Na dzień dobry kawa? Ale... zbożowa
Nie każdy lubi jej smak, lecz dla wielu będzie o niebo lepsza od szatana z ekspresu! Tak jest, kawa prawdziwa bywa zdradliwa. Za to "inkę" mogą pić nawet dzieci.
Popularna "inka" nie ma wiele wspólnego z prawdziwą kawą. Wymyślono ją jako tani substytut tradycyjnej małej czarnej. Powstaje z palonych ziaren żyta, pszenicy i jęczmienia albo z korzeni cykorii czy buraka cukrowego.
Daleko jej wprawdzie do aromatu i smaku naparu z palonych ziaren kawy, ale też ma swoje zalety.
Kawa bez kofeiny stawia na nogi
Chociaż nie uświadczysz w "ince" kofeiny, to z pewnością wypicie jej rano cię pobudzi. Będzie to efekt potężnego zastrzyku węglowodanów.
Kawa zbożowa dostarcza też błonnika, którego zwykle w diecie jest za mało (zwłaszcza w diecie bogatej w białko). A błonnik wspomaga perystaltykę jelit, przyspiesza przemianę materii, częściowo chroni przed nowotworami układu pokarmowego, a także obniża poziom złego cholesterolu.
Zbożówka to też źródło witamin z grupy B i magnezu, wspomagających pracę układu nerwowego (w przeciwieństwie do naturalnej kawy, która wypłukuje magnez z organizmu i zwiększa wydzielanie hormonu stresu). Do tego, dzięki bogactwu polifenoli, "inka" wspomaga walkę z wolnymi rodnikami, a więc przeciwdziała starzeniu się organizmu.
Nie tylko dla przyszłych mam!
Jest wybawieniem dla tych, którzy prawdziwej kawy powinni unikać. Kofeina dociera do płodu, co może w przyszłości skutkować nadpobudliwością psychoruchową dziecka, dlatego kobiety w ciąży powinny przerzucić się na zbożówkę. Z kolei w okresie menopauzy lepiej się nie narażać na wypłukiwanie minerałów, więc i wtedy warto kawę zastąpić "inką".
Sercowcy i nerwusy też mogą się śmiało delektować kawą zbożową. A więc "inka" dla każdego? Nie do końca. Powinni z nią uważać cukrzycy, bo ma wysoki indeks glikemiczny. Z tego też powodu jest zakazana np. na diecie "south beach". Za to dzięki błonnikowi syci, jeżeli więc ograniczasz kalorie, porcją "inki" oszukasz głód. Agnieszka Pacuła