Ryzykowne przedłużanie rzęs

Regularnie przedłużasz rzęsy? Uważaj, możesz je nawet stracić. Okuliści nie mają wątpliwości, że upiększający zabieg bijący rekordy popularności wcale nie jest obojętny dla zdrowia.

Entuzjastkom tego zabiegu trudno byłoby z niego zrezygnować
Entuzjastkom tego zabiegu trudno byłoby z niego zrezygnować123RF/PICSEL

Przedłużanie rzęs metodą 1:1 (i jej bardziej spektakularne alternatywy, czyli np. 2:1 i 3:1) zachwyciło mieszkanki kraju nad Wisłą. Jest to dziś jedna z najczęściej wybieranych usług w salonach kosmetycznych, przebiła nawet manicure klasyczny, ustąpiła jedynie hybrydzie.

Nic dziwnego - w ubiegłej dekadzie, aby móc cieszyć się spektakularną firaną rzęs, trzeba było sięgnąć naprawdę głęboko do portfela, dziś to wydatek, na który może sobie pozwolić większość kobiet. Efekty zabiegu są coraz bardziej zbliżone do naturalnego, chyba że klientka naprawdę chce zaszaleć.

Nowe rzęsy robią wrażenie, oczy optycznie wydają się większe, a twarz staje się piękniejsza. Sam ponaddwugodzinny zabieg jest bezbolesnym, relaksującym doświadczeniem, a jeśli w tle sączy się spokojna muzyka, można odpłynąć.

Później pewnym problemem staną się codzienne prysznice, albowiem zamoczenie rzęs (w pierwszej dobie zakazane) będzie się równało piekielnemu szczypaniu, ale nic to, ponoć dla tak doskonałego efekt można przecież pocierpieć.

Aby doklejone włoski dobrze się trzymały, muszą być porządnie podklejone. Zwykle używa się do tego specyfiku z formaldehydem, który wywołuje silne reakcje alergiczne. Rzęsy niekiedy drażnią delikatne rejony kącików oczu, stąd nawyk przecierania i drapania, który, w najgorszym razie może doprowadzić do tzw. zmierzwienia rzęs. Brzmi niegroźnie? Stan ten powoduje przerzedzenie i wypadanie, nie tylko rzęs, ale i brwi przy okazji. To rzadkie sytuacje, ale są kobiety, które boleśnie się przekonały do czego może doprowadzić pogoń za pięknem.

Zabiegi wykonywane w domu, bez rękawiczek i środków do odkażania, wiążą się z dodatkowymi zagrożeniami, z infekcją grzybiczą włącznie.

Zwykle jednak, nawet bez żadnych kataklizmów, sztuczne "doczepki" osłabiają rzęsy naturalne, które rosną słabsze i rzadsze. Kobiety wpadają wtedy w zaklęty krąg, zmuszone kontynuować zabiegi, by zachować wygląd, do którego już się przyzwyczaiły.

Lekarze nie są zachwyceni obowiązującą modą i polecają pacjentkom raczej tusze to rzęs, które są o wiele bezpieczniejsze, pod warunkiem, że mają proste, niedrażniące składy, nie są przeterminowane ani "reanimowane" przy pomocy wody. I, oczywiście, o ile nie przechodzą z rąk do rąk. Zdaniem ekspertów, tusze należy traktować jak bieliznę osobistą - czyli są to rzeczy, których nie można nikomu pożyczać.

Czy trzeba rezygnować z uwielbianego przedłużania rzęs? Dla wielu pań byłoby to wyjątkowo przykrą koniecznością. Aby przysłowiowy wilk był syty i owca pozostała cała, lepiej robić dłuższe przerwy między zabiegami, decydować się na przedłużanie tylko od wielkiego dzwonu i to tylko w salonach, w których bezwzględnie przestrzega się zasad higieny.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas