Hanka Ordonówna: Heroizm gwiazdy

"Hanka. Pierwsza powieść o Ordonównie" to porywająca opowieść o córce kolejarza, która została polską Gretą Garbo. I o tym, że szczęście nie uśmiecha się tylko raz. Poniżej publikujemy fragment książki.

Hankę Ordonównę uwielbiali niemal wszyscy Polacy
Hankę Ordonównę uwielbiali niemal wszyscy PolacyAgencja FORUM

Hanka wychodziła z urzędu na chwiejnych nogach. Dyrektor podtrzymywał ją, ale nic nie mówił. Łubianka! Słyszało się już o praktykach stosowanych przez katów w tym więzieniu. No i jak dotąd nikt stamtąd nie wyszedł... Moskwa w dodatku była tak daleko.

- Nie martw się na zapas, Haniu - powiedział cicho Kielanowski. - Pamiętaj, że Michał jest powinowaty z Emanuelem, mimo wszystko nie będą go traktować jak zwykłego szpiega. Trzeba się zastanowić, co dalej.

- Jadę tam - odparła z determinacją Hanka. - Jadę do Moskwy. Mam propozycje koncertów w tamtejszym teatrze. Miałam odmówić, ale... może to jedyna szansa, by ratować Michała?

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Podróż długa, w Moskwie nikogo ze znajomych. Czy na urzędników Łubianki działają łapówki? (...) Pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Anatol Mikułko przyszedł z wizytą, by złożyć jej uszanowanie. Przepraszał za najście, tłumaczył, że pozwolił sobie przybyć, bo ma znajomych w moskiewskich urzędach i dlatego przecież, tu, teraz, przyjął funkcję powierzoną przez nowe władze... Zawiesił dobrze prosperującą praktykę lekarską, ale dzięki temu może pomagać wielu osobom, chociaż go szkalują.

- Panie Anatolu - Hanka zerwała się na równe nogi i złożyła ręce jak do modlitwy. Akwamarynowe oczy wwiercały się w jego płaską, bladawą twarz - może pan pomóc, naprawdę? Błagam!

Anatol, jak na dżentelmena przystało, zerwał się razem z nią na równe nogi. Pochwycił te ręce i uścisnął krzepiąco.

- Pani nie może błagać, nie, nie pani! Pani Hanno, uczynię, co w mojej mocy. Proszę udać się do Moskwy, pojadę z panią. Doradzam zgodzić się na koncerty. Jak panią tam usłyszą, zrobią wszystko, wszystko! Poruszymy niebo i ziemię, a przy tym nie będzie pani sama.

Zgodziła się natychmiast. Jak to Hanka: entuzjastyczna, gwałtowna, omal nie ucałowała Anatola. Obdarzyła go czułym uśmiechem i nazwała przyjacielem. Zdawała sobie sprawę, że ten chuderlawy medyk-literat jest od dawna jej wielbicielem. Może marzy mu się flirt, ale jeśli to miało wyciągnąć Michała z kazamatów, niech sobie wielbi. Nie mogła znieść myśli, że jej mąż leży gdzieś w celi, pod zimną ścianą, może pobity, może ranny. "Zrobię wszystko, żeby go stamtąd wydostać" - pomyślała. "Prawie wszystko - zarumieniła się sama przed sobą - nie oddam się przecież Anatolowi, ale zaśpiewać dla kacapów mogę". Ciotka Ela odgadła jej myśli i rozpoczęły przygotowania do podróży. Kiedy siostrzenica powiedziała jej, że nie jedzie sama, popatrzyła na nią z niepokojem, ale nie była zdziwiona.

"Hanka. Pierwsza powieść o Ordonównie", Katarzyna Droga
"Hanka. Pierwsza powieść o Ordonównie", Katarzyna Drogamateriały prasowe

Więcej o książce "Hanka. Pierwsza powieść o Ordonównie" przeczytasz TUTAJ.

Ledwie Hanka wyjechała, w Wilnie zaczęły się bombardowania. Tłumy uchodźców zaczęły opuszczać miasto, ale wielu straceńców zostawało, nie wierząc, że dla odmiany mogą tu wejść Niemcy, którzy z sojuszników stali się wrogami Rosji radzieckiej. Elżbieta Bieńkowska postanowiła zostać w Ornianach i tu, do końca - wojny lub swojego życia - pilnować majątku Michała. Hanka była jej siostrzenicą i Ela kochała ją czule, tak jak kocha się dziecko, trochę rozkapryszone, bo ładne, grzeczne i wybitne. Ale Michała Tyszkiewicza Elżbieta pokochała już dawno, za jego szlachetność, dobre serce i odwagę, i za to także, że Hanka postępowała wobec niego - jej zdaniem - niesprawiedliwie. Gdyby ona, Elżbieta, dostała kiedyś przed laty takiego męża, nie przeszłoby jej przez myśl, by flirtować z kimkolwiek innym. Michał miał anielską cierpliwość albo też kochał Hankę bez granic, skoro pogodził się z tymi romansami: i z panem Osterwą, i z tym szpiclem Igo Symem. Ela domyśliła się, że Hanka jedzie do Moskwy z tym dziwnym Anatolem, który kochał się w niej z pewnością, ale nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia, zresztą Hanka nie słuchałaby jej wcale.

Teraz Ela mogła zrobić tylko jedno - jako krewna pilnować dóbr Michała, odkurzać jego gabinet i zerkać na wielki portret Hanki, czyli hrabiny Tyszkiewiczowej, powieszony na centralnym miejscu, w salonie. Malarz dobrze uchwycił podobieństwo, nie można powiedzieć, chociaż Ela uważała, że trochę pochlebił Hance (...).

Hanka w Moskwie nie traciła czasu. Usiłowała się czegoś dowiedzieć. Zajęła pokój hotelowy blisko teatru, w którym miała dawać koncert. Dyrektor rozpływał się nad jej talentem, głosem i stylem. Uśmiechała się uprzejmie, ale ledwie znosiła próby, bo po raz pierwszy w życiu czuła się źle w teatrze. Paliły ją te ciekawskie spojrzenia taksujące polską hrabinę. Anatol roztaczał nad nią opiekę, podawał się za jej impresaria i używał swojej legitymacji partyjnej, by doprowadzić do spotkania z naczelnikiem więzienia na Łubiance. Legitymacja otwierała rozmaite drzwi jak czarodziejska różdżka. Przyjmował podziękowania z uniżoną uprzejmością, ale zaczął ją irytować.

Ordonka przez wielu była uważana za piękność
Ordonka przez wielu była uważana za pięknośćAgencja FORUM

Był przy niej bez przerwy i ta ciągła obecność stała się natarczywa. Odwoził ją na próby, czekał w teatrze - niedwuznacznie sugerował, że jest tu w roli kogoś więcej niż przyjaciela pięknej aktorki z Polski. Pozwalał sobie na coraz więcej poufałości, siadał zbyt blisko, okrywał płaszczem, obejmował niby w geście pociechy, lecz właściwie komunikował światu: ona jest ze mną. Narastała w niej niechęć, ale powstrzymywała się od protestów, bo pomagał jej, doradzał i miał tu całe zastępy podejrzanych, lecz ustosunkowanych znajomych. Tego ranka, kiedy przyszedł do jej pokoju i oznajmił, że wreszcie załatwił posłuchanie i o piętnastej mają się stawić na Łubiance u samego zastępcy naczelnika, szczerze go uściskała. Zatrzymał ją dłużej w ramionach, przytulił na chwilę do siebie, a potem popatrzył na jej usta tak, że się zmieszała. Nie powiedział jednak nic, a ona odsunęła nieprzyjemne myśli, bo już żyła tylko tym spotkaniem z naczelnikiem. Była pewna, że Michał tu jest. Może się czegoś dowie, może będzie mogła przekazać mu jakąś paczkę albo chociaż wiadomość, że ona działa, jest, pamięta.

Zastępca naczelnika, jakiś pułkownik w mundurze, był małomówny i wydał się Hance przygłupi. Patrzył na nią spod oka, wypytywał o obywatelstwo, zawód, powtórzył drwiąco: "Aktrisa, da"? Na koniec wzruszył ramionami i oznajmił, że tu, na Łubiance, żadnego Grafa Tyszkiewicza niet. Czy był? Nie wiadomo (...).

- Co to znaczy? - denerwowała się Hanka, gdy zasiedli w jej pokoju, przy stole, żeby się poradzić. Anatol wyjął butelkę koniaku. Wiedział, że Hanka nie pije, ale on potrzebował się napić. Zamierzał zdobyć ją tej nocy, przypieczętować swoje marzenia, poczuć w ramionach smukłe ciało wymarzonej kochanki. Może odpowie wzajemnością? Nie mógł i nie chciał dłużej kryć swoich uczuć i nadziei. Rozlał trunek w kolorze herbaty.

Życie rozpieszczało Ordonkę tylko do pewnego momentu
Życie rozpieszczało Ordonkę tylko do pewnego momentuAgencja FORUM

- Pani Hanko - powiedział po trzecim kieliszku - wiem, co robić. Trzeba się zwrócić do samego Stalina.

- Do Stalina? - zająknęła się Hanka. Dała się namówić na jeden toast i czuła teraz, jak alkohol rozgrzewał jej krew. - Ale jak?

- Do samego - powtórzył z zapałem Anatol. Twarz mu poczerwieniała, otarł krople potu na czole, podniósł się z krzesła. - A tak: najpierw koncert dla władz, taki jak tylko pani potrafi. Stalin lubi muzykę, lubi... Potem audiencja. Ja załatwię - zbliżył się i opadł na kolana przed nią - ja wszystko dla pani, Haniu moja, dla ciebie wszystko - przybliżał się, objął jej nogi - za jeden pocałunek, moja miła, najmilsza.

- Co pan? - Hanka zerwała się i odsunęła ku oknu.

Anatol jednak jakby nie zauważył niechęci w jej oczach. Przyparł ją do ściany, przygniótł całym sobą, sapał wprost do ucha:

- Moja ty, moja piękna, załatwię, już gadałem, z kim trzeba.

Pocałunki parzyły jej szyję. Koniak ją osłabił, wiedziała, że nie powinna była pić. Kręciło się jej w głowie, słowa Anatola przypływały i odpływały, ręce wędrowały po jej ramionach, słabła.

- Tylko muszę mieć argument, powiedzieć, że ty nasza.

Całował ją pod uchem, szeptał coś, jakby ustalał ich życie.

- Sowiecki paszport ci załatwię, wtedy co innego, kochana, obywatelka radziecka...

Poczuła sprawne, pieszczotliwe palce Anatola na piersiach, usta już miały spaść na jej usta, ale słowa "paszport i obywatelka" podziałały na nią jak zimny prysznic, wyrwały ją z odrętwienia jak topielca z głębin wody. Odepchnęła go z całą mocą. Alkohol działał teraz inaczej: kazał mówić prawdę i być odważną.

- Won - wrzasnęła - paszoł won! Jak śmiesz, bydlaku jeden, kto ci pozwolił, kto?

Anatol Mikułko jeszcze nigdy nie widział takiej Hanki Ordonówny ani nawet nie podejrzewał jej istnienia. Furia obrażonej gwiazdy, pasja proletariuszki z Woli i wściekłość urażonej kobiety dały tak mocną mieszankę, że ledwie uchylił się od jej razów. Biła na oślep pięściami, usiłowała chwycić dzbanek, by wyrżnąć nim w ten tępy łeb dymiący od pożądania.

Anatol był jednak silniejszy. Pochwycił jej ręce i naparł na nią mocno.

- Nie wyjdę stąd tej nocy - sapnął - a ty mnie przyjmiesz, chcesz czy nie, bo inaczej twój mąż... Zabiją. Nigdy go nie zobaczysz.

Zgwałci mnie - przemknęło jej przez głowę. Miała teraz jasny bieg myśli i nagły plan. Znikła bohaterka i złośnica. Doszła do głosu aktorka, wysportowana bądź co bądź tancerka. Nagle zmiękła w ramionach Mikułki, poczuł jej oddech na swoim policzku.

- Nie wyjdziesz - potwierdziła ze śmiechem - dobrze. - Odwróciła się tyłem, uniosła ręce i poprosiła: - Rozepnij suknię.

Gdy zdumiony nieco, ale rozochocony poluzował uścisk i przysuwał ręce ku guziczkom, uderzyła go z całej siły łokciem w splot słoneczny. Cios był celny, Anatol zawył z bólu. Wyrwała się błyskawicznie.

- Nie wyjdziesz ty, szwancu jeden, ale ja wyjdę! - rzuciła od drzwi, zatrzasnęła je za sobą i zaczęła walić do pierwszej z brzegu sąsiadki.

Otworzyła jej przestraszona i zaspana kobieta, która na widok roztrzęsionej, bosej i potarganej Hanki zrozumiała wszystko w sekundę. Nie krzyknęła, rozejrzała się, wciągnęła ją szybko do pokoju i posadziła na fotelu. Hanka w histerycznym łkaniu nie mogła wydobyć z siebie słowa. Dostała gorącą herbatę, a na pytanie, czy wołać policję, odparła: w żadnym wypadku. Nigdy więcej nie chcę go widzieć.

Tak się też stało. Nigdy już w swoim życiu nie spotkała Anatola. Nazajutrz rano jej pokój był pusty. Udała się do teatru, ciekawa, czy będzie miał śmiałość pojawić się po próbie, czy jeśli opowie wszystko dyrektorowi i kolegom, to zrozumieją, że nie może śpiewać, pomogą jej wyjechać. Wypadki potoczyły się jednak inaczej. W teatrze czekało na Hankę NKWD. Nie zdążyła nawet wejść do środka: aresztowano ją w holu jako wroga państwa radzieckiego. Oniemiała ze zdumienia, wsiadła do czarnego auta, kurczowo ściskając w rękach torebkę. Na przesłuchaniu oficer podsunął jej paszport sowiecki.

- Podpiszesz - powiedział - to się dogadamy. Jako obywatelka ZSRR będziesz mogła dostać widzenie z mężem.

Przed incydentem z Anatolem może by kalkulowała. Może jakiś głupi podpis wart jest życia i wolności jej czy Michała, o ile ten oficer nie łże. Może. Ale doświadczenie przemocy, nagła świadomość, jak łatwo upokorzyć ciało, wywołała w niej pragnienie, by nikt nie złamał siły jej ducha.

- Nie - powiedziała uparcie - nie, nigdy. Jestem Polką. Niedoczekanie twoje.

Enkawudzista wyrwał jej z rąk torebkę. Uderzył ją w twarz, kapelusz spadł na ziemię, włosy rozsypały się z upięcia. To już nie miało znaczenia.

- Nigdy - powtórzyła. - Zabij. Jestem Polką. Polką, Polką!

Nie zabił, miał inne rozkazy, a być może jej sława i uroda sprawiły, że zawołał strażnika i odesłał ją do celi. Wyrok: ciężkie roboty. Uzbekistan.

Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas