Po raz pierwszy szukałam miłości... w internecie
Skąd wy bierzecie tych facetów? - spytałam koleżanki, biegające z randki na randkę. - Jak to skąd? Z internetu! Ty się nie umawiasz on-line? Wszyscy to robią! - zdziwiły się.
Ciepłe popołudnie, w babskim gronie siedzimy w kawiarnianym ogródku i plotkujemy... oczywiście o facetach! Dziewczyny przerzucają się relacjami z randek, a ja, słuchając ich opowieści, zaczynam mieć wrażenie, że tylko mnie zdarza się spędzać sobotnie wieczory z książką albo samotnie iść do kina. - Skąd wy bierzecie tych facetów? - pytam zdumiona. - Jak to skąd? Z internetu! Ty się nie umawiasz on-line? Przecież wszyscy to robią! - zdziwiły się. Nie jestem naiwną gąską, wiem, że mnóstwo ludzi szuka partnerów w internecie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, by tego spróbować. To jednak zupełnie co innego niż konto na Facebooku, choć tam też zawiera się nowe znajomości. Tam się flirtuje, ale... portal randkowy? To takie jawne przyznanie się: "jestem sama, szukam partnera". Na dodatek ze zdjęciem! A poza tym - gdzie magia pierwszego spotkania, przeciągłe spojrzenia, motyle w brzuchu?
Może jednak warto spróbować...
- To nie dla mnie - stwierdzam kategorycznie. - Tracisz czas na czekanie! - mówi Kamila. - Dla singli internet to raj, w realu przez całe życie nie poznasz tylu facetów, co tam w miesiąc! Spróbuj, będziesz przebierać w propozycjach. - To bardzo wciągające, jak zaczniesz, nie będziesz mogła się obejść bez sprawdzenia, czy nie odezwał się do ciebie jakiś "nowy" - śmieje się Grażyna. - Ale co z miłością? Przecież nie zakocham się przez internet? - Zdziwisz się, na portalach randkowych aż iskrzy - zapewnia mnie Kama. - No i znamy kilka par z internetu, całkiem udanych. Zrozum, portal to tylko sposób na poznanie kogoś. Przed pierwszą randką możesz faceta wypytać o wszystko, o co chcesz. I dokonać selekcji.
Zakładam profil, zaczynam czatować
Pomyślałam sobie, że w końcu nie mam nic do stracenia, najwyżej zmarnuję trochę czasu. Może faktycznie uda mi się poznać kogoś fajnego? Muszę się skonsultować z dziewczynami... - Słuchajcie, wchodzę w to - oświadczam, gdy znów się spotykamy. - Ile czasu dajecie mi na pierwszą randkę w realu z facetem z internetu? - żartuję. - Udaną? Cztery tygodnie. - słyszę od Michaliny. - Pod warunkiem, że się przyłożysz i będziesz naprawdę aktywna na portalu. -Tylko nie podawaj za wielu osobistych danych - podpowiada Kama. - Jeszcze cię potem będzie zamęczał jakiś namolny świr. Tacy też się zdarzają - przestrzega. - W ogóle się nie rozpisuj, najwięcej facetów przyciągniesz, jak zrobisz z siebie słodką idiotkę - radzi Grażyna.
- Im mniej ma się do powiedzenia, tym więcej chętnych. - Nie słuchaj jej! - protestuje Kama. - Musisz być sobą, żeby cię rozpoznał ten właściwy. Pisz prawdę, nie koloryzuj! Właśnie na małe koloryzowanie mam ochotę przy wyborze zdjęcia. Kusi wirtualne poprawienie tego i owego. Nie, to głupota - szybko dochodzę do wniosku, że jeżeli mam się komuś spodobać, to taka, jaka jestem. A poza tym nie przeżyłabym wstydu, gdyby na pierwszej randce facet powiedział mi: "wyglądałaś jakoś inaczej". Zamieszczam fotkę z wakacji, na której jestem ładnie opalona i... tylko trochę szczuplejsza. Mój profil jest gotowy. Rejestruję się i zaczynam swoją przygodę na randkowym czacie. Mogę teraz do woli przeglądać profile w bazie danych. "Wybór" naprawdę duży, żeby go trochę ograniczyć, zaznaczam, jaki typ mężczyzny mnie interesuje. Odznaczam najważniejsze rzeczy: miejsce zamieszkania - Warszawa i okolice, wykształcenie wyższe, wiek 30-40 lat.
Efekt? Znaleziono... 10 552 osoby! Nie ma co tracić czasu, zaczynam przeglądać profile. Jest pierwsza wiadomość! Od chłopaka, na którego profilu przed chwilą byłam. Wysyła mi emotikona - z ekranu patrzy uśmiechnięta buźka. Zaczynamy "gadać", chłopak się rozkręca, opowiada o planach na wakacje. Jest dosyć miło, ale rozmowa nie budzi emocji. Chwilę później zaczepia mnie... młody David Hasselhoff. To nie żart: sprawdzam zdjęcie i bez wątpienia to bohater "Słonecznego patrolu", tyle że sprzed 25 lat. Pytam: "skąd tak dobrze znasz polski" i "jak ci się grało w serialu z Pamelą?". Nie odpowiada. Dziwne, byłam pewna, że umieszczenie fotografii znanego aktora to dobry dowcip. Niedługo później zauważyłam, że usunął zdjęcie. - Zdarzyło wam się spotkać z facetem, który wstawił do profilu fałszywą fotografię? - pytam dziewczyny? - O, tak... - Michalina kiwa głową. - Chłopak był grafikiem i mocno podreperował swój wizerunek. Wyrzeźbił sobie sylwetkę, podrasował rysy - wspomina. - Najgorsze było to, że on mi się w realu naprawdę spodobał. Nie był tak wystrzałowy jak na zdjęciu, ale zdecydowanie w moim typie. Ale po takim początku nie mieliśmy już o czym rozmawiać.
Wciąż przybywa mi adoratorów!
Na moim profilu z dnia na dzień coraz większy ruch. Na przykład pisze do mnie Sebastian, 30 lat. "Witaj... Mam pytanko... Wybieram się na Mistrzostwa Pucharu Świata do Brazylii w 2014. Jedziesz ze mną? Sprawdź w grafiku, czy będziesz miała wolne..." Jak odpowiedzieć na coś takiego? Albo na wierszyk od Macieja, 39 lat: " Dzień dobry Moje Marzenie! Marzyciel o Tobie myśli, Marzyciel o Tobie śni i śle buziaka Ci. Więc Kotku powiedz mi, otworzysz serca drzwi?". Chyba jednak nie otworzę...
Moje pierwsze rozczarowania
Wśród kompletnych pomyłek trafiają się ciekawsze oferty. Regularnie pisze do mnie Konrad, 33 lata, bardzo bezpośredni: "Cześć, jaki masz dziś humor?". "Niezły, a jak twój?"- odpowiadam. "Odkąd odpisałaś, jest lepiej :). Skoro tak na mnie działasz na samym początku, strach pomyśleć co będzie dalej!". Flirciarz, ale dowcipny i miły. Chyba pierwszy, którego naprawdę polubiłam. No i przystojny! Dziwne jest natomiast to, że odzywa się nieregularnie, często późno w nocy, gdy już mam zamiar się wylogować. Kilka razy zdarzyło mu się też przerwać rozmowę w pół słowa. Potem przeprasza, tłumaczy się awarią sprzętu. Intrygujące... Omawiam moje czatowe przygody z koleżankami. Kiedy opisuję relację z Konradem, rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. - Macie jakąś teorię na jego temat? - pytam zaniepokojona.
- W weekendy pewnie do ciebie nie pisze, co? - dopytuje Kama. - Żona i dzieci! - nie mają wątpliwości. - Skąd taki pomysł? - nie mogę wyjść ze zdumienia. - On ma rodzinę - stanowczo potwierdza Grażyna. - Pisze do ciebie, kiedy może, w nocy, jak wszyscy śpią. Przerywa, bo mu żona wchodzi do pokoju albo dziecko płacze. Wszystko stało się jasne! Trochę smutno, tym bardziej, że Konrad zaproponował mi spotkanie, a ja poważnie zastanawiałam się, czy się z nim nie umówić. Czuje się wykorzystana, choć do niczego nie doszło. Randki w realu proponuje mi coraz więcej panów. Dostałam też kilka dwuznacznych propozycji. "Fajne zdjęcie" - napisał Piotrek, 37 lat. "Masz takich więcej? Chciałbym zobaczyć więcej". Zabrzmiało obcesowo. - Kolekcjoner. Im szybciej i więcej, tym lepiej - podsumowuje Michalina. - Trzymaj się od niego z daleka.
Zjawia się ktoś interesujący
Na pocieszenie mam korespondencję z T., lat 32. Ujął mnie, bo zaczął staromodnym "dzień dobry", a nie żadnym "hej", "elo" czy "siema". Weszłam na jego profil: sportowiec, ale oczytany, wielbiciel muzyki filmowej. Ze zdjęcia patrzą na mnie łagodne, jasnoniebieskie oczy. Bardzo obiecujące... Odzywa się po kilku dniach. "Co u ciebie słychać? Ja byłem na zgrupowaniu. Gram w kosza, przygotowujemy się do poważnych eliminacji". Mam wrażenie, że znamy się od lat, choć pytania typu: "jak się masz" przeplatają się z tymi z początku znajomości, w stylu: "czym się zajmujesz". Nagle orientuję się, że "gadamy" już ponad dwie godziny! Naprawdę jest przyjemnie. Chyba to "chemia", na portalu to też możliwe!
Poznaję męski punkt widzenia
Dziewczyny kibicują mi na bieżąco, ale ja czuję, że chciałabym poznać punkt widzenia drugiej strony. Potrzebuję męskiego konsultanta. - Macie jakiegoś kolegę, który też randkuje on-line? - pytam dziewczyny. - Michał - podsuwa Grażyna. - Naprawdę? Nie podejrzewałabym, że ma problem ze znalezieniem partnerki - dziwię się. - No bo nie ma, poznaje je w sieci! - śmieje się Kamila. Umawiam się z Michałem, żeby dowiedzieć się, czego tak naprawdę faceci szukają na portalach randkowych. - Chyba tego samego, co w realu: okazji do poderwania atrakcyjnej dziewczyny - śmieje się Michał. - Wiele sytuacji jest podobnych do tych w prawdziwym świecie. Na przykład kobiety znacznie rzadziej zaczynają rozmowę, czekają na pierwszy ruch ze strony faceta. Dziewczyny też są różne, jak w życiu. Niektóre nieśmiałe, a niektóre... No, to takie, które szukają faceta na jeden raz.
Czego można się spodziewać po kimś, kto wrzuca na taki portal swoje półnagie zdjęcia? Ale one też znajdują swoich amatorów, pewnie nie jednego. Pamiętaj, że to jednak jest jak sklep z ludźmi - kontynuuje Michał. - Wchodzisz, przed oczami mienią ci się kolorowe obrazki, jak przyciągające uwagę etykietki. Wybierasz, a potem sprawdzasz, na ile oferta była przereklamowana. - tłumaczy, a mnie robi się chłodno na sercu. - Liczą się tylko zdjęcia? Dlaczego nic nie mówisz o opisach? - pytam poirytowana. - Oczywiście, są ważne, ale najpierw musi być zdjęcie. Wiesz, faceci to wzrokowcy. Jak w realu! - przyznaje. Po spotkaniu z Michałem przez trzy dni w ogóle nie logowałam się na portalu. Udało mu się mnie do tego skutecznie zrazić. Sklep z ludźmi, znajomości na jedną noc... Poczułam się jak naiwna pensjonarka, która w takim miejscu szuka prawdziwych uczuć.
Nasza pierwsza rozmowa
Wracam na portal. Czeka na mnie mnóstwo nowych wiadomości, ale ja sprawdzam tylko te od T. Napisał kilka razy, pytał, jak minął mi dzień, czy wszystko u mnie ok, a na końcu, że czeka, aż sama się odezwę, bo nie chce się narzucać. Odpisuję szczerze, że miałam chwilę zwątpienia i zastanawiałam się, co właściwie tu robię, kogo i czego tutaj szukam. Rano widzę nową wiadomość: "Dzień dobry. Teraz jestem bardzo zajęty, ale znajdź proszę chwilę wieczorem. Chciałbym pogadać. Przez telefon. Podasz mi numer?" Wieczorem jestem zdenerwowana jak przed maturą. Trzęsą mi się ręce, kiedy moja komórka zaczyna dzwonić. Dziwnie jest słyszeć po raz pierwszy głos człowieka, z którym przegadało się wiele godzin stukając w klawiaturę. T. ma głos niski, mówi niezbyt głośno, mam wrażenie, że jest z tych, co wolą słuchać. Rozmawiamy tak jak zwykle, o tym, co słychać, dzielimy się wrażeniami.
A kiedy na końcu słyszę: "To co, zadzwonię do ciebie jutro?", jestem rozczarowana. Chyba chciałbym, żeby zaproponował mi coś innego... - Przegadaliście zbyt wiele na portalu - dziewczyny od razu stawiają diagnozę. - Jeśli dobrze się rozmawia, trzeba szybko się spotkać, bo inaczej zaczyna się budować jakiś sztuczny, idealny obraz drugiej strony. Nie popełniajcie błędu i nie przerzucajcie się na fazę długich rozmów przez telefon. Pora na randkę! - Ale on mi wcale nie proponuje spotkania! Tak jakby mu odpowiadała znajomość na odległość. Nie będę się narzucać, nie chcę wyjść na jakąś desperatkę! - Powinniście się spotkać - upiera się Kama. - Może to typ wiecznego chłopca, który nie wie, czego chce i będzie cię zwodził w nieskończoność.
Nareszcie spotkanie w realu!
Na szczęście T. rozwiązuje szybko mój dylemat. Wieczorem, zamiast zwyczajowego: "To zadzwonię jutro" pada długo oczekiwane przeze mnie "To może się wreszcie spotkamy? Co ty na to?". "Co proponujesz?" - rzucam siląc się na neutralny ton. "Kawa?". "Lubię kawę" - odpowiadam i bardzo się cieszę, że T. nie widzi mnie w tej chwili, bo z wrażenia płoną mi policzki. Poznaję go z daleka. Jest przystojny, dobrze zbudowany, bardzo wysoki. Na szczęście założyłam swoje najwyższe szpilki, bo inaczej sięgałabym mu pod pachę. Uśmiech, lekki uścisk dłoni i... w jednej chwili spływa ze mnie całe napięcie. Jest bardzo miło, rozmowa powoli się rozkręca, więcej jest patrzenia na siebie i uśmiechania się. Po prostu czysta chemia! Spotykamy się już trzeci miesiąc, prawie codziennie. I nie mam wątpliwości, że cała ta historia, bez względu na to, jak potoczy się dalej, miała sens. Nie wiem, czy to, co spotkało mnie po czterech tygodniach czatowania, to miłość, taka, o jakiej marzyłam. Ale intuicja podpowiada mi, że nie trafiliśmy na siebie przypadkiem... Katarzyna Koy