Dr Pryszczylla: Influencerka ze skalpelem
Zaczęło się od kilku filmików opublikowanych na YouTube, które prezentują kulisy pracy dermatologa i najciekawsze przypadki medyczne. Szybko okazało się, że ludzie są spragnieni podobnych treści. Z wypiekami na twarzy oglądają wyciskanie pryszczy i chirurgiczne usuwanie podskórnych tłuszczaków. Sandra Lee, znana szerzej jako Dr Pimple Popper, jest jednym z najpopularniejszych lekarzy na świecie. Na czym polega jej fenomen?
Wydaje się, że przepis na popularność nie jest specjalnie skomplikowany. Zwłaszcza w czasach mediów społecznościowych, gdy wygląd okazuje się często ważniejszy od talentu czy osobowości. Efekt? Wybitni specjaliści w konkretnej dziedzinie pozostają zupełnie nieznani, a blogerki modowe czy uczestnicy programów typu reality show mogą liczyć na wielomilionową publiczność. Największą wartością staje się wizerunek, a nie konkretne osiągnięcia.
Istnieją jednak wyjątki od tej medialnej reguły, czego najlepszym przykładem jest oszałamiająca kariera pewnej 50-letniej lekarki, która zdobyła międzynarodową rozpoznawalność nie dzięki skandalom i parciu na szkło, ale swojej pracy. A także pewnej słabości widzów czerpiących przyjemność z tego, co dla innych jest po prostu obrzydliwe. Sandra Lee znalazła niszę i dziś myśląc o dermatologu – wielu widzi jej twarz.
Jak to zwykle bywa, zaczęło się niewinnie i trochę przez przypadek. Wystarczyło kilka krótkich filmików wrzuconych do sieci, by zawładnąć wyobraźnią internautów.
Celebrytka wśród lekarzy
Sandra Siew Pin Lee, bo tak brzmią jej pełne dane, przyszła na świat 20 grudnia 1970 roku w Nowym Jorku. Pochodzącym z Chin rodzicom nie było łatwo, bo oboje wychowali się w biednych, wielodzietnych rodzinach. Do Stanów Zjednoczonych wyemigrowali na rok przed narodzinami córki. Gdy ta miała pięć lat, przenieśli się do Kalifornii, gdzie kobieta mieszka do dziś i prowadzi własną klinikę dermatologiczną. Wybór zawodu nie był wcale przypadkiem, bo chorobami skóry zajmował się wcześniej jej ojciec.
O życiu prywatnym "Dr Pryszczylli" wiemy niewiele więcej. Poza tym, że przyszłego męża, Jeffreya Rebisha, poznała na studiach i ten też jest dermatologiem. Mają dwóch synów, którzy przyszli na świat jako tzw. irlandzkie bliźnięta, czyli są rodzeństwem urodzonym w odstępie krótszym niż rok. Bliscy na co dzień pozostają w cieniu, co jest przemyślaną strategią medialnej mamy.
Chce być ekspertem w swojej dziedzinie, a nie jedną z wielu celebrytek. Jeśli bywa tak nazywana, to tylko przez kolegów po fachu, którzy mogą pozazdrościć jej rozpoznawalności i zaufania pacjentów.
Praca, która stała się viralem
Jako jedna z pierwszych zaczęła pokazywać swoją pracę w sieci. Początki internetowej działalności to 2010 rok, kiedy założyła autorski kanał na YouTube i opublikowała kilka pierwszych filmów. Wyrażając zgodę na udostępnienie nagrania z zabiegu, pacjenci mogą liczyć na spory rabat lub całkowicie darmowe leczenie.
Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało wielkiego sukcesu. Wszystko zmienił Instagram, gdzie filmiki dokumentujące zabiegi dermatologiczne znacznie szybciej zyskiwały na popularności. Pięć lat później lekarka była już na każdej możliwej platformie i z powodzeniem budowała zasięgi.
Dziś może się pochwalić ponad siedmioma milionami subskrybentów, którzy wygenerowali półtora miliarda wyświetleń. Do tego prawie 150 tysięcy odbiorców na Twitterze i w sumie ponad 5 milionów obserwatorów na Instagramie. Całkiem nieźle, jak na lekarkę, która przede wszystkim wyciska pryszcze i wycina innego typu zmiany skórne.
Głowa do interesów
Jej talent i charyzmę dostrzegła również telewizja. Od 2018 roku z powodzeniem nagrywa dla stacji TLC autorski program "Dr Pryszczylla", który doczekał się już pięciu sezonów, a kolejne to zapewne tylko kwestia czasu. Casting do szóstego już się rozpoczął.
Sandra Lee jest dyplomowanym dermatologiem, członkiem Amerykańskiej Akademii Dermatologii i kilku innych organizacji zrzeszających najlepszych ekspertów. Wspólnie z mężem prowadzi w Kalifornii własną klinikę, a w 2017 roku stworzyła markę kosmetyków pielęgnacyjnych. Sprzedaje również sygnowane przez "Dr. Pimple Popper" akcesoria medyczne służące m.in. do mechanicznego oczyszczania skóry.
Nie bez powodu nazywana jest największą medyczną influencerką, choć nadal nie wszyscy rozumieją jej fenomen. Dlaczego miliony ludzi z całego świata chcą oglądać zatkane pory, zrogowaciałe wągry, cysty wypełnione ropą, gigantyczne tłuszczaki i nabrzmiałe pryszcze? Ciekawą teorię na ten temat ma jej kolega po fachu. Dr Bobby Buka z kliniki The Dermatology Specjalists wymienia kilka podstawowych powodów.
Podniecający spektakl
Według niego, oglądanie tego typu zabiegów może skutkować większym wydzielaniem dopaminy, czyli neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za uczucie przyjemności. Kolejną przyczyną ma być tzw. bezpieczne niebezpieczeństwo – widzom towarzyszy równocześnie strach, obrzydzenie, ale też satysfakcja, gdy defekt zostaje usunięty. Bez ponoszenia przez siebie ryzyka. Dla innych to po prostu sposób na zrelaksowanie się. Charakterystyczne dla tego typu procedur efekty wizualne i dźwiękowe działają na niektórych uspokajająco.
Marc LaFrance, profesor socjologii z Concordia University, zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. Chodzi o wrażenie kontroli. Problemy skórne często odbierają nam resztki pewności siebie i utrudniają normalne funkcjonowanie. Gdy zostają usunięte – odczuwamy ulgę, bo udaje nam się w pewnym sensie oszukać naturę. Swoje robi też fascynacja wszystkim, co ukryte. Widzimy tylko zewnętrzną część zmiany i fascynuje nas, jak wygląda pod skórą.
"Wyciskając pryszcza, przełamujesz barierę pomiędzy tym, co na zewnątrz i w środku. To dla wielu osób wyzwalające, a w pewnym sensie nawet podniecające" – tłumaczy w rozmowie z amerykańskim magazynem "Men’s Health". Nie bez znaczenia jest również nasza skłonność do podglądactwa. Obserwujemy coś bardzo intymnego, ale bez strachu, bo jeśli coś pójdzie nie tak, wtedy najwyżej ucierpi ktoś inny.
Ekspert z ludzką twarzą
Szacuje się, że tylko w Stanach Zjednoczonych, skąd pochodzi Dr Pryszczylla, z trądzikiem zmaga się ponad 50 milionów ludzi. W skali całego świata wielokrotnie więcej. Problem nie jest więc niszowy, a filmy publikowane przez Sandrę Lee mogą mieć działanie terapeutyczne. "Skoro inni też się z tym borykają lub miewają nawet większe problemy dermatologiczne, to ja nie mam się czego wstydzić" – mogą pomyśleć widzowie.
Zagorzali fani zwracają uwagę, że ekspertka jest przy tym bardzo ludzka. Każdy przypadek traktuje indywidualnie, jest w niej mnóstwo współczucia, ale też niezbędnej wiedzy. To nie kolejny antypatyczny specjalista, który być może zna się na swojej pracy, jednak trudno dostrzec w nim wrażliwego człowieka. Lee jest zawsze uśmiechnięta i dzięki poczuciu humoru potrafi rozładować nawet największy stres związany z wizytą u lekarza.
Choć wyrosła na gwiazdę największego formatu, raczej unika kontrowersji. Największy skandal z jej udziałem, to komentarz opublikowany w sieci niecały rok temu.
(Prawie) bez skazy
"Jaka jest różnica pomiędzy poparzeniem społecznym i fotodermatozą? Dyplomowana pielęgniarka wyjaśnia" – brzmiała zapowiedź artykułu opublikowanego w fachowym piśmie. "Dlaczego pielęgniarka miałaby to wyjaśniać? Może lepiej zrobiłby to dermatolog?" – zareagowała na Twitterze, sugerując niekompetencję pierwszej grupie. Ta uwaga nie spodobała się najbardziej zainteresowanym i lekarka szybko przeprosiła urażony personel medyczny.
Pod koniec 2019 roku na fanów jej działalności padł blady strach. Dr Pryszczylla planowała stworzyć własną platformę wideo, gdzie filmy z zabiegów byłyby dostępne tylko dla płatnych subskrybentów. Powodem miało być zablokowanie przez YouTube reklam na jej profilu z uwagi na kontrowersyjne treści. Ostatecznie do tego nie doszło, a internauci wciąż mogą za darmo podziwiać pękające cysty i skórne kratery po usuniętych zaskórnikach.
Raczej skromne i dość niszowe afery, jak na influencerkę o tak dużych zasięgach. Sandra bawi i uczy – podkreślają fani, których wciąż przybywa.
***
Zobacz także: