Dni Gomory. Opowieść o Halinie Szwarc
Marek Łuszczyna w książce "Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię" stworzył portrety kobiet bezkompromisowych, odważnych, inteligentnych. Poniżej publikujemy fragment o Halinie Szwarc, która walkę w służbie ojczyzny rozpoczęła już jako szesnastolatka.
"Jesteś niemiecka dziwka i żaden Polak ci tego nie zapomni!" Wie, że usłyszy takie zdanie. Być może od najlepszej przyjaciółki. Albo od byłej sympatii. Co wtedy? Przede wszystkim: nie dać się sprowokować, iść z wysoko podniesioną (aryjską) głową; w razie potrzeby odpowiedzieć od niechcenia, opryskliwie: "Łódź to teraz niemieckie miasto, trzeba się dostosować". Usiłuje się dostosować dzięki babce Niemce.
W maju 1940 roku Halina Kłąb nie ma jeszcze osiemnastu lat, więc - wedle prawa wprowadzonego przez Heinricha Himmlera - o wpisanie na volkslistę musi wystąpić także jej matka.
- Dlaczego ty, córeczko, chcesz całą naszą rodzinę zhańbić na zawsze?
- Łódź to teraz niemieckie miasto, trzeba się dostosować. - Halina odpowiada jak automat.
Na ulicy znajomi nie wyzywają, nie plują pod buty, ale patrzą jak na najgorszą. (…)
BDM to Bund Deutscher Mädel (Związek Niemieckich Dziewcząt), żeńska sekcja Hitlerjugend. Halina jest pilna, nie spóźnia się, nie opuszcza zajęć. Czarne spódnice, włosy upięte w kok, znaczki NSDAP, proporce ze swastyką wpisaną w czarnego orła, okrzyki, komendy. Można by pomyśleć - podoba jej się: wysoko podnosi kolana podczas marszu, pamięta o zimnym spojrzeniu, o tym, by dobrze wypaść w całej tej obłąkanej historii, bo przecież chodzi nie tylko o jej życie. (….)
Szesnaście lat później musi znaleźć czas na pisanie. Bo jest notes. Zerka na niego niechętnie, stara się omijać biurko, ignorować głos wewnętrzny. Ale czuje przymus: spisać wszystko, zdarzenie po zdarzeniu, śmierć po śmierci. Opowiedzieć o tym, jak człowiek potrafi zamienić się w garść popiołu. Wolałaby zapomnieć, uniknąć moralnej powinności pozostawienia świadectwa. Teraz leczy ludzi. (…)
Więcej o książce "Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię" Marka Łuszczyny przeczytasz TUTAJ.
- Ta moja przeszłość, moje wojenne zmagania [...] i okropne miesiące gestapowskiego więzienia są czymś koszmarnym, wydają się jakimś okrutnym snem. Tragizm tamtych miesięcy staje przede mną zbyt żywo [...]. Jeśli więc zabieram się do spisywania moich przeżyć, jeśli świadomie schodzę do ciemnic mojej przeszłości, to nie wypływa to bynajmniej z mojej duchowej potrzeby, lecz [...] jest ofiarą, przymusem narzuconym sobie z góry.
Notatki uzna za ukończone po pięćdziesięciu latach pisania. Zapisze niecałe dwieście stron.
W kwietniu 1940 roku, miesiąc przed rozmową z urzędnikiem o volkslistach, Halina Kłąb zatyka dłonią usta Żydowi, który jest kłębkiem nerwów. Najchętniej wyszedłby z tej ciemnicy, bez względu na wszystko, choćby i pod lufę. Trzyma mocno, żeby zabolało, żeby się opamiętał. Siedzą we dwoje w spiżarni pod podłogą, przez której szczeliny Halina widzi dwóch niemieckich żandarmów - w długich płaszczach, z ciężkimi ryngrafami na piersiach. Każdy ich krok ugina
nieznacznie deski tuż przed jej twarzą. Pod podłogą wiejskiej chaty stojącej tam, gdzie Niemcom zachciało się ustalić granicę pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem a Krajem Warty. (…)
- Co wy, kurwa, ryzyka nie umiecie ocenić, przecież o mało jej nie straciliśmy! Ona jest za młoda i za cenna - wścieka się jeden z oficerów.
- Kto jej kazał przeprowadzić do GG tego Żyda?
- Ja - mówi niewysoki akowiec - skąd miałem wiedzieć, że...
- Pieszo?
- Takie zadanie akurat było.
- Dla niej?
- Ale ona nie chciała podpisać volkslisty, prosiła, błagała o inną, nawet bardziej ryzykowną misję.
Pułkownik Zygmunt Janke, szef Okręgu Łódź ZWZ, otwiera szeroko oczy ze zdumienia.
- Co znaczy "nie chciała"? Przecież to nie kwestia wyboru! To wojna jest. I rozkaz.
Podczas pisania notesu zastanawia się: po co jej był cały ten wywiad? Może zadecydowała przedwojenna agitacja patriotyczna: Dziś dopiero zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele szumu było w tej naszej reprezentacji i robienia propagandy. My, młodzież polska, byliśmy do pewnego stopnia sumą wpojonych w nas zasad. A może to przez konflikt z rodzicami?
- Ojciec [...] potępiał mój młodzieńczy entuzjazm, niezwracanie uwagi na wartości materialne, na majątek, który z takim wysiłkiem i konsekwencją starał się gromadzić. Z matką wiecznie zmartwioną, niezadowoloną ze swojego życia nie znajdowałam wspólnych tematów [...]. W konsekwencji dom wydawał mi się prawie obcy. I może dlatego stwierdziłam, że muszę iść własną drogą. A może Niemcy sami się prosili? Wroga poznałam natychmiast w całym, właściwym jego rasie, barbarzyństwie: mordowanie ludności cywilnej, zabijanie po drogach uciekających [...]. Wszystko to uderzyło mnie jak obuchem.
Kolejny rozkaz dla osiemnastoletniej agentki bez przeszkolenia: wyjechać z Łodzi. Niech ta członkini BDM ubiegająca się o wpisanie na volkslistę zniknie z oczu znajomych i sąsiadów. Gardzących, rozumiejących, współczujących, domyślających się prawdziwych motywów, nieważne.
Wyjeżdża do Kalisza - najbardziej wysuniętego na zachód miasta Kraju Warty. Warunkowo zostaje przyjęta do jednej ze szkół średnich. W klasie - sami członkowie niebieskiej volkslisty. Patrzą na Halinę z ukosa, wolą nie rozmawiać. Wiadomo, jakie toto ma geny, jakie pochodzenie? Boi się, więc śpi po trzy, cztery godziny. Reszta czasu - w książkach. Dzień za dniem, tygodniami. Opłaci się. Pewnego dnia otwierają się drzwi klasy.
- Wizytacja z kuratorium - anonsuje dwóch panów jedna z nauczycielek, ale czarne mundury i trupie czaszki na czapkach pozwalają podejrzewać każdy powód wizyty.
- Poziom chcemy sprawdzić, jakie w waszej szkole postępy robią nowi obywatele i obywatelki Trzeciej Rzeszy. Na jaki temat jest lekcja?
Lekcja jest poświęcona Gottholdowi Ephraimowi Lessingowi, niemieckiemu dramatopisarzowi okresu oświecenia.
- Kto nam opowie o wielkim rodaku? - pyta z wymuszonym entuzjazmem prowadzący lekcję dyrektor szkoły Hans Ziepult.
Nikt. Cisza. Coraz dłuższa. Ziepult blednie. Halina ma szansę jak nigdy. Zgłasza się, wstaje i sypie informacjami jak z rękawa: myśl polityczna Lessinga, najważniejsze dramaty, posada dyrektora teatru w Hamburgu, przenosiny do Lipska i, naturalnie, głęboko ukryta miłość do germańskiej rasy (podobnie jak u Beethovena, Schillera, Goethego). Wszystko. Wizytacja SS jest pod wrażeniem. (…)
Jedynka! Najlepsza lista! Bez udowodnionego pochodzenia i niemieckości sprzed wojny. "Przysłużył się poczciwy dyrektor wywiadowi AK" - myśli Halina i z autentyczną radością całuje Ziepulta w policzek. Rok później jako jedyna w klasie zdaje maturę z wyróżnieniem. Te dwa lata w kaliskiej szkole to wielki skok w jej agenturalnym rozwoju. Jest na liście, ma wiedzę, zna język (i posługuje się nim bez cienia akcentu). Staje się jednym z najcenniejszych szpiegów AK na terenie Rzeszy. (…)
Halina obejmuje posadę nauczycielki w wiejskiej podstawówce w podkaliskiej wsi Piwonice. To dawna szkoła powszechna, teraz uczą się w niej dzieci Niemców repatriowanych do Kraju Warty z ziem wschodnich. Wywiadowi udało się ustalić, że uczęszcza do niej także siedmioletni syn Obersturmbannführera Bena Vigry.
Podpułkownik Vigro to pan tej ziemi. Bezpośredni zarządca. Decyduje o wysiedleniu każdego Polaka, przyjęciu repatriantów, podpisuje rozkazy wywózki kaliskich Żydów do łódzkiego getta. Zapracowany urzędnik. Dużo jeździ, lubi osobiście sprawdzić, jak realizowane są jego rozkazy. W połowie 1941 roku Halina puka do drzwi willi, w której mieszka Vigro. Nauczycielka syna? Wspaniale. Trwa remont budynku szkolnego? Została zakwaterowana w małej obskurnej chałupie po Polakach? Podpułkownik zaprasza na kawę. Odbierze od panienki płaszcz, jakby od niechcenia sprawdzi dokumenty.
Po pięciu minutach będzie zauroczony. Po godzinie zaproponuje Halince mieszkanie w jednym z pokojów na piętrze willi. Kilka dni później przyjrzy się jej dokumentom starannie. Zobaczy wybitnie zdaną maturę oraz wpis na niebieską volkslistę. Będzie dumny z podjętej decyzji.
Za dwa lata odwołany przez sprawę Haliny, chwycony za poły płaszcza przez oficera Gestapo przysięgnie na Führera, że nawet się nie domyślał. Bo i skąd.
Ufa tej drobnej blondynce bez zastrzeżeń. Tak bardzo, że wyjeżdżając w teren, nie zamyka swojego gabinetu. Halina opisuje w miesięcznych sprawozdaniach wszystko, co widzi, każde słowo, które znajdzie w dokumentach pozostawionych na biurku przez jednego z najważniejszych dygnitarzy niemieckich na Wschodzie. Nic nie wynosi. Siedzi przy wielkim mahoniowym biurku, przy którym zapadają decyzje o życiu i śmierci, i ledwo dosięgając nogami do podłogi, pisze raporty dla polskiego wywiadu. (…)
W łódzkim lokalu konspiracyjnym dowiaduje się niewiele: pojedzie do Wiednia, znajdzie sobie jakieś miejsce zamieszkania, weźmie tę paczkę (pełną prasy i ulotek) - kolega z oddziału kładzie przed Haliną pakunek wielkości walizki - i roześle do jak największej liczby niemieckich rodzin. Koniec. Jak to zrobi, gdzie zamieszka, w jaki sposób się zakonspiruje - to już jej zmartwienie.
W paczce jest prasa związana z Akcją N. Stefan Rowecki rozkazuje wysłać do tej akcji najlepszych ludzi z oddziałów. Zygmunt Janke, szef łódzkiego AK, oznajmia na odprawie:
- Celem tej operacji jest spowodować w szeregach wroga depresję psychiczną i wzbudzić przekonanie, że mimo dotychczasowych zwycięstw Niemcy czeka nieuchronna klęska, a w konsekwencji zasłużona kara za popełnione zbrodnie.
Ulotki i gazetki napisane są bardzo inteligentnie i wkrótce staną się solą w oku Gestapo. To w większości podróbki gazet nazistowskich, wydrukowane jako rzekome dodatki specjalne. Na ich łamach prawda miesza się z kłamstwem. Defetyzm jest zakamuflowany, wyraża się głównie w ubolewaniu nad śmiercią wspaniałych niemieckich mężczyzn. (…)
Halina siedzi w wynajętym wiedeńskim mieszkaniu i czyta nekrologi zamieszczane w codziennej prasie. Uważnie studiuje adresy. Bywa, że jedna rodzina traci w poniedziałek starszego, a w środę młodszego syna. Wtedy idzie do nich pełna, ciężka koperta. Ze wszystkimi gazetkami Akcji N. Do matek, które straciły jedno dziecko, wysyła autentyczną odezwę Rudolfa Hessa o tym, że jeśli kocha się Niemcy i Führera, to utrata dziecka tak naprawdę nie boli i łatwo się z nią pogodzić. (…)
Kilka dni po powrocie z Hamburga - podczas narady z Bolesławem Jabłońskim "Emmą" - Halina dowiaduje się, że tym razem czeka ją wyjazd do Berlina. (…)
Jest druga połowa lata 1943 roku, wakacje, nękany nalotami alianckimi Berlin to opustoszałe miasto i będzie tak aż do jesieni.
Halina mieszka w domu akademickim dla dziewcząt przy Oranienburgerstrasse. Wieloosobowy pokój dzieli z sezonowymi pracownicami. Aby znaleźć "punkt zaczepienia", potrzebne jest jej szczęście. Los się do niej uśmiechnie, ale nie od razu. Najpierw agentka znajdzie pracę w śródmiejskim szpitalu Charite. (…)
Po latach zanotuje:
- W sierpniu, w domu akademickim, na terenie węzła sanitarnego usłyszałam rozmowę dwóch studentek V roku medycyny, odbywających obowiązkowe praktyki wakacyjne w Berlinie. Jedna z nich otrzymała przydział do Wehrmedizin (czyli Centralnego Archiwum Medycyny Wojskowej), mieszczącego się w... gmachu dawnego Reichstagu. Pytała tę drugą czy nie zastąpiłaby jej w pracy w "Glaspalast" (szklanym pałacu). Prosiła już dyrektora, aby ją zwolnił i pozwolił pojechać do rodziny przebywającej poza Berlinem, ale on postawił warunek - dostarczenie zastępstwa. Oczywiście nie udało się zainteresowanej nikogo takiego znaleźć w środku lata, w mieście zagrożonym bombardowaniami.
Oczywiście Halina przyłączy się do rozmowy i wyrazi chęć pomocy koleżance. Następnego dnia zostanie przedstawiona dyrektorowi Centralnego Archiwum Medycyny Wojskowej jako stuprocentowo wiarygodna specjalistka, przyjaciółka, najlepsze z możliwych zastępstw. Podsłuchanej studentce V roku bardzo zależało na uwolnieniu się od uciążliwej, nieinteresującej pracy, która dla polskiego i brytyjskiego wywiadu okaże się żyłą złota. Nowy przełożony Haliny nie będzie podejrzliwy; na szybko przyjmie od niej krótką przysięgę o zachowaniu pełnej tajemnicy.
Po przekazaniu pierwszych danych Halina nie musi długo czekać na sygnał z centrali. Na podstawie dostarczanych przez agentkę informacji można precyzyjnie, w czasie niemalże aktualnym, określić rozmieszczenie niemieckich jednostek na froncie wschodnim oraz ilość i rodzaj poniesionych przez nie strat.
Niezwykle ważny jest również moment, w którym Halina dociera do tych wrażliwych danych - od 5 lipca 1943 roku trwa operacja "Cytadela". Ostatnia wielka ofensywa Hitlera, która ma na celu odwrócić niekorzystny bieg wojny na wschodzie, rozpoczęty klęską stalingradzką. Niemal milion niemieckich żołnierzy usiłuje zamknąć w gigantycznych kleszczach kilka grup Armii Czerwonej, zmiażdżyć je i przejść do ostatecznej ofensywy.
- Wedle aliantów przekazane przez ciebie informacje mają tak wielką wartość, że tylko ta jedna akcja w berlińskim Centralnym Archiwum Medycyny Wojskowej uzasadniałaby istnienie i całą dotychczasową działalność Okręgu Łódzkiego AK - mówi "Emma", podczas jednej z krótkich wizyt Haliny w Łodzi. - Anglicy poinformowali nas, że materiały, które dostarczasz, pozwalają rozpracować wielkie jednostki walczące na froncie wschodnim w kluczowym momencie wojny - dodaje.
To duże słowa, ale nieprzesadzone. Wielka bitwa pancerna pod Prochorowką (na Łuku Kurskim) kończy operację "Cytadela". Niemcy zostają odepchnięci, a ich szanse na ponowne zorganizowanie tak wielkiej ofensywy spadają do zera. Definitywna klęska nazistów na wschodzie staje się kwestią czasu. Jeżeli związani z ZSRR antyhitlerowską koalicją Brytyjczycy przekazywali podczas walk informacje, którymi dysponował ich wywiad, można założyć, że Halina ma w ten militarny sukces swój niepodważalny wkład. (…)
- Mamy cię, suko! - krzyczy całkiem nieprofesjonalnie śledczy prowadzący najważniejsze sprawy polityczne w Łodzi. Zbyt dużo zdrowia i nerwów kosztowało Gestapo w całej Rzeszy dotarcie do rozwozicieli defetystycznych gazetek, żeby teraz zachowywać kamienną twarz. On sam musiał znieść wiele upokorzeń, krzyków i gróźb ze strony berlińskich przełożonych.
Halinę przewożą do więzienia śledczego przy ulicy Gdańskiej, łódzkiego odpowiednika Pawiaka. Nie żałuje, że przyjechała do domu, że zobaczyła matkę. Jeśli mieli ją aresztować, to lepiej, że ostatnim ludzkim miejscem, jakie zobaczyła w życiu, było jej rodzinne mieszkanie.
Najpierw biją Halinę deską na oślep. Podstawia głowę, żeby stracić przytomność. Później wdrażają wypróbowane, specjalistyczne techniki. Związują jej nadgarstki ze stopami, pod kolana wkładają długi kij, na twarz zakładają maskę gazową i tłuką pałką po piętach. (…)
Wyrok śmierci przez rozstrzelanie zapada na Halinę Kłąb w drugiej połowie 1944 roku, jednak Gestapo zwleka z jego wykonaniem. Do aresztu śledczego na Gdańską wciąż przybywają nowi więźniowie; agentka AK jest Niemcom potrzebna, bo jej działalność łączy się z wieloma wątkami nowo otwieranych spraw. Hitlerowcy wciąż liczą, że informacje wydobyte podczas umiejętnie przeprowadzonych przesłuchań mogą okazać się przydatne. Los sprawi jednak, że Halina przeżyje. Uwolni ją nadciągający front. 17 stycznia 1945 roku słychać z oddali grzmienie sowieckich dział. O godzinie dwudziestej otwierają się drzwi wszystkich cel. (…)
- Jesteś niemiecka dziwka i żaden Polak ci tego nie zapomni!
- Już tłumaczyłam, dlaczego podpisałam volkslistę.
Już w szczegółach, ale bez nazwisk, wyjaśniała oficerowi Urzędu Bezpieczeństwa, jak to się stało, że Niemcy wpisali ją na "jedynkę".
- To jesteś imperialistyczna dziwka. Nazwiska!
- Nie znam żadnych.
Zna prawie wszystkie, które interesują łódzki UB. Wezwanie do urzędu przychodzi kilka lat po ujawnieniu się Haliny - w połowie 1951 roku. Listonosz puka do tych samych drzwi, które sześć lat wcześniej otworzyło Gestapo. Halina, choć namawiana do dalszej walki, postanawia złożyć broń i ujawnić się w październiku 1945 roku, w Chorzowie, bo tam "Komisją Likwidacyjną byłej AK" kieruje człowiek, któremu ufa bezgranicznie: jej pierwszy dowódca, pułkownik Janke.
Otrzymuje zaświadczenie o stopniu wojskowym (podporucznik) i otrzymanych odznaczeniach. UB, a później SB, będzie ją inwigilować aż do 1989 roku,
ale nigdy nie zostanie aresztowana. (Pułkownik Janke trafi do resztu już w 1949 roku, skazany na karę śmierci, zamienioną potem na dożywocie, zostanie ułaskawiony w 1956 roku).
Halina Szwarc przeżyje reżim, który przez wiele lat bacznie śledził każdy jej krok. Umrze w 2002 roku jako profesor medycyny, twórczyni pierwszego w Polsce Uniwersytetu Trzeciego Wieku. W ostatnich słowach notesu, który pisała z ociąganiem i niechęcią kogoś, kto nie chce wracać do bolesnej przeszłości, pominie
heroizm i cierpienie, a przecież - bez fałszywej skromności - mogłaby przyznać, że zna się na nich doskonale: wie, czym są. (…)
Halina Szwarc, agentka, która miała swój udział w zniszczeniu Hamburga oraz klęsce niemieckich wojsk pancernych na Łuku Kurskim, napisze kilka prostych słów do tych, którym przyszło rządzić krajem, w czasach w których nikt nie musi zabijać dzieci i żon innych ludzi:
- Nie tak wyobrażałam sobie nadejście wolności. Ludzie, w których kręgu obracałam się, okazali się stanowić mniejszość w społeczeństwie. Do głosu doszli inni, nieznający historii swojego narodu, naiwni, ale zadufani w sobie, niedorośli do stanowisk, które piastują. Jestem już stara i nigdy nie spotykałam tak wiele chamstwa, prymitywizmu i głupoty co teraz. Chciałoby się powtarzać i wołać: ratujcie nasz kraj młodzi. Bądźcie świadomi odpowiedzialności przed społeczeństwem, nie marnujcie historycznej szansy, wolności, na którą tak wielu z mojego pokolenia czekało nadaremnie.
#POMAGAMINTERIA
Emaus to wspólnota ludzi doświadczonych przez los. Niektórzy byli bezrobotni, inni stracili domy. Założyli wspólnotę, by razem pracować na godne życie. W czasach pandemii mają z tym jednak problemy. Pomóż im zarobić na swoje utrzymanie.
W ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA łączymy tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!