Na szkolnych dyskotekach podpierały ściany. Niepewne siebie, zakompleksione, z podziwem patrzyły na odważniejsze, ładniejsze koleżanki. Czas kompletnie je odmienił. Polubiły siebie, wypiękniały.
Julia Kamińska: Tylko z happy endem
Dyskretny makijaż, elegancka sukienka. Trudno rozpoznać w tej dziewczynie serialową Brzydulę. Na co dzień Julia Kamińska jest studentką germanistyki na Uniwersytecie Gdańskim. Poważna, skupiona, mimo 21 lat jest bardzo dojrzała.
Piaseczno pod Warszawą. Trwają zdjęcia do TVN-owskiego serialu "BrzydUla" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Julia Kamińska umocowuje sobie metalowy aparat na zęby. Charakteryzatorka rozczesuje dziewczynie mocne brwi, bo muszą robić wrażenie zaniedbanych. Dodatkowo podkręca grzywkę i prawie przylepia ją aktorce do czoła. Na koniec zakłada jej zdezelowane okulary pozlepiane plastrem. Brzydula jest gotowa.
Scena dzieje się na ulicy. Wychodzi Julia Kamińska w pełnej charakteryzacji. Wokół ekipy zbiera się grupka ciekawskich. Po kolejnym ujęciu przerwa na herbatę. Aktorka zdejmuje okulary. Podchodzi do niej dwóch mężczyzn spod pobliskiej budki z piwem, przyglądają się jej i deklarują: "Wcale nie jest pani taka brzydka jak w telewizji".
Nie taka brzydka...
To prawda, bo Julia Kamińska jest śliczną dziewczyną, jednak świetnie odnajduje się w serialowej roli. Choć ma dopiero 21 lat, przez długi czas czuła się brzydkim kaczątkiem. Jako dziewczynka w podstawówce odstawała od rówieśników. Zawsze była na uboczu, miała problemy w dogadywaniu się z innymi dziećmi, bo nie zbierała pokemonów, nie bawiła się lalkami Barbie.
- W klasie za mną nie przepadali. Nauczycielki chwaliły mnie, bo ciągle zgłaszałam się z nowymi pomysłami, ale takich dzieci się nie lubi - mówi Kamińska. - Może jestem trochę z innej epoki, ale zawsze drażniło mnie, że żyjemy w świecie, w którym przede wszystkim liczą się standardy wyznaczane przez telewizję i młodzieżowe gazetki. Już nawet wśród 9-, 10-latków ważne jest, jak kto wygląda, co ma na sobie, a nie co myśli i czuje.
W gimnazjum Julce też brakowało przyjaciół. Znów tam nie pasowała. Wszyscy chcieli być szybko dorośli, a ona nie. Koleżanki malowały się, zakładały krótkie koszulki odsłaniające pępek, ona niezależnie od pory roku - swetry, długie spódnice i ciężkie glany.
- Modny lans był mi zawsze obcy - wspomina. - Często w domu po lekcjach płakałam. Przeżywałam to odtrącenie. Dzieci potrafią być okrutne, wytykają palcami, jeśli się odstaje od reszty.
Uciekała w świat książek, pisała wiersze. Dopiero w liceum spotkała osoby podobne do siebie i poczuła się pewniej. Dzięki nowym przyjaźniom starała się uporać z kompleksami, ale nadal, gdy na ulicy spotykała dawne koleżanki, robiło się jej słabo.