Czego pragną kobiety? Pytanie, z którym nie poradził sobie nawet Freud, zadaje teraz terapeutka
Ta oparta na godzinach rozmów pomiędzy Maxine Mei-Fung Chung i jej pacjentkami książka odkrywa nasze lęki, nadzieje, sekrety i zdolność do zdrowienia. Z ogromną empatią, a jednocześnie dbałością o szczegół prezentuje pozbawione lęku i uprzedzeń spojrzenie w głąb tego, kim jesteśmy, abyśmy mogły lepiej zrozumieć same siebie, a także siebie nawzajem. Pragnienie to działanie. "Głos kobiecej duszy' to niezwykła książka, niosąca wyzwolenie i zachętę, byśmy zdobywały to, czego naprawdę chcemy.
Po trzydziestu latach badań Zygmunt Freud wciąż nie znalazł odpowiedzi na swoje doniosłe pytanie: "Czego pragną kobiety?". W trakcie piętnastoletniej przygody w roli psychoterapeutki Maxine Mei-Fung Chung zrozumiała, że wyjaśnienie zagadki Freuda kryje się w aktywnej współpracy z pacjentkami.
W poruszających historiach siedmiu diametralnie różniących się kobiet Maxine Mei-Fung Chung rzuca nowe światło na problem naszych najbardziej podstawowych potrzeb i pragnień. Przyszła panna młoda, która staje przed problemem zaakceptowania własnej seksualności, matka zmagająca się z pytaniami dotyczącymi tożsamości i przynależności, kobieta ucząca się, jak wyzdrowieć po latach traumy: Głos kobiecej duszy to elektryzujący i intymny zapis badań nad wewnętrznym życiem kobiet.
Prezentujemy fragment książki "Głos kobiecej duszy. Siedem opowieści o pożądaniu, miłości, wzrastaniu i sile", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Insignis.
***
Zobaczyłam rybkę, zanim usłyszałam to słowo. "Wrażliwa".
Padało wiele razy, gdy byłam dzieckiem, w formie pretensji wypowiadanej przez ojca zawsze, kiedy płakałam, czyli często, co najwidoczniej było żenujące i do tego trudne do przewidzenia. Byłam "zbyt wrażliwa, żeby żyć", powtarzał, a słowom czasami towarzyszył dotkliwy klaps. Byłam drugim dzieckiem ojca i pierwszą córką, która - w przeciwieństwie do brata - lubowała się w azjatyckich rozkoszach restauracji w Chinatown.
- Chcę popatrzeć na rybkę. - Rozpromieniłam się, pokazałam palcem.
Ojciec wziął mnie za rękę i zaprowadził przed ogromne akwarium z rybkami znajdujące się pośrodku restauracji, jednocześnie skinął na kelnera, żeby do nas podszedł. Gdy wpatrywałam się w kalejdoskopowe ryby z wirującymi pomarańczowymi ogonami, szybko zapomniałam, że tata i ja mieliśmy towarzystwo. Kilka sekund później wyrwano mnie z technikolorowego transu, kiedy kelner, wysoki i cuchnący dymem papierosowym, poklepał mnie po ramieniu. Aby podkreślić dramatyzm sytuacji, polizał długopis i poplamionymi nikotyną palcami przerzucił kartkę wąskiego notesu. Obaj mężczyźni pochylili się nade mną z chichotem.
- Ona zje tę chowającą się z tyłu. I dużo czosnku. - Ojciec uśmiechnął się, pokazując na jedną z rybek. Potem wybuchnęli śmiechem, który przeszedł w ryk.
Przepełnił mnie strach. Czy mówił poważnie? Czy zaraz mnie ukarzą? Czy moja zbrodnia polegająca na tym, że chciałam pogapić się na akwarium i dać się oczarować rybkom, wywołała ich okrucieństwo? Moje małe ciałko zaczęło się trząść.
Nie podałam w wątpliwość ich żartu, za bardzo się bałam. Przekaz ojca brzmiał głośno i wyraźnie: moje pragnienia, o ile on ich nie podziela, nie "pozwala" na nie i ich nie kontroluje, zostaną wyśmiane - i zabite.
Wtedy "chcę" było duchem mieszkającym głęboko w moim gardle, nie śmiałam wypowiadać go na głos. Dziś mówi o wyzwoleniu, miłości i rozwoju. "Chcę pragnąć po swojemu" - nalega.
Może nacisk, który mój ojciec kładł na słowo "wrażliwość", był darem. I choć straciłam ją na jakiś czas w późnym okresie dojrzewania i jako dwudziestoparolatka, w końcu, na szczęście, powróciła. O wiele później przywłaszczyłam sobie to słowo i uczyniłam z niego swego dobrego towarzysza. Miałam je na własność i przechowywałam w ciele, aż przesiąkłam jego znaczeniem. Dziś zdaję sobie sprawę, że to właśnie ograniczanie, zawłaszczanie i zawstydzanie mojego pragnienia w dzieciństwie sprawiło, że wiem, jak wiele znaczy moje "chcenie".
Oto motywacja i inspiracja stojące za rozmowami zapisanymi w Głosie kobiecej duszy. Od piętnastu lat pracuję jako psychoterapeutka. Wybrałam metodę, w której moje zamiłowanie do życia obywatelskiego i społecznej sprawiedliwości zajmuje należne jej miejsce obok pracy i miłości w moim gabinecie. Przez te wszystkie lata ważnym zadaniem było dla mnie słuchanie, dowiadywanie się, uczenie i pisanie o psychoterapii, a fascynacja tym, czego pragną kobiety, stanowiła oś moich dociekań.
Zygmunt Freud pewnego razu powiedział: "Wielkie pytanie, na które nigdy nie odpowiedziałem i na które wciąż nie potrafię odpowiedzieć pomimo trzydziestu lat badań nad kobiecą duszą, brzmi: »Czego pragną kobiety?«".
Będąc szkolącą się psychoterapeutką, łamałam sobie głowę nad stwierdzeniem Freuda. Dlaczego ojciec założyciel psychoanalizy - geniusz, który jednak często wprawia mnie w konsternację - nie potrafił odpowiedzieć na to fundamentalne pytanie, było tajemnicą. Może psychoanaliza wcale nie była taka, jak ją sobie wyobrażałam, i zajmowała się, podobnie jak Freud, sporami o iście detektywistycznym charakterze, których przedmiotem były życiorysy pacjentów wciśnięte w zgrabnie sformułowane teorie. Czy Freud i jego zbzikowani wiedeńscy uczniowie wiedzieli coś, czego ja nie wiedziałam? Czy ta kwestia, choć pierwotnie nacelowana na kobiety epoki wiktoriańskiej, nadal pozostawała tajemnicą? Czy wciąż wprawiają nas w zakłopotanie luki w badaniu kobiecych pragnień?
Od czasu gdy dowiedziałam się o konfuzji Freuda, otworzyłam się na nowe światy, nowe teorie i nowe rozumienie psychoterapii, bo każda pacjentka wnosi z sobą do gabinetu własną wyjątkową formę, materię i energię. Być może klasyczne i pełne dystansu podejście do analizy z perspektywy męskiego, heteronormatywnego i białego uprzywilejowania nie pozwalało Freudowi wejść do świata kobiet? Jak miałoby być inaczej? I czy on w ogóle słuchał? Taka krytyka pewnie wywołała wasz uśmiech, ale - naprawdę - jeśli nie będziemy zamykać uszu na kwestie rasy, pochodzenia etnicznego, orientacji seksualnej, klasy społecznej i wieku, możemy usłyszeć kobiety i to, jak wypowiadają własne pragnienia.
Kobiety nie są tajemnicą, tak jak nie są nimi nasze pragnienia i potrzeby. Jednak każde pragnienie jest złożone. Chciałabym dogłębniej zrozumieć, czym jest to, co każe nam trwać w zaprzeczeniu, bez miłości, w ciągłej tęsknocie.
W pracy klinicznej miałam okazję zauważyć, że wypieranie swoich pragnień przez kobiety jest jedną z przyczyn depresji, uczucia wstydu, samookaleczeń, niskiej samooceny, emocjonalnego głodu i anorektycznej miłości. Manifestujące się w ten sposób tęsknoty łamią serce także osobie, która tylko je obserwuje - terapeutce.
Pragnąć to połączyć się z sobą i innymi. Pragnienie rozpala nadzieję, daje zielone światło pożądaniu i umożliwia proces zdrowienia w mrocznych i strasznych czasach, gdy przestrzega się nas: "Nie pragnij, to niebezpieczne". Spytaj samą siebie, co by się stało, gdybyś postanowiła żyć, dając upoważnienie swojej kreatywności. Co byś wtedy czuła? Co by się zmieniło? Co byłoby możliwe? A potem zadaj kolejne pytanie: czy przepełniona lękiem tęsknota, którą w sobie nosisz, nie jest warta wyzwania?
Głos kobiecej duszy. Siedem opowieści o pożądaniu, miłości, wzrastaniu i sile to zbiór prawdziwych historii, które z intersekcjonalnej perspektywy przyglądają się kobiecemu życiu i związkom kobiet z pożądaniem. Jest to także delikatnie uchylone okno ukazujące intymną relację między psychoterapeutką a pacjentką. Jeśli następnym razem, gdy twoje pragnienie wyda ci się obcą wyspą, pochylisz się nad nim z nową świadomością - mój cel zostanie osiągnięty.
"Głos kobiecej duszy" to list miłosny do siedmiu pacjentek, których nie mogę wymienić z imienia ani nazwiska. Historie te są autentyczne, ale poczyniłam pewne zmiany, by ochronić tożsamość tych, do których należą. Dialogi nie są zapisane dosłownie, ale oddają sedno tego, czym się dzieliłyśmy. Każda pacjentka przeczytała szkic swojej opowieści i udzieliła mi zgody na publikację, zatwierdzając kamuflaż, czasem też podsuwając redaktorskie propozycje, których posłuchałam i które w większości wprowadziłam. W niektórych przypadkach moje pacjentki sądziły, że charakteryzacja jest zbyt daleko idąca i rozległa, wręcz zachęciły mnie, bym zamieściła precyzyjniejszy opis ich życiorysu. Jedna pacjentka, nazwałam ją Ruth, podsunęła mi tytuł rozdziału o sobie. Inna pacjentka wyznała, że czuje się, jakby poznała mnie lepiej po przeczytaniu swojej historii, i od tamtej pory potrafi bardziej ryzykować w naszej wspólnej pracy. Jeszcze inną pacjentkę zaniepokoiły rasistowskie ataki, które spotkały mnie w dzieciństwie.
Przepracowałam wiele godzin z siedmioma kobietami występującymi w książce, a wybór pacjentek oparłam na sile ich pragnienia, możliwości odnalezienia siebie w ich historiach, tym, że powody do poszukiwania terapii pozostawały głęboko zakorzenione w ich ciałach. Jedna z opowieści, Popołudniowa miłość, traktuje o stosunkowo późnym odnalezieniu miłości przez pacjentkę, podczas gdy Mój ojciec kretyn zadaje pytanie, czy kompleks tatusia, tak zwane "daddy issues", nadal ma znaczenie we współczesnej psychoterapii. W Białym szumie zajmujemy się zagadnieniem rasizmu strukturalnego, który wymaga tak bardzo potrzebnej psychoterapii społecznej.
Przez wiele lat psychoterapia była owiana tajemnicą, czemu przyświecały dobre intencje i roztropność. I choć cenię i rozumiem troskę o to, by psychoterapia nie była przeinaczana, wypaczana czy mylnie interpretowana, uważam, że to archaiczne tabu nie służy wyższemu i tak cenionemu interesowi ogółu społeczeństwa w kwestii rozwoju i zmiany, które psychoterapia może powodować.
Chciałabym, żeby książka Głos kobiecej duszy stała się zaproszeniem do rozmowy o kobietach i pożądaniu. Wierzę, że najlepiej uczymy się z otwartym sercem, poprzez szacunek i zrozumienie siebie nawzajem, ale zdaję sobie również sprawę z tego, że nie zawsze przychodzimy na terapię z taką otwartością czy zaufaniem. To wymaga czasu, o czym przeczytacie i co, mam nadzieję, poczujecie w rozdziale Moje ciało, moje zasady.
Oto opowieści współczesnych kobiet żyjących we współczesnych czasach. Zastosowałam jednak dobry kamuflaż. Jeśli ktokolwiek z czytelników uzna, że poznaje jedną z siedmiu kobiet, z pewnością się myli, choć liczę na to, że będziecie mogły odnaleźć i rozpoznać w sobie niektóre z uniwersalnych zmagań opisanych w tych historiach. Wciąż próbujemy usłyszeć i zrozumieć "głos kobiecej duszy". A jednym ze wspaniałych darów płynących z rozpoczęcia dyskusji na ten temat jest przemiana pytania: "Czego pragną kobiety?" w stwierdzenie: "Kobiety pragną". Kropka.
Zatem pamiętając o tym, daj sobie czas, aby doświadczyć pożądania po swojemu, bądź świadoma ryzyka związanego ze swoimi pragnieniami, niech "chcenie" będzie twoją odpowiedzią, nie pytaniem. I pamiętaj, gdy jesteś wystarczająco wolna, aby w pełni być sobą, weź drugą kobietę za rękę, przytrzymaj ją, uściśnij i zaproś do wspólnej i świadomej rozmowy, przyjaźni i życia.
Bo to za sprawą naszego mówienia, słuchania i budowania więzi między sobą wzmocnimy się i uwolnimy spod władzy patriarchatu.