Wymarzone wesele? Raczej finansowy koszmar. Coraz więcej par mówi: nigdy więcej
Coraz więcej młodych par rezygnuje z hucznego wesela. Zamiast spełniać oczekiwania rodziny, wolą zorganizować ślub po swojemu. Mniej ludzi, mniej stresu, mniejszy rachunek, a za to więcej pieniędzy na podróże i wspólne życie. Czy to weselne przebudzenie pokolenia 30-latków?

Ile kosztuje wesele w 2025 roku? Więcej niż myślisz
Wesele to spory wydatek - i to niezależnie od tego, czy planujemy imprezę w stolicy, czy w mniejszym mieście. Sam koszt tzw. "talerzyka", czyli opłaty za jedną osobę w sali weselnej z cateringiem, waha się od 150 do nawet 600 zł.
W miastach takich jak Warszawa czy Kraków ceny oscylują wokół 300-600 zł, podobnie we Wrocławiu. W Szczecinie czy Białymstoku można znaleźć niższe stawki - od 150 do 400 zł, choć wszystko zależy od standardu lokalu. A przecież to dopiero początek.
Nie można też zapomnieć o strojach - nowa suknia ślubna z salonu to wydatek od 4 tys. do 10 tys. zł, garnitur od 2,5 tys. zł w górę. Tort weselny? Za porcję dla 100 osób trzeba zapłacić średnio 1,5 tys. zł, ale nawet dla 50 osób to koszt około 500 zł.
Do tego dochodzą dekoracje sali (od 2 tys. do nawet 10 tys. zł) i kościoła (800-3,5 tys. zł), muzyka (DJ kosztuje średnio 2,5 tys.-9 tys. zł, a zespół nawet 12 tys. zł), fotograf (około 4 tys.- 6 tys. zł), kamerzysta (5 tys.- 10 tys. zł), a także cała reszta, wedle gustu i potrzeb- fotobudka, animacje, efekty specjalne… a rachunek cały czas rośnie.
Jeśli ktoś marzy o wiejskim stole (600-2,5 tys. zł), efektownym pokazie fajerwerków (1 500-2,5 tys. zł) albo własnym barmanie serwującym kolorowe drinki (około 800-1200 zł), to wesele zaczyna przypominać całkiem niezłą inwestycję albo kredyt hipoteczny w przebraniu. Trudno się dziwić, że wiele par młodych zaczyna się zastanawiać: czy naprawdę warto?
Wesela to temat, który budzi emocje. Zwłaszcza gdy pojawiają się ceny, oczekiwania rodziny i presja, że "tak wypada". Trzy osoby opowiedziały mi, jak wyglądała ich weselna historia. Jedni od początku wiedzieli, że nie chcą hucznej imprezy, inni przekonali się o tym dopiero po zderzeniu z weselnymi kosztami.
Zaprosiliśmy aż 80 osób. Gdybyśmy mieli zrobić to drugi raz, zaprosilibyśmy 20
- Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to zupełnie inaczej - mówi Marta, 32-latka z Warszawy, która w 2023 roku wzięła ślub i zorganizowała wesele na 80 osób.
- To miało być najpiękniejsze wydarzenie w moim życiu, ale dziś, po niemal dwóch latach, wiem, że dałam się wciągnąć w coś, czego właściwie nie chciałam - opowiada. - Wesele kosztowało nas około 100 tysięcy złotych. Jasne, dużo dołożyli rodzice z obu stron, ale i tak z partnerem wydaliśmy wszystkie oszczędności.
Marta przyznaje, że presja była ogromna - bo z jednej strony oczekiwania rodziny ("jak to, cioci z Suwałk nie zaprosisz?!"), z drugiej własne ambicje.

- Przyznam, że trochę sama jestem sobie winna, bo ja od zawsze marzyłam o dużym, hucznym weselu, żeby było tak pięknie i bajkowo jak z Pinteresta i Instagrama. Miałam mnóstwo zapisanych inspiracji na obu tych platformach, chyba po prostu lubię tą weselną tematykę. No i w końcu to jeden jedyny taki dzień w całym życiu, co nie? Tak sobie to tłumaczyłam, gdy decydowałam się na zespół, droższą wersję dekoracji, nową suknię, a nie używaną i tak dalej - tłumaczy się Marta.
- Ceny w Warszawie są bardzo dotkliwe dla portfela. Sala w okolicach Warszawy to był koszt chyba 400 zł za osobę! Do tego wiadomo, alkohol, rodzina koniecznie pytała i chciała wiejski stół, do tego zespół, dekoracje, fotograf, kamerzysta, suknia z salonu za 6,5 tys. zł, garnitur, tort za 1500 zł, fotobudka. To się mnożyło w szalonym tempie. Mimo że próbowaliśmy liczyć i kontrolować wydatki, finalnie i tak wszystko nas zaskoczyło - opowiada.
Jednym z największych rozczarowań były... koperty.
- Wszyscy mówią, że przecież wesele się zwróci, chociaż w jakimś stopniu. U nas nie zwróciło się nawet w połowie. Część osób przyszła bez osoby towarzyszącej, część dała symboliczne kwoty. Najwięcej dali ci, po których bym się tego nawet nie spodziewała, bo to byli przyjaciele moi i męża. A bliska rodzina? Cóż, no byłam rozczarowana, nie powiem, że nie. Może nie bez znaczenia jest fakt, że zarówno ja, jak i mój mąż pochodzimy ze wsi - rozmyśla Marta.
- Bardzo się staraliśmy, żeby to była fantastyczna i niezapomniana impreza, żeby wszyscy świetnie się bawili. Przykładowo ten wiejski stół był właśnie dlatego, że rodzinie bardzo podobał się ten pomysł, no i tak samo zespół - to też rodzina naciskała, żeby koniecznie był zespół, bo dopiero wtedy można mówić o prawdziwym weselu. Oczywiście do tego koszty noclegu dla części rodziny też my pokrywaliśmy i to nie były małe pieniądze. Tak więc, koniec końców, byli na naszym weselu, jedli, pili, bawili się doskonale do białego rana, nocowali w dobrym hotelu i to wszystko na nasz koszt jak się okazało - dodaje z goryczą.
Jak mówi Marta, dziś zrobiłaby wszystko inaczej.
- Zamiast na 80 osób, zrobiłabym wesele na jakieś 30, tylko dla najbliższych. A zaoszczędzone pieniądze wydać na mieszkanie albo podróż poślubną. Bo oczywiście na tą podróż już nam kasy nie starczyło... - wzdycha Marta.
- Z tą podróżą to było tak, że rodzice moi i męża zorientowali się, że my nigdzie nie pojedziemy, bo wypłukaliśmy się ze wszystkich oszczędności. Więc razem postanowili, że kupią nam jako prezent ślubny tydzień wczasów w jednym z turystycznych miasteczek w Portugalii. Jestem im za to wdzięczna, bo mogliśmy z mężem w końcu odpocząć, leżeć na plaży i nie myśleć już totalnie o niczym. Bo ten stres, który ciągnął się przez ponad rok przygotowań był delikatnie mówiąc obciążający. Chciałam mieć idealne, prawdziwe, wiejskie wesele, a dziś wiem, że spełniałam tak naprawdę czyjeś oczekiwania, nie swoje - dodaje bohaterka.
Marta mówi o tym wszystkim otwarcie, bo - jak przyznaje - ma wśród znajomych kilka par, które też planują duże wesela, "bo tak trzeba".
- Nic nie trzeba. Lepiej mieć ślub na własnych zasadach, bez kredytów, długów, spłukiwania się z oszczędności, nadmiernych, wręcz niepotrzebnych gości i kupy stresu. Róbcie zawsze tak, jak wam pasuje, koniec kropka. To jest jak dla mnie najważniejsza zasada wszystkich ślubów i wesel - dodaje na koniec Marta.

Michał: Bez spiny, bez disco polo, za to z przyjaciółmi
Michał ma 32 lata i mieszka w Olsztynie. Jak wspomina swoje wesele?
- Wesele zrobiliśmy w 2022 roku, dla około 40 osób. I to była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęliśmy. Kosztowało nas jakieś 35 tysięcy, ale nie żałuję ani złotówki. Oczywiście, były głosy typu "a czemu nie zaprosicie ciotki Krysi, przecież była na twoim chrzcie" - no ale sorry, nie mam z nią kontaktu od 25 lat, więc po co udawać, że nagle jesteśmy wielką rodziną? - dziwi się Michał.
- Nie ugiąłem się, bo zależało mi na tym, żeby to było nasze wesele - dla nas, nie dla zadowolenia innych. Zaprosiliśmy tylko tych, których naprawdę lubimy i z którymi mamy kontakt. Dzięki temu atmosfera była swobodna, bez spięcia, bez sztucznych uprzejmości. Mniej ludzi, więcej luzu - właśnie tak to sobie wyobrażałem. No i bez disco polo - bo tego bym nie zdzierżył. Serio, polecam każdemu: mniej znaczy lepiej.
Michał zdecydował się na ślub cywilny w urzędzie i później na wesele w gospodarstwie agroturystycznym niedaleko miasta.
- Mieliśmy świetnego DJ-a, który puszczał nasze ulubione kawałki, żona miała najpierw szpilki na ślubie cywilnym, ale później zmieniła je na białe trampki. Sukienkę kupiła na Vinted, ja garnitur już miałem. Nie oszczędzałem za to na fotografie i kamerzyście, bo sam jestem grafikiem, więc te sprawy były dla mnie ważne. - dodaje.

Katarzyna: Obiad zamiast wesela, a dzień później - Madera!
Katarzyna ma 29 lat, mieszka w Lublinie i jest wielką pasjonatką podróży. Ślub wzięła w sierpniu 2024 roku, tylko cywilny w urzędzie. Białą sukienkę ślubną kupiła w sklepie internetowym za 350 zł. Nie chciała żadnego tortu weselnego, bo jak sama mówi, ogólnie nie przepada za ciastami:
- W zasadzie moje ulubione słodycze to chipsy (śmiech). Ja po prostu wolę słone rzeczy niż słodkie, no poza czekoladą z orzechami laskowymi, serio. No dobrze, mam jedno ulubione ciasto: sernik królewski na kakaowym spodzie z malinami, wypiek mojej mamy. I właśnie to ciasto chciałam mieć na swoim przyjęciu weselnym. No i miałam - mama specjalnie upiekła z ciocią dwie blachy ciasta.
Jakie miała plany odnośnie swojego wesela?
- Na początku planowaliśmy większe wesele, ale jak zaczęliśmy podliczać koszty, to naprawdę złapaliśmy się za głowę. Zrezygnowaliśmy i zrobiliśmy obiad dla najbliższych - było nas 20 osób. Bez alkoholu, bez pijanych wujków, bez stresu. Każdy dostał przygotowany talerz z obiadem, bo bardzo zależało nam na tym, żeby nie wyrzucać jedzenia. Oboje nie znosimy marnowania żywności, a na tradycyjnych weselach często dzieje się to na masową skalę. Nikt też nie oburzał się, że nie ma mięsa na naszym "weselu". Zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy wege, więc nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej - mówi Katarzyna.

Jak się okazuje, w przypadku Katarzyny to podróż poślubna odgrywała pierwsze skrzypce, jeżeli chodzi o wydatki - odwrotnie niż w przypadku pierwszej bohaterki, Marty.
- Ślub był na 14:00, a obiad na 15:00. Oczywiście skończył się o ludzkiej porze, więc o 19:30 byliśmy już w domu i pakowaliśmy resztę rzeczy na podróż poślubną. Tak więc, dzień po ślubie, chwilę po 6 rano siedzieliśmy już w pociągu i jechaliśmy do Warszawy na lotnisko. Trafiła się genialna oferta last minute na Maderę i nie mogliśmy jej odpuścić - śmieje się Katarzyna. - Spędziliśmy wspaniały tydzień na Maderze, oboje jesteśmy zachwyceni tą wyspą, widokami, to było bezcenne przeżycie.
Czy kiedykolwiek żałowała decyzji o braku dużego wesela?
- Nie żałowałam ani przez chwilę. Goście byli zadowoleni, nikt nie narzekał, że nie było alkoholu, czy tańców do białego rana. Uszanowali naszą decyzję w pełni. A my wyszliśmy na plusie, i to sporo.
Katarzyna na koniec dodaje:
- Oczywiście ludzie maja różne wizje, marzenia, potrzeby i to jest w porządku. Byle nie robić czegoś wbrew sobie. My wolimy wydać pieniądze na wspólne podróże niż na wesele z alkoholem i disco polo, którego oboje nie znosimy. Nie jesteśmy imprezowiczami, raczej spokojne z nas dusze. Zrobiliśmy to całkiem po swojemu, niczego nie żałujemy i nic byśmy nie zmienili.