Dowód miłości
"Daj mi dowód miłości" - słyszą często nastolatki od swoich pryszczatych adoratorów. Oczywiście, zazwyczaj owa prośba (a raczej rozkaz) ubrana jest w inne słowa, ale problem pozostaje.
Często dziewczyny ulegają namowom napchanym aż po same uszy testosteronem młodzieńcom. No bo przecież "kochają". Finał "dowodu" bywa zaś różny. I byle skończyło się na bólu i rozczarowaniu.
Taki wymuszony pierwszy raz nie ma nic wspólnego z miłością. Jeśli już ktoś jest po nim usatysfakcjonowany, to na pewno nie jest to dziewczyna. Ta bowiem czuje się bardziej wykorzystana niż kochana. Wcale też nie czuje, że w ten sposób "udowodniła" chłopakowi swoje uczucie.
A dowód miłości niejedno może mieć imię. Kocham cię i dlatego będę z tobą pływać, choć panicznie boję się wody. Zapiszę się na kurs karate. Kupię sobie psa (to znaczy namówię tatę). Zacznę łowić ryby. Pojadę z tobą na narty. Zainteresuję się koszykówką i boksem, zwłaszcza wagą ciężką. Przestanę wszędzie łazić z tą Agatą, która irytuje nie tylko ciebie. Faktycznie, jest beznadziejna. Kupię sobie książkę "Sam naprawiam" i nie będę robić oczu jak spodki, gdy będziesz przez telefon rozmawiał z kumplem o rozrządzie. Ale będziesz zdziwiony! Latem będę chodzić w sukienkach. Obiecuję. Zmienię kolor włosów. Zacznę słuchać jazzu (o, to będzie trudne!). Sporo poczytam i... "podrasuję ci kompa".
Zaskoczony? Niepotrzebnie, przecież cię kocham i chcę z tobą przeżyć wiele. Nie jestem z tworzyw sztucznych i lubię, jak mnie dotykasz, całujesz i pieścisz. Ale nie musimy od razu wskakiwać do łóżka. Bo dla mnie to bardzo dużo znaczy. Zrozumiałeś? To znaczy, że też mnie kochasz. Tak naprawdę.