Metoda "na wnuczka" niejedno ma imię

Kraków, Prądnik Czerwony, późny wieczór. W progu mieszkania 80-letniej pani Eugenii zjawia się nieznajomy. Kobieta otwiera młodemu mężczyźnie drzwi zabezpieczone cienkim łańcuchem i podejmuje rozmowę, czujnie wpatrzona w przestrzeń pomiędzy ich krawędzią a futryną.

Metoda „na wnuczka” to też sytuacje podobne do przygody pani Eugenii
Metoda „na wnuczka” to też sytuacje podobne do przygody pani Eugenii123RF/PICSEL

- Dzień dobry, przychodzę w sprawie pani wnuka.

- Tomka?

- Tak, Tomka. Chciał ode mnie kupić skórzaną kurtkę w okazyjnej cenie - w tym momencie przybysz wyciąga zza pleców reklamówkę, w której leżą jakieś zmięte czarne szmaty. Na słabo oświetlonej klatce schodowej trudno dostrzec coś więcej - Niestety, akurat nie mógł zapłacić, więc przysłał mnie do pani. Szkoda by było przegapić taką przecenę. To będzie kosztowało jedynie 300 złotych.

Pani Eugenia bez trudu uwierzyła w historyjkę opowiedzianą przez młodego człowieka. Uratował ją fakt, że nie miała przy sobie takiej gotówki. Po wszystkim zatelefonowała do wnuka i zakłopotana tłumaczyła, że bardzo chciała mu pomóc, ale zabrakło jej pieniędzy. Chłopak, co zrozumiałe, bardzo się zdenerwował. Wyjaśnił babci, że nie zwykł kupować ubrań od domokrążców, nigdy by nie angażował jej do uczestniczenia w jakichkolwiek transakcjach, a co najważniejsze: w ogóle nie powinna otwierać drzwi nieznajomym, zwłaszcza o takiej porze.

Wnusiu, a dlaczego masz taki dziwny głos?

Nasza bohaterka miała sporo szczęścia, ale jak się okazało, w sąsiedztwie niejedna starsza osoba powodowana jak najlepszymi intencjami kupiła za kilkaset złotych bezwartościowe łachy od oszustów. Niesławna metoda "na wnuczka" ma bowiem wiele wariantów.

Klasyka gatunku to oczywiście dramatyczny telefon do ofiary, w trakcie którego naciągacz podając się za członka rodziny prosi ją o wydatną pomoc finansową. Starsi ludzie nierzadko tracą w ten sposób nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zwłaszcza wtedy, gdy spreparowana historia, którą słyszą, wydaje się naprawdę przerażająca. Oszust utrzymuje, że jest wnukiem (synem, córką, etc.) rozmówcy i, na przykład, właśnie spowodował wypadek drogowy, dlatego pilnie potrzebuje pieniędzy na odszkodowanie. Czasem grube tysiące potrzebne są fałszywemu krewnemu na pilną operację, spłatę wierzycieli, zakup nieruchomości podczas niesłychanej okazji, albo jako... okup, bo rzekomo został porwany.

Przykłady można mnożyć, bo fantazja oszustów wydaje się nie znać granic. Mistyfikatorzy torpedują wątpliwości tych seniorów, którzy w głosie ze słuchawki nie rozpoznają swoich bliskich, tłumacząc, że to zdenerwowanie lub/i zakłócenia sieci sprawiają, że brzmią inaczej niż zwykle.

Babciu, dziadku! Nie dajcie się oszukać!

Metoda "na wnuczka" to nie tylko spektakularne akcje w rodzaju przekazywania dorobku życia na domniemany okup, ale też sytuacje podobne do przygody pani Eugenii. A strata kilkuset złotych również może być bardzo dotkliwa, zwłaszcza dla ubogiego emeryta.

Aby ustrzec naszych rodziców i dziadków przed podobnymi sytuacjami uświadommy im zagrożenie, najlepiej ilustrując naszą narrację konkretnymi przykładami. O oszustwach tego rodzaju raz na jakiś czas rozpisują się media, ale mimo to wielu seniorów nie zdaje sobie sprawy z istnienia problemu, pewnie dlatego skala zjawiska jest tak duża. Najważniejsze, by pamiętali, aby nigdy nie przekazywać pieniędzy nieznajomym, nie wpuszczać do domu obcych, a wątpliwości co do losu krewnych rozwiewać dzwoniąc do nich, zamiast wierzyć opowieściom przypadkowych ludzi.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas