą jesteśmy , jak rozmawiamy o wszystkim, czego razem i oddzielnie doznajemy, mam wrażenie, że stajemy się sobie coraz bardziej potrzebni (...) Każde zbliżenie smakuje bardziej i bardziej, i jak za pierwszym razem wywołuje u mnie drżenie w krzyżu (...) Tak oto uczymy się naszych uczuć nieustannie, mimo ze od naszego ślubu minęło już 5 lat (...)".
Nie zawsze jednak owa "nauka" przebiega bez problemów. Czasem składa się z gwałtownych rozstań i powrotów, jak w przypadku 27-letniej K.S. (nazwisko i imię zastrzeżone do wiadomości redakcji). "(...)Było cudownie! Po trzech latach chodzenia postanowiliśmy wziąć ślub, jeszcze na studiach. Wspólnie zostawaliśmy lekarzami, zaczynaliśmy praktykę (...) I nagle coś się przerwało, jakby ktoś wszedł między nas (...) Przestały smakować wspólne posiłki, rozmawialiśmy coraz rzadziej (...) Po trzech miesiącach takich męczarni powiedział, że przestałam mu 'smakować'! (...) Ryczałam całą noc, on pił (...) Następnego dnia, kiedy się obudziłam, zobaczyłam przy łóżku kosz róż i jego na kolanach (...) Co było potem? Nie , tego nie opiszę... Jesteśmy razem i to jest najważniejsze".
Takich bolesnych lekcji można uniknąć, ale czasem są one jak katharsis. Pod warunkiem, że "uczniowie" potrafią docenić ich znaczenie: zarówno to, co w nich złe, jak i to, co może być dobre...
Czy warto zatem uczyć się miłości?
Ola