Była blondynka myśli...
Myślę, że nie mam już wytłumaczenia. Na nic. Ponad 20 lat (jak na prawdziwą kobietę przystało nie powiem, ile ponad) byłam blondynką. Jedna wizyta u fryzjera i... koniec. Nic nie uchodzi mi już płazem.
To niesprawiedliwe, wszystkie blondynki, jakie znam, mogą krzyczeć, że widziały jak piłkarz podczas meczu dotknął piłki ręką, a chłopcy ze stoickim spokojem tłumaczą im, że był to bramkarz, który takie prawo posiada. A ode mnie to już nawet zaczęto wymagać, żebym wiedziała, co to jest spalony. Myślę, że nawet naturalne szatynki, brunetki i rude nie są w stanie tego pojąć. Rozumiem, żeby nauczyć się składów drużyn (no, powiedzmy - ich części, tej bardziej reprezentacyjnej), ale od razu definicję spalonego? Dajcie spokój.
Już jestem powoli tak zastraszana, że zaczynam eliminować ze swojego słownika wyrażenie "co to jest?". Wchodzę do Internetu: słownik, encyklopedia, wyszukiwarka i mina pod tytułem "wiem, ale akurat nie mogę sobie przypomnieć". Za dwie minuty można znowu udawać, że się błyszczy intelektem. Nie na darmo ktoś kiedyś powiedział, że lepiej nic się nie odzywać i wydawać się być głupim, niż się odezwać i... rozwiać wszelkie wątpliwości. Znalazłam taką maksymę w jednym z pamiętników, w którym w czasach szkolnych różnorakie dedykacje wpisywali tam moi towarzysze edukacyjnej niedoli. Tak a propos to chyba z autorem tego wpisu muszę sobie poważnie porozmawiać (widzicie, dopiero teraz na to wpadłam).
Tak narzekam i narzekam. Ale posiadanie czerwonych włosów, zamiast koloru blond ma też swoje dobre strony. Przekonałam się o tym może dwa dni po diametralnej zmianie wizerunku, kiedy to siedząc w pubie w kilkunastoosobowej grupie usłyszałam hasło, które przez wiele lat napawało mnie dreszczem obrzydzenia: "Opowiem ci kawał o blondynce". Odwracam się w stronę źródła głosu, a tu się okazuje, że po raz pierwszy w życiu to nie do mnie. Dzika satysfakcja. Zwłaszcza, że większość tych kawałów swoją elokwencją przebija poziom intelektualny nawet najbardziej klasycznych posiadaczek blond loków.
I tak sobie myślę, że drugim pozytywem jest fakt, że lepiej wyglądam w czerwonych ciuchach. Ale na tym się to kończy. Poprzeczka poszła w górę. Nie ma rady, trzeba zacząć jej dosięgać. Albo poszukać dobrego dekoloryzatora.
Eks-blondynka