Uśmiechem, słowem, gestem...
Zanurzeni w codzienności przestaliśmy zauważać to, co jeszcze od czasu do czasu nas zbliża, co powoduje, że myślimy o sobie wzajemnie jak o ludziach: słowa, gesty, spojrzenia, uśmiechy...
Jakieś mniej lub bardziej wulgarne dowcipy, trochę żartów na temat koleżanek i kolegów, wymiana opinii o najnowszych odcinkach telewizyjnych seriali, trochę plotek, jakieś opowieści z życia wzięte - oto treść naszych kontaktów.
- Dlaczego nie rozmawiamy o naszych prawdziwych problemach? Wstydzimy się? - pyta mnie od czasu do czasu moja wspaniała przyjaciółka, pracująca "na okrągły zegar", pełna marzeń, walcząca z wciskającym się w nasze życie z każdej strony pragmatyzmem.
Damian wyznaje w swoim liście: "Było mi niezwykle miło, kiedy dostałem SMS-a z pytaniem o samopoczucie od koleżanki z pracy, na którą, przyznaję, nie zwracałem wcześniej większej uwagi. Złamałem rękę, nie było mnie kilka dni w robocie, a tu nagle SMS: D. nie daj się! Wracaj, bo tu smutno bez Ciebie! Czy mógłbym mieć większą motywację do powrotu do pracy???".
Czy nie czas, byśmy zaczęli dostrzegać to, czego być może jeszcze dotychczas nie udało się nam dostrzec: gesty, słowa otuchy, uśmiechy wsparcia - język życzliwych wam ludzi. Życzliwych? Lubiących? Wam podobnych? Zakochanych?
Niepotrzebne są nagłe odpowiedzi na takie wątpliwości. Na to jeszcze będzie pewnie czas. Ważna jest ta chwila, kiedy w jakiejś trudnej sytuacji ktoś podaje dłoń, uśmiecha się ze zrozumieniem czy wypowiada pod naszym adresem słowa otuchy.
Takie gesty to niekiedy więcej niż tysiące rozmów z psychoterapeutą, który nie zawsze jest w stanie przekonać nas, że warto żyć. To świadectwo istnienia czegoś, co może nas wynieść ponad codzienność, ponad meandry naszych obowiązków, ponad postrzeganie świata wyłącznie przez pryzmat walki, awansu, kasy i kariery za wszelką cenę...
Ola