Niestosowne związki?

W jakich kategoriach należy rozpatrywać związek kobiety zamężnej z kawalerem albo panny z żonatym mężczyzną? Czy studentka może zakochać się w wykładowcy? Czy jest coś niestosownego w związku starszego pana z dwudziestolatką?

article cover
ThetaXstock

Odpowiedzi na tak postawione pytania może być wiele, w zależności od punktu widzenia: filozoficznego, religijnego, obyczajowego czy społecznego. Takim związkom towarzyszą zwykle - zwłaszcza w mniejszych środowiskach - niezdrowe emocje opinii publicznej, a niekiedy nawet towarzyski bojkot.

"(...) Było to jakieś dwa lata temu. Miał ok. 30 lat. Przyjechał z Krakowa i prowadził kurs zawodowy dla pracowników samorządowych, na który mnie wysłano. No i ja, baba już prawie 40-letnia, zwariowałam (...) Jego urok uwiódłby chyba nawet diabła... I ja, żona i matka, chociaż nigdy tego wcześniej nie robiłam, zapytałam się go wprost, czy mogę przyjść do niego do hotelu, bo nie zrozumiałam jakiegoś zagadnienia (...) On się zgodził, ja przyszłam (...) Zaczął mi wyjaśniać to zagadnienie, zrobił kawę, pokazywał notatki, a ja płonęłam... Nagle ktoś zapukał do drzwi, on otworzył (...) W drzwiach stanęła śliczna, młoda dziewczyna. - Oto moja żona - powiedział mój wykładowca, a ja myślałam, że się roztopię... Podziękowałam za wyjaśnienia, wyszłam i starałam się zapomnieć (...) Kilka miesięcy później zadzwonił telefon: - To ja, ten parszywy wykładowca - usłyszałam. - Zatrzymałem się w tym samym hotelu i pokoju... (...) Poszłam. Tym razem nikt nam nie przeszkodził (...)" - napisała Iwona, która sama zakreśliła fragmenty do publikacji.

Iwona nie chce wartościować swojego zachowania, chociaż na pewno w skrytości to robi. Nie wiemy, co dalej dzieje się z jej związkiem z tajemniczym wykładowcą. Nie wiemy, jakie są jej relacje z mężem. Nie znamy niczego ponad jej relację, dlatego trudno byłoby odpowiedzieć na pytanie, jakie zadała na zakończenie listu: "Czy zrobiłam źle?".

Znajdujemy się tutaj w sferze ludzi dorosłych, którzy powinni wiedzieć, że każde zachowanie wiąże się z odpowiedzialnością. Cóż, bywa że zmysły przesłonią lub stępią tę oczywistą prawdę, ale wówczas nie możemy mieć do nikogo pretensji za to, co zrobiliśmy. To zawsze jest wybór...

Dostałam ostatnio trochę listów od dziewcząt, głównie studentek, które związały się z żonatymi mężczyznami. Prawie wszystkie opisane w nich związki prędzej czy później się skończyły, w prawie wszystkich przypadkach dość boleśnie... Wśród refleksji po rozstaniu najdojrzalsza i godna upowszechnienia wydaje się taka: "(...) Decydując się na ten związek przeczuwałam, że będę cierpieć. Była to moja decyzja i za nią odpowiadam. Nie mam do nikogo pretensji. Zwłaszcza do niego... Stałam się błyskawicznie dojrzalsza, chociaż prawdopodobnie trudno w tych sprawach wydawać jakiekolwiek opinie czy wyroki, które dotyczyłyby wszystkich podobnych przypadków (...)".

Jest się nad czym zastanowić, prawda? Zwłaszcza że te z przykładów i inne związki - jak wszystkie związki męsko-damskie - są z założenia nie tyle kontrowersyjne, co po prostu bardzo zindywidualizowane, wymykające się niekiedy nawet złożonym analizom psychologicznym.

Ola

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas