Romans na urlopie

Lato, wakacje, urlopy, zwiedzanie egzotycznych miejsc, nowe miejscowości, nowe znajomości i? Wakacyjne romanse. Wertując wyniki różnego rodzaju - mniej lub bardziej poważnych - ankiet i sondaży okazuje się, że ponad 60 proc. Polek i Polaków nie miałoby nic przeciwko przelotnemu, wakacyjnemu romansowi.

MWMedia

Jaki romans?

Wakacyjne wyjazdy zdecydowanie sprzyjają nawiązywaniu nowych znajomości, które stosunkowo często przeradzają się w wakacyjno-urlopowe romanse. Wiele młodych ludzi, wyruszając na wakacyjne wojaże, wręcz planuje, że taki romans się zdarzy i są bardzo zawiedzeni, gdy nic z tych planów nie wyjdzie. Również i ci, którzy czas młodości mają już dawno za sobą liczą, że w odpowiedniej scenerii pod hasłem "morza szum, ptaków śpiew, złota plaża?" znajdzie się jakiś on lub ona, nawiąże się nić sympatii i będzie to właśnie "to", w sam raz na dwutygodniowy turnus. Potem zostaną piękne (albo takie sobie) wspomnienia i ukrywane w zakamarkach (gdy ma się kogoś na stałe) lub pokazywane kolegom lub koleżankom w pracy (gdy się na stałe nikogo nie ma) zdjęcia.

Jaki powinien być wakacyjny romans? Zadałem to pytanie kilkunastu osobom w różnym wieku, a z zebranych i posortowanych tematycznie wypowiedzi wynika, co następuje. Wakacyjny romans powinien być gwałtowany, namiętny, pełen ognia i czynów, na które poza wakacjami nas nie stać, bo albo się boimy, albo brak nam czasu, albo brak nam możliwości. Gwałtowność wakacyjnego romansu wynika z faktu, iż jest on z reguły krótki (najdłuższy, o którym słyszałem od moich interlokutorów trwał do Sylwestra), bo wakacyjne wyjazdy z reguły nie przekraczają dwóch - trzech tygodni, wiąże się to również z namiętnością, która z reguły wygasa po tym czasie, a nawet wcześniej. O czynach i działaniach z zasady nieobecnych w trakcie normalnej, czyli pozaurlopowej egzystencji moi rozmówcy nie chcieli się zbytnio wypowiadać, zachowując chyba dla siebie bardziej pikantne szczegóły. W każdym razie pojawiały się noce na plaży i wspólne czekanie na wschód słońca (bardziej niecierpliwym wystarczał zachód), spacery nad jeziorem w deszczu, wspólna noc w górskiej kolibie, na śpiworze rozłożonym na kosodrzewinie, noc w stogu siana i wspólny pobyt w policyjnym areszcie, po przypadkowym zaangażowaniu w knajpianą rozróbę.

A ja jestem?

Podczas urlopowo-wakacyjnych wojaży bardzo lubimy zmieniać częściowo swoją tożsamość, aby potencjalnym partnerkom (partnerom) wakacyjnego romansu wydać się bardziej atrakcyjnymi. W związku z tym w okresie letnim przybywa w wypoczynkowych miejscowościach biznesmenów, prezesów i wiceprezesów, wyższych urzędników szczebla wojewódzkiego bądź nawet ministerialnego, właścicieli posiadłości ziemskich, agencji modelek (sic!), kamieniczników, restauratorów, lekarzy, dziennikarzy, informatyków, muzyków, fotografików itp. Natomiast panie zamieniają się w modelki (te młodsze i o odpowiedniej aparycji), studentki i projektantki mody; fryzjerki i kosmetyczki stają się na dwa tygodnie właścicielkami odpowiednich salonów, ekspedientki właścicielkami sklepów, salowe i pielęgniarki - lekarkami. Ponoć ostatnio często pojawiają się panie i panowie mieszkający na stałe za granicą, a w Polsce spędzający tylko krótkie wakacje - oczywiście z tęsknoty za krajem ojczystym.

Nagle przy kawiarnianym stoliku lub plażowym bufecie okazuje się, że dookoła są sami znajomi znanych aktorów, pisarzy, polityków i biznesmenów, o których mówi się per Czarek, Jasiu lub Lechu. Mnożą się ludzie bywali, którzy pół życia spędzili na podróżach, dla których "Kanary", Ibiza, Majorka to miejsca doskonale znane i właściwie już trochę nudne i dlatego teraz wybrali wypoczynek nad polskim morzem, w Krynicy, koło Żywca, czy na Jeziorem Błotnym.

Z palców znikają obrączki, a ślady po nich smarowane są kremami samoopalającymi, bo na efekt dawany przez słońce trzeba zbyt długo czekać, wszyscy są stanu wolnego lub po rozwodach (fachowcy twierdzą, że rozwód daje ponoć lepszy efekt), są bogaci, bez problemów, liberalni, romantyczni. I przede wszystkim młodzi, choć w wielu przypadkach podawany wiek stoi w jaskrawej wręcz sprzeczności ze z trudem ukrywaną siecią zmarszczek czy zaawansowaną łysiną.

Ale wszyscy wiedzą, że to przecież gra, wstęp do wakacyjnego romansu. A te bywają naprawdę różne. I różne bywają ich efekty.

Romans (jednostronnie) biznesowy

Pan Andrzej, poważny biznesmen i właściciel sporej firmy wysłał rodzinę na wczasy, a sam postanowił odpocząć kilka dni nad niedalekim jeziorem. Poczynił stosowne rezerwacje, wsiadł w samochód i wylądował nad Soliną. Już nazajutrz rano, gdy wybrał się na plażę zauważył niedaleko siebie atrakcyjną dziewczynę. Ona zareagowała pierwsza: - Czy nie wie pan, gdzie tu najbliżej można pożyczyć jakiś kajak, albo rower wodny? Pan Andrzej zaoferował, że pokaże, a kilkaset metrów, które dzieliło ich plaże od wypożyczalni wystarczyło, aby dowiedział się wszystkiego o swojej nowej znajomej (Kraków, studia, jesienna obrona pracy magisterskiej). Potem było wspólne pływanie na rowerku, później wizyta w dyskotece, jeszcze później jakaś butelka w pokoju pensjonatu, w którym zatrzymał się Andrzej i plażowa znajomość znalazła swój finał w łóżku.

Zaplanowany na trzy dni pobyt nad jeziorem musiał jednak dobiec końca i pan Andrzej postanowił, że zabierze Wandę ze sobą. Zaproponował, że wynajmie apartament w hotelu, ale dziewczyna stwierdziła, że to krępujące, że obsługa będzie patrzeć na nią, jak na dziwkę. - Sugerowała, żebym wymyślił coś innego. Na swoje nieszczęście wymyśliłem - opowiada.

Z uwagi na sąsiadów pan Andrzej nie mógł zaproponować Wandzie zatrzymania się u siebie, ale miał klucze od domu swojego wspólnika, który wyjechał na dwutygodniowy urlop. Już tego samego dnia wieczorem pan Andrzej prezentował dziewczynie willę swojego kolegi.

Nazajutrz rano Andrzej pojechał do firmy, wrócił kontynuować znajomość wieczorem. Dziewczyny nie było, ale to nie był jedyny brak.- Najpierw zauważyłem brak telewizora i odtwarzacza DVD w salonie, potem w oczy rzuciła mi się goła ściana, na której wcześniej wisiało kilka obrazów. Już wiedziałem, co się stało...

Z zaangażowania policji pan Andrzej zrezygnował, gdy wyobraził sobie przesłuchania i reakcję żony, przed którą sprawy nie dałoby się ukryć... Dyskretnie rozpytał sąsiadów, czy nie widzieli młodej kobiety, która się tu zatrzymała i dowiedział się, że około południa przyjechał jakiś bus, do którego załadowano kilka paczek i dziewczyna też do niego wsiadła.

Pan Andrzej zatelefonował do właściciela domu, wyjaśnił całą sytuację, zadeklarował pełne pokrycie strat i odkupienie skradzionych rzeczy. Wakacyjny romans kosztował go ponad 18 tysięcy złotych.

Romans (niezbyt) pedagogiczny

Pani Ala, niespełna trzydziestoletnia nauczycielka z Nowego Sącza spędzała zasłużone wczasy w okolicach Jastarni. Przyjechała nie tylko z zamiarem wypoczynku, ale liczyła również na jakieś atrakcyjne znajomości. Niestety, przy obiadowym stoliku miała za towarzysza tylko pana znacznie powyżej sześćdziesiątki, a i wśród pozostałych wczasowiczów nie zauważyła nikogo wartego zainteresowania. Dlatego była mile zaskoczona, gdy po trzech dniach trwania turnusu przy jej stoliku posadzono przystojnego chłopaka, który towarzyszył na wczasach swojej osiemdziesięcioletniej babci. Jarek był studentem, właśnie skończył trzeci rok politologii, okazało się, że mieszkał w niewielkiej miejscowości kilkanaście kilometrów od Nowego Sącza. Choć początkowo miał inne plany, na niego padło, aby towarzyszył babci i opiekował się nią w trakcie wczasów. Choć, jak wyliczyła, dzieliła ich różnica ośmiu lat, Ala szybko zaprzyjaźniła się z chłopakiem. Babcia nie wymagała zbyt wielu starań, bo całe dnie spędzała na tarasie lub w ogrodzie domu wczasowego wygrzewając się w słońcu. Jarek miał więc czas na wspólne spacery, plażowanie, wycieczki statkiem, wypady do lokali. Chłopak był miły, sympatyczny, oczytany, dobrze się z nim rozmawiało. Gdy któregoś wieczoru Ala zaproponowała butelkę wina w swoim pokoju, Jarek nawet nie mrugnął okiem. Przyszedł z kwiatkiem, co bardzo ujęło Alę, wypili butelkę wina, potem drugą. Gdy wychodził rano od razu ustalili, że powtórzą ten wieczór co najmniej kilka razy i tak tez się stało.

Gdy turnus się skończył i przyszła pora wyjazdu, wymienili adresy i telefony, ale do końca wakacji nie kontaktowali się ze sobą.

Gdy w pierwszych dniach września Ala pojawiła się na swoich pierwszych zajęciach w szkole stanęła jak wryta: w jednej z ławek siedział jej wakacyjny romans. Nie był studentem po trzecim roku, był po trzeciej klasie liceum i rodzice postanowili do czwartej klasy przenieść go do lepszego liceum w mieście.

O tym, jak dalej rozwijały się kontakty Ali i Jarka brak informacji.

Romans (nie całkiem) artystyczny

Tę wyprawę Karolina i jej koleżanki planowały już od pół roku: najpierw matura, potem egzaminy na studia, a później miesięczna włóczęga po Mazurach. Trzy świeżo upieczone studentki, "maluch", namiot, śpiwory, trochę gotówki. Najpierw posiedziały trochę w okolicach Giżycka, a później przeniosły się w okolice jeziora Kisajny, gdzie mieli dotrzeć znajomi. Znajomych jeszcze nie było, ale dziewczynom miejsce się spodobało. Podczas popołudniowego spaceru, Karolina ze zdumieniem spostrzegła siedzącego w krzakach mężczyznę, który wyczyniał jakieś dziwne wygibasy. Gdy podeszła bliżej okazało się, że facet zaplatał w gałęziach pasek od aparatu fotograficznego i usiłował dać sobie z nim radę, nie zrzucając z ramienia wiszących tam dwóch innych aparatów. Wyglądało to dość komicznie, więc zaczęła się głośno śmiać, ale podeszła bliżej i zaczęła pomagać. Mężczyzna też się roześmiał, wspólnie wyplatali aparat i tak Karolina poznała Pawła.

Powiedział, że jest fotografikiem, absolwentem ASP, a siedział w krzakach, bo jego hobby to fotografowanie ptaków. Nowy znajomy okazał się bardzo sympatyczny, a gdy okazało się, że ma niewielką żaglówkę i zaproponował nazajutrz wspólne pływanie, Karolina zgodziła się z ochotą. Wyprawa na jezioro z Pawłem bardzo spodobała się dziewczynie: robił zdjęcia nie tylko ptakom. Ją również z upodobaniem fotografował, mówił, że jest bardzo fotogeniczna i powinna przyjechać do niego do Warszawy na profesjonalną sesję, bo ma szansę zostać fotomodelką. Po trzech dniach koleżanki Karoliny zdecydowały ruszać dalej, ale Paweł namawiał dziewczynę, aby z nim została jeszcze kilka dni, a potem zatelefonują do koleżanek i dostarczy ją do nich.

Karolina przeniosła swoje rzeczy na jacht Pawła i zaczęła się prawdziwa idylla: pływali, opalali się, podglądali ptaki i ludzi. Później ich znajomość stała się bardziej zażyła. To właśnie po którejś wspólnie spędzonej nocy Paweł zaproponował Karolinie, że zrobi jej kilka zdjęć nago. Najpierw krępowała się, ale zgodziła się gdy Paweł powiedział, że to tylko dla niego. Później nawet jej się podobało, gdy widziała jak Paweł na nią patrzy.

Miesiąc na Mazurach dobiegał końca, Paweł odwiózł Karolinę do jej koleżanek, powiedział, że niedługo wyjeżdża na kilka tygodni za granicę i zatelefonuje po powrocie.

Niedługo po rozpoczęciu roku akademickiego mieszkająca z Karoliną koleżanka położyła przed nią na stole kartkę z komputerowym wydrukiem zdjęcia. Karolina spojrzała i doznała szoku - to było jej zdjęcie w "stroju Ewy", jedno z setek zrobionych przez Pawła, bo od razu rozpoznała jego żaglówkę w tle. Okazało się, że jej zdjęcia opublikowane zostały w jednym z internetowych porno-serwisów z tzw. "amatorkami". Kilka było dostępnych dla wszystkich, natomiast aby obejrzeć pozostałe trzeba było zapłacić.

Damian Mer/mw

MWMedia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas