Moda na depresję
Depresja jest jedną z najstarszych znanych i opisanych chorób. Już w Biblii czytamy o tym, jak Ewę i Adama ogarnęło uczucie smutku i rozpaczy po wypędzeniu ich z Raju. Uczucia te miały stać się doświadczeniem ich i wszystkich ludzi, aż do skończenia świata. I stały się.
Za czasów Hipokratesa depresja zwana była melancholią i uważana za chorobę. Opisując jej objawy, Hipokrates mówił o dominującym poczuciu smutku, który wywołuje spowolnienie myślenia i poruszania się, o lęku, zaburzeniach rytmu snu i czuwania, zaburzeniach potencji u mężczyzn i cyklu miesięcznego u kobiet, a także różnych dolegliwości bólowych np. głowy, mięśni, stawów, okolicy serca itp.
Najwybitniejszy polski psychiatra XX-go wieku, prof. Antoni Kępiński napisał w książce poświęconej depresji (Melancholia): "W depresji smutek nachodzi człowieka bez uchwytnej przyczyny. Jakby za przekręceniem kontaktu wszystko gaśnie, świat traci swą barwę, przyszłość zamienia się w czarną ścianę nie do przebicia, a przeszłość - w pasmo ciemnych wydarzeń obciążających chorego poczuciem winy".
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, czy depresja staje się nową chorobą cywilizacyjną i nabiera cech epidemii, czy też po prostu więcej osób przychodzi do lekarzy i psychologów ze swoimi problemami - i tym samym trafia do medycznych statystyk. Smutek i przygnębienie są objawami depresji, ale nie znaczy to, że każda osoba smutna i przygnębiona jest chora na depresję.
Znakomita większość ludzi potrafi samodzielnie i skutecznie radzić sobie z własnymi problemami i przeciwnościami losu. Instynkt i wola życia pozwalają przełamywać trudności i powracać do normalnego funkcjonowania. O depresji można mówić dopiero wtedy, gdy człowiek na skutek swoich zmartwień (nieważne, czy rzeczywistych czy urojonych) nie jest w stanie normalnie żyć, a funkcje ustroju zostaną zaburzone (np. załamują się podstawowe procesy metaboliczne).
Psycholodzy i psychiatrzy alarmują, że do ich gabinetów zgłaszają się coraz częściej ludzie bardzo młodzi, a nawet dzieci - skarżąc się na symptomy depresji. Także rodzice i nauczyciele zauważają, że ze współczesnymi nastolatkami dzieje się coś niedobrego - brak im naturalnej beztroski i radości życia, spontanicznego poszukiwania okazji do zabawy i śmiechu, a także młodzieńczej energii i witalności.
Czy istotnie ci młodzi ludzie chorują na depresję? Czy tylko bezwiednie swoim stylem bycia naśladują niektóre objawy tej choroby, przyjęte w ich środowiskach rówieśniczych za obowiązujący i modny kanon zachowania?
Wspomniany już wyżej prof. Antoni Kępiński, pisał o okresach w dziejach ludzkości, w których panowała swoista moda na depresję, melancholię i dekadencję. Nurt taki nazwano nurtem - saturnijskim - w przeciwieństwie do nurtu appolińskiego i dionizyjskiego - a jest to nurt refleksji, medytacji, smutku i cierpienia.
Wydaje się, że taki właśnie nurt dominuje we współczesnej subkulturze młodzieżowej - wyrażany jest w młodzieżowej muzyce, a także literaturze, malarstwie i filmie twórców młodego pokolenia. Wszystko w tej sztuce jest czarne, przesycone smutkiem, beznadzieją, grozą i tragizmem. A całe życie pozbawione sensu.
Prawdopodobnie wiele młodych osób nie doszukałoby się u siebie objawów depresji, gdyby więcej wiedziało o tej chorobie. A przede wszystkim o możliwościach unikania pseudomelancholii, a także wywoływaniu jej. Ważne jest uświadamianie młodym ludziom konieczności kształtowania siły swego charakteru, odwagi życiowej, pozytywnej samooceny i wiary w możliwości samodzielnego przezwyciężania barier i trudności życiowych.
Rad udzieliła psycholog Lidia Irla
Fot. MWMedia