Czarna śmierć: największa zaraza w dziejach ludzkości
Czarna śmierć — tak opisuje się epidemię dżumy, która nawiedziła Europę w XIV wieku n.e. Czy zasłużyła sobie na to złowieszcze miano? Z całą pewnością tak. W udokumentowanej historii naszej cywilizacji nie mieliśmy do czynienia z chorobą, która zmieniła świat w takim stopniu jak ta średniowieczna epidemia dżumy.
Wśród największych i najbardziej bolesnych dla społeczeństw epidemii wymienia się zarazę Antoninów, zwaną też zarazą Galena, która w II wieku pochłonęła 5 milionów ludzkich istnień, dżumę Justyniana z VI wieku, która zabiła dziesięciokrotnie więcej ofiar, epidemię cholery i dżumy z XIX wieku, a także XX wieczną grypę hiszpankę.
Jednak za najstraszniejszą zarazę w dziejach uznaje się dżumę, która pustoszyła naszą populację podczas panowania cesarza Justyniana w połowie XIV wieku. Nazwana czarną śmiercią, pochłonęła być może nawet 200 milionów ofiar, i jak żadna inna zaraza wpłynęła na późniejszy obraz świata. Szacuje się, że w czasie jej trwania zmarło 30 do 60 proc. mieszkańców Europy, około 30 proc. ludności Bliskiego Wschodu i mniej więcej 40 proc. mieszkańców Egiptu. Dopiero po ponad 150 latach populacja świata wróciła do stanu sprzed jej wybuchu.
Droga śmierci
Historycy źródeł czarnej śmierci doszukali się w Azji Środkowej, być może w Kirgistanie lub w Chinach. Stamtąd choroba, niesiona przez handlarzy podróżujących jedwabnym szlakiem lub na statkach handlowych, trafiła najpierw na Krym, a później objęła całą Europę.
W 1347 roku na Krymie trwało oblężenie miasta Kaffa. W czasie jego trwania wojska mongolskie zdecydowały się użyć średniowiecznej wersji broni biologicznej. Ciała zmarłych na dżumę były przez nich wystrzeliwane z katapulty przez mury obronne. W Kaffie bardzo szybko wybuchła epidemia, którą uciekający genueńczycy przenieśli do Konstantynopola, Sycylii, Marsylii i na Cypr. Stamtąd dżuma miała otwartą drogę do Hiszpanii, Francji, Anglii, Włoch, później również objęła tereny Niemiec i Szwajcarii, na końcu trafiając aż do Skandynawii.
Jak zabija dżuma?
Nosicielami dżumy były żyjące w miastach szczury, a także żerujące na tych gryzoniach pchły. Gdy populacja chorych szczurów zaczynała się kurczyć, skoczne pasożyty szukały innych żywicieli i bardzo często wybór padał na ludzi.
Najpóźniej tydzień po ugryzieniu u chorego występowały pierwsze objawy infekcji: wysoka gorączka, wymioty, zawroty głowy, światłowstręt. Następnie pojawiało się bardzo bolesne obrzmienie węzłów chłonnych. Jedynie co czwarty chory był w stanie samoistnie pokonać chorobę. Pozostałe 75 proc. zarażonych umierała w wyniku wycieńczenia organizmu i innych powikłań. Ich skóra pokryta była przerażającymi czarnymi zmianami martwiczymi.
Medycy rozkładają ręce
Na chorobę tę nie miała środka sztuka medyczna; bezsilni byli też wszyscy lekarze. Możliwą jest rzeczą, że przyrodzenie choroby już takiem było albo też, że lekarze nic nie wiedzieli. Medyków wówczas pojawiło się siła, tak mężczyzn, jak i kobiet, nie mających, mówiąc po prawdzie, najmniejszego pojęcia o medycznym kunszcie. Nikt nie mógł odgadnąć przyczyny choroby ani znaleźć na nią stosownego remedium. Dlatego też jedynie nieliczni z chorujących do zdrowia powracali (...)
W XIV wieku oczywiście nikt nawet nie wyobrażał sobie istnienia drobnoustrojów takich jak wywołująca dżumę bakteria Yersinia pestis. Bronią w walce z epidemią były więc trzy podstawowe środki: izolacja, medycyna ludowa i modlitwa do Boga.
Lekarze nie znali poza tym żadnego sposobu, by pomóc umierającym. Panowało przekonanie, że choroba wywoływana jest morowym powietrzem, które wnika do organizmu poprzez pory. Dlatego też z miast wywożono odpadki i wszelkie inne cuchnące rzeczy, przepędzano bezdomnych i prostytutki. Polecano także unikania kąpieli, wedle teorii, że rozszerzone i oczyszczone pory skóry dają łatwiejszy dostęp morowemu powietrzu.
Kwarantanną obejmowano okręty wchodzące do portów, a także rodziny osób zmarłych na dżumę. Przyczynę śmierci stwierdzał lekarz, w specjalnym, rozpoznawalnym stroju, zawierającym w sobie ikoniczną maskę w kształcie głowy ptaka. Jeśli potwierdził ognisko dżumy, bliscy zmarłego byli zamykani we własnym domu, a ciało zakopywano poza granicami miasta.
Metodą dającą największą szansę na ujście z życiem była ucieczka z opanowanego zarazą miasta. Ale ta droga ratunku była zarezerwowana jedynie dla bogatej arystokracji. Samoizolacja i egoizm elity stał się kanwą "Maski Czerwonego Moru" autorstwa amerykańskiego pisarza i poety Edgara Allana Poego. Opis takiego zachowania znajdziemy również w cytowanym wcześniej Dekameronie:
Inni wreszcie, najbardziej nieużyci i bezlitośni, twierdzili, że najlepszym środkiem na zarazę jest ucieczka od niej. Myśląc tylko o sobie, siła mężczyzn i kobiet opuściło miasto, domy, majętności, krewniaków i przeniosło się do posiadłości swoich, za bramami grodu leżących.
Po dżumie: Inny świat
Skutki tej epidemii oddziaływały na kulturę, gospodarkę i stały się przyczynkiem do wielu zmian społecznych. Jak wspomnieliśmy wcześniej, XIV epidemia zdziesiątkowała ludność, zwłaszcza mieszkańców miast. Dopiero po 150-200 latach populacja zdołała się odbudować. Nim jednak to nastąpiło, skutki epidemii odczuli wszyscy — tym razem pośrednio.
Ze względu na zmniejszone zapotrzebowanie miast na żywność ceny produktów rolnych zaczęły spadać. Równocześnie drożały artykuły rzemieślnicze — jako że spora liczba osób umiejących je wykonywać zmarła w wyniku czarnej śmierci. Zjawisko to, nazwane "nożycami cen i płac" wpędziło ludność wsi w głęboką biedę i stało się przyczyną wielu buntów i zamieszek.
We Francji, Włoszech, Szwajcarii i Niemczech rozpoczęło się prześladowanie ludności żydowskiej, obwinianej o sprowadzenie zarazy. W Moguncji, Kolonii i Strasburgu doszło do pogromów na dużą skalę.
Ludność Europy zrezygnowała też z czynności związanych z restrykcyjną higieną osobistą, zwłaszcza z gorących kąpieli. Doświadczenie bliskiej śmierci, zarazy na pograniczu apokalipsy, rozdzieliło społeczeństwo na dwa światopoglądowe kierunki: jedni zwrócili się w stronę wiary, czasem wręcz fanatyzmu religijnego, kiedy inni postanowili brać z życia pełnymi garściami, grzeszyć, oddawać się rozpuście, gdyż śmierć może nadejść w każdej chwili.
Zobacz także: