​Brzydkie buty, kicz, Instagram, ekologia, czyli ważne zjawiska mijającej dekady

Mijająca wraz z końcem tego roku pierwsza dekada XXI wieku przyniosła wiele trendów i zjawisk, z których część już przeszła do lamusa. W modzie to dziesięciolecie zapisało się w dużej mierze pod znakiem kiczu, czasem nawet brzydoty, pod względem diety królował nurt clean eating. Na relacje międzyludzkie ogromny wpływ miały media społecznościowe, na czele z uruchomionym w 2010 roku Instagramem.

Elsa Hosk od kiku lat lansuje modę na ugly boots
Elsa Hosk od kiku lat lansuje modę na ugly boots face to face/FaceToFace/REPORTEREast News

Pod względem stylu mijająca dekada zapisała się przede wszystkim powrotem do tego, co wcześniej uchodziło za kiczowate i brzydkie. Każdy sezon oczywiście przynosił nowe trendy, jednak wśród nich najbardziej wyróżniał się jeden - brzydkie buty.

Zaczęło się od sportowych butów na koturnie, które zyskały niezwykłą popularność w 2012 roku. Później na modową arenę wkroczyły klapki podszyte futrem, których popularność nie słabnie do dziś. W modowym panteonie kiczu znalazło się również miejsce dla Crocsów.

Chyba najbardziej widoczny okazał się powrót do lat 90. Ta modowa nostalgia sprawiła, że to, co uznawaliśmy za kiczowate i brzydkie, stało się niezwykle pożądane. W poszukiwaniu modowych perełek wielu zapatrywało się na styl niezbyt eleganckich "tatuśków". Zaczęło się od "ugly trainers" albo "dad shoes". Nieco znoszone, pamiętające poprzednie dekady sportowe buty można było zobaczyć nie tylko na nogach panów, którym modowa estetyka jest obca, ale również największych miłośników trendów.

Katy Lubin z Lyst wyjaśnia, że moda skrojona pod internetowe memy, zawsze przykuwa uwagę. Niektóre rzeczy są zaskakujące, inne absurdalne, ale zawsze wzbudzają zainteresowanie i emocje. "Istnieje grupa odbiorców, która będzie kupowała takie rzeczy, bez względu na to, czy staną się one przedmiotami kolekcjonerskimi, czy będą noszone dlatego, że wszyscy o nich mówią" - wyjaśnia.

Ostatnie dziesięciolecie stało też pod znakiem mody na zdrowy i aktywny styl życia, co znalazło odzwierciedlenie w trendach kulinarnych, ale też w naszych garderobach. I tak odzież sportowa, wcześniej mile widziana jedynie na siłowniach, szybko stała się stylem, który wyszedł na ulicę. Stylizacja, której głównym elementem są dresy, leginsy czy bluza z kapturem już nikogo nie dziwi. Nie chodzi tu tylko o wygodę.

Nawet ci, którzy nie uprawiają sportu, chętnie adaptuje niektóre z bardzo wyraźnych trendów. Często jest to zdrowa dieta albo właśnie odzież sportowa. O wyraźnie mocnej pozycji mody sportowej świadczą również lukratywne kontrakty marek sportowych z osobami, które uznawane są za ikony stylu.

Minione lata upłynęły też pod znakiem popularności różnorakich diet. Jednym z słynniejszych trendów żywieniowych stał się nurt clean eating. To obsesyjne dbanie o dietę, które często staje się ekstremalnym reżimem i pułapką. Przykładem jest ortoreksja, którą specjaliści uznają zaburzeniem odżywiania ery social mediów. To właśnie bowiem media społecznościowe sprawiły, że ulegaliśmy pewnym modom.

Jako pierwszy próbę zdefiniowania ortoreksji podjął w 1997 roku lekarz Steven Bratman, wskazując na niezdrową obsesję na punkcie zdrowego odżywiania. W przeciwieństwie do większości innych zaburzeń odżywiania, koncentruje się ona na jakości żywności, a nie na ilości. Często zaczyna się niewinnie od pragnienia spożywania "czystego" jedzenia. Ale stopniowo staje się rygorystycznym stylem życia.

Jak zauważa Paula Quatromoni, profesor nadzwyczajny w dziedzinie żywienia i epidemiologii na Uniwersytecie w Bostonie, popularność tzw. clean eating i jej propagowanie w mediach społecznościowych, może przyczynić się do wzrostu liczby osób dotkniętych tym zaburzeniem. "Ma to wpływ na ogromny segment populacji" - stwierdziła na łamach "Vogue".

Hasztag "clean eating" pojawia się niemal na wszystkich profilach dedykowanych zdrowemu żywieniu. Co to oznacza? Ma być zdrowo, świadomie, z przewagą warzyw bez produktów przetworzonych. Choć generalnie ten trend należy pochwalić, bo w czasach, kiedy rośnie liczba osób z nadwagą, warto wszelkimi kanałami mobilizować i zachęcać ludzi do zdrowej diety, to jednak gdy staje się on niemal religią, staje się niebezpieczny.

Tym bardziej, że - jak zauważa dietetyk Fiona Hunter - liczne informacje i porady w tej dziedzinie nie zawsze pochodzą od kompetentnych osób. A to już poważne zagrożenie. Co więcej, dietetyk podkreśla, że młode kobiety, które mają zaburzenia odżywiania, mogą je obecnie skrywać za hasztagiem "clean eating".

Ostatnie 10 lat to też czas ekspansji Instagrama. Oraz tego, co mu towarzyszy, czyli selfie, filtrów i boomeranga. Dorośli z twarzą psa czy kota - to raczej nikogo nie dziwi. Toasty nigdy nie były tak długie, bo zgranie wszystkich w jednym zręcznym "na zdrowie", które będzie wyglądało idealnie w trakcie nagrywania boomeranga, to sztuka. Poza filtrami, sam fakt relacjonowania życia - od porannej kawy, po wizyty na siłowni, aż po kolację - stało się współczesną formą ekshibicjonizmu.

Popularność Instagrama i innych mediów społecznościowych zaowocowała jeszcze jednym zjawiskiem - challenge. Miniona dekada przyniosła wiele wyzwań, które rzucaliśmy innym. Jednym z najgłośniejszych było "Ice Bucket Challenge". Wyzwanie polegało na tym, że wyznaczona osoba oblewała się wiadrem lodowatej wody i obrazujący to filmik zamieszczała w sieci. A następnie wskazywała kolejne trzy osoby, które miały to zrobić w ciągu 24 godzin. Kto zdążył, musiał przesłać na konto wybranej organizacji charytatywnej lub stowarzyszenia (np. działającego na rzecz chorych na stwardnienie zanikowe boczne) co najmniej 10 dolarów, jeśli nie - kwotę 10 razy większą. W Polsce popularny był "splash", który polegał na tym samym, ale nie był połączony z akcją charytatywną.

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas