Moja historia miłosna
Moja miłość? Długo na nią czekałam. Miałam ją obok siebie, tuż na wyciągnięcie dłoni, ale nie widziałam tego. Jeszcze niedawno do niej tęskniłam, zastanawiałam się co to takiego. Najpierw było zauroczenie, chęć bycia z kimś. Nic więcej. To przecież jeszcze nie miłość.

Do miłości jest stąd długa i kręta droga. Bo nie jest miłością zamieszkanie pod jednym dachem, nie jest też miłością codzienne mijanie się, nie dostrzeganie drugiej osoby. Dopiero teraz, gdy nad moim małżeństwem zawisło widmo rozstania, strach, że coś się skończy, że nie potrafię przebaczyć zdrady - nagle poczułam motyle w brzuchu. Dlaczego tak jest, że nie doceniamy czegoś, co mamy, aż do chwili, gdy nam się wymyka. Moja miłość okupiona była cierpieniem. Ale zawsze powtarzam, że nic nie jest do końca dobre, ani do końca złe, więc i tym razem...
Dojrzewałam do miłości prawdziwej przez 12 lat. I dopiero wtedy, gdy on zauroczył się inną kobietą nagle do mnie tak mocno dotarło, że nie wyobrażam sobie innego życia, życia bez niego. Nagle stał się moim Tygryskiem, Robaczkiem, Misiaczkiem. Ale najważniejsze było chyba to, że on też na nowo się we mnie zakochał i docenił, uświadomił sobie jak wielki skarb ma u boku.
Nasza miłość wreszcie stała się pełna, wrażliwa, czuła, niewyobrażalnie prawdziwa. Budzę się rano i zastanawiam, czy to się dzieje naprawdę. Czy naprawdę potrzebowaliśmy tego wstrząsu, żeby z uśmiechem podać kawę do łóżka, żeby bez okazji dostać kwiaty, przykrywać z czułością, gdy zaśniemy na kanapie i całować w chory nosek, przesyłać namiętne sms-y, zasypiać i budzić się z radością, że oto nastał nowy piękny dzień. Teraz nic nie jest już trudne, teraz jesteśmy naprawdę ze sobą. Kocham go! I czuję się kochana najczystszym uczuciem.
Olina
Olina jest laureatką konkursu Twoja historia miłosna