Wróciłaś z urlopu? Odczekaj 40 minut, zanim wejdziesz pod prysznic
Jeśli przez kilka dni nie było cię w domu, kabinę prysznicową opanowały bakterie, które mogą być groźne dla twojego życia - ostrzega dr Tom Makin z Royal Liverpool University Hospital. Aby uniknąć zakażenia należy... odkręcić wodę i wejść pod prysznic 40 minut później.
- Za każdym razem, gdy wracam do domu po dłuższej nieobecności i mam ochotę wziąć kąpiel, najpierw zakrywam nos i usta jedną ręką, a drugą włączam prysznic. Dopiero po około 20 minutach wyłączam prysznic, a potem wychodzę z łazienki na kolejne 20 minut - przekonuje dr Tom Makin.
Ten niezbyt ekologiczny pomysł jest, zdaniem brytyjskiego mikrobiologa, nawykiem, który może uratować nam życie. Dlaczego?
Podczas długiej nieobecności domowników, gdy łazienka nie jest używana, w wodzie pozostałej w słuchawce i wężu prysznicowym mogą rozwijać się bakterie z gatunku legionella.
Po uruchomieniu prysznica mogą one rozprysnąć się po kabinie i zostać wchłonięte do płuc podczas oddychania a następnie - spowodować ciężkie zapalenie płuc albo uszkodzenie tego organu.
Legionelloza, czyli co?
Właśnie takie objawy wywołują bakterię legionelli, czyli legionellozy, zwanej też chorobą legionistów. Rozmnażają się one w wodzie w temperaturze między 20 a 40 stopni Celsjusza. Miejsca, które najbardziej sprzyjają rozwojowi bakterii legionelli to właśnie domowe słuchawki prysznicowe, a także węże ogrodowe i wszelkiego typu zraszacze.
Nie przypadkowo Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega, że branie prysznica niesie ze sobą znacznie większe ryzyko zarażania się tą chorobą niż kąpiel w wannie.
Nazwa legionellozy nawiązuje do nietypowego wydarzenia. Podczas konwentu Legionu Amerykańskiego, który miał miejsce w Filadelfii w 1976 roku wybuchła epidemia wśród uczestniczących w nim żołnierzy.
Choroba objawia się przede wszystkim ciężkim zapaleniem płuc. Inne dolegliwości to suchy, męczący kaszel, temperatura ponad 40 stopni Celsjusza, trudności w oddychaniu i zaburzenia świadomości.
Legionelloza to poważna choroba, której nie należy bagatelizować. Śmiertelność wśród chorych wynosi nawet 20 procent.