Jak przygotować dziecko na powrót do szkoły?

Po półtorarocznej przerwie z nadzieją patrzymy na najbliższe miesiące. W końcu dzieci i młodzież wracają do szkół, jednak czy powrót ten będzie należał do łatwych? "Skala problemów jest dużo bardziej poważna, niż w poprzednich latach" - mówi Żaneta Rachwaniec, psycholożka, psychoterapeutka, członkini "Po Skrzydła - Fundacja i Centrum Wsparcia Psychologiczno-Terapeutycznego" i ekspertka SWPS, która odpowiada na pytanie, jak przygotować pociechy na powrót do szkoły.

"Niektórym nastolatkom trudność sprawia nawet wychodzenie z domu."
"Niektórym nastolatkom trudność sprawia nawet wychodzenie z domu."123RF/PICSEL

Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: Czy kondycja psychiczna uczniów po półtorarocznym nauczaniu zdalnym jest gorsza w stosunku do chociażby 1 września sprzed dwóch lat?

Żaneta Rachwaniec: - Zdecydowanie jest gorsza. Prowadzę fundację "Po skrzydła", w której  funkcjonuje centrum wsparcia psychologiczno-terapeutycznego i zawsze było tak, że wakacje były czasem oddechu dla psychologów. Pacjentów, zwłaszcza młodszych, było mniej. Natomiast w te wakacje stopień obłożenia naszych psychologów był ogromny. Również powaga problemów, z którymi dzieci są przyprowadzane przez swoich rodziców, jest znacznie większa. Mówię tu, m.in., o przypadkach dzieci i młodzieży po próbach samobójczych, po samookaleczeniach, z lękami panicznymi, fobią społeczną. Niektórym nastolatkom trudność sprawia nawet wychodzenie z domu. Prowadzimy w związku z tym terapie on-line, bo nie jest możliwe, żeby takie dziecko opuściło nie tylko swój dom, ale wręcz swój pokój. Skala problemów jest dużo bardziej poważna, niż w poprzednich latach.

- Obserwuję rosnący strach młodzieży przed tym, co będzie po powrocie, ile oni w tej szkole zostaną, kiedy znów zacznie się nauczanie zdalne. Innym aspektem, który powoduje  strach w uczniach, są zmiany w wyglądzie. Chodzi mi o objawy u osób, które odstawały wyglądem od swoich rówieśników. Mam pacjentkę, która jest bardzo niską dziewczyną. W czasie nauczania zdalnego niewiele urosła i już czuje paniczny lęk przed powrotem do szkoły, bo ma wyobrażenie, że jej rówieśnicy z tym wzrostem nadgonili, a ona nadal pozostaje niska. To są takie rzeczy, o których my, dorośli, nawet nie myślimy, że mogą stanowić problem. Ale one rzutują na wzrost obaw wśród młodzieży. Ich kondycja jest zdecydowanie gorsza.

Sam lockdown na to wpłynął, czy może lęk przed zarażeniem również w tym wszystkim miał swój udział?

- Mam wrażenie, że lęk przed zarażeniem się u dzieci i młodzieży jest sprawą drugorzędną. Oni tak tego nie odczuwają. Zresztą nawet taki jest przekaz medialny - że bardziej narażone są osoby starsze lub z chorobami współistniejącymi. Natomiast izolacja, przez którą młodzi ludzie zostali pozbawieni wsparcia swoich rówieśników i kontaktów, ma na to największy wpływ. Pamiętajmy o tym, że szkoła jest nie tylko miejscem, w którym nabywamy wiedzę. My tam zdobywamy kompetencje społeczne, uczymy się radzenia sobie ze stresem, zachowania się w społeczeństwie. Budujemy tam swoją tożsamość, rozwijamy swoją osobowość w kontaktach z innymi. To wszystko zostało młodym ludziom zabrane.

- Z kolei nadmierne korzystanie z internetu wiąże się z cyberprzemocą, bo przemoc wśród młodzieży się nie skończyła, ona przeniosła się do sieci. Skala uzależnień behawioralnych jest już zupełnie inna. Niestety, posadzenie dzieci i młodzieży na tak długie godziny przed komputerami spowodowało wzrost tego uzależnienia. Zwłaszcza, że oni przecież nie tylko uczyli się przed ekranami, ale także to była ich jedyna łączność ze światem, z rówieśnikami. Więc po lekcjach czas spędzali również przed komputerami. Siłą rzeczy lockdown bardzo mocno zmienił relacje międzyludzkie. Nie tylko młodych ludzi, ale nas wszystkich. Mam takie wrażenie, że powrót do tej tzw. "normalności" będzie bardzo trudny lub wręcz niemożliwy.

"Skala uzależnień behawioralnych jest już zupełnie inna. Niestety, posadzenie dzieci i młodzieży na tak długie godziny przed komputerami spowodowało wzrost tego uzależnienia."
"Skala uzależnień behawioralnych jest już zupełnie inna. Niestety, posadzenie dzieci i młodzieży na tak długie godziny przed komputerami spowodowało wzrost tego uzależnienia."123RF/PICSEL

Jak przygotować dziecko do powrotu do szkoły? Choć obaw jest wiele, czy można ten lęk zminimalizować?

- Przede wszystkim zachęcam rodziców do tego, żeby dali sobie pewien poziom luzu i zaakceptowali, że po tak trudnym czasie dużo ważniejsze, niż oceny, które będą przynosić dzieci, jest to, żeby dobrze zaadaptowały się do nowej sytuacji. Żeby wróciły, zbudowały swoją odporność psychiczną. Żeby miały szansę nacieszyć się kontaktem z rówieśnikami. Na szczęście w gabinecie spotykam się z takimi rodzicami, którzy mówią: "Wie pani co, nieważne, jak ona będzie się uczyć. Nieważne, że wybrała liceum słabsze, niż mogła. Dla mnie ważniejsze jest, żeby moja córka dobrze się czuła". Zatem ważne jest, aby mieć w głowie i emocjach  przyzwolenie na to, że w tym momencie dużo ważniejsze, niż to, co jest w dzienniku, było to, co jest w umysłach i emocjach tych dzieci. Ważne jest, żeby poświęcić więcej czasu niż zwykle na rozmowy na temat tego, co się dzieje w szkole. Ale nie tych w stylu: "Co dostałaś z matematyki, a co dostała Ania? Kiedy to poprawisz?". Nie polecam zadawać takich pytań. Warto z nich zrezygnować na rzecz tych o samopoczucie: "Jak czułaś się w szkole? Jak wam dzisiaj było na zajęciach?". Żeby docierać do tego, co dotyczy emocji i funkcjonowania psychicznego w szkole. To z pewnością przyniesie wszystkim korzyść. Po pierwsze, pomoże dzieciom, a po drugie, pojawia się szansa na pogłębienie relacji między dziećmi, a rodzicami. To pozwoli spojrzeć dziecku inaczej na rodzica: "Nie pyta już o oceny. Pyta, jak się czuję".

Czy to może też pozwolić nie tyle na uchronienie, bo terapia z założenia jest dobrym rozwiązaniem, ale po prostu na uniknięcie wizyty u psychologa? I jak rodzic może wyczuć ten moment, w którym sam już nic nie zdziała?

- Bardzo ważne jest pożegnanie takiego myślenia, że psycholog to jest ktoś - jak to się potocznie mówi - kto przyjmuje wariatów i że jak się do niego idzie, to jest źle. Obserwuję, że ludzie zaczynają traktować psychologa jako kogoś, kto ma po prostu wspomagać. Nie leczyć, a wspomagać w pewnego rodzaju trudnościach.

- Na pewno powinny nas niepokoić wszelkie zmiany zachowań. Na przykład, jeśli dziecko było spokojne, a nagle jest bardziej pobudzone lub na odwrót. Jeżeli  spędza za dużo czasu przy komputerze, miewa niewytłumaczalne napady lęku, agresji, złości, trudno mu wejść w grupę rówieśniczą  W przypadku samookaleczeń bezwzględnie należy udać się do  psychologa. Generalnie wszystkie komunikaty dziecka, które mówią o jakichś trudnościach związanych z codziennością, funkcjonowaniem, powinny skłonić nas do sięgnięcia po pomoc. Widzę też, że coraz częściej u dzieci występują zaburzenia odżywiania. Z jednej strony lockdown spowodował, że niektórym zwiększyła się waga. Z drugiej zaś,  zwłaszcza u dziewcząt, pojawiają się coraz większe tendencje do regulowania i kontrolowania tej wagi. W moim gabinecie jest coraz więcej dziewczyn, które cierpią z powodu zaburzeń odżywiania. W związku z tym wahania w zakresie wagi również mogą być elementem, który będzie nas skłaniał do tego, by zapisać dziecko do psychologa.

- Kontrolujmy też zużycie leków w naszym domu. Zwróćmy uwagę na leki przeciwbólowe, leki na przeziębienie. Leki na katar, chorobę lokomocyjną, ból gardła, syropy, które zawierają pseudoefedrynę, kodeinę. To są tzw. narkotyki z apteki. Czyli również obserwujmy nasze dzieci pod kątem takich rzeczy, które być może w pierwszej kolejności nie przyszłyby nam do głowy jako coś, czego trzeba się obawiać. Natomiast  badania pokazują, że te narkotyki farmaceutyczne i ich udział w uzależnieniach młodych ludzi jest obecnie bardzo, bardzo duży.

Póki co optymistycznie patrzymy na nadchodzący czas w szkole, mając nadzieję, że całkowity lockdown już nam nie grozi. Jak jednak przygotować dzieci na ewentualność powrotu do nauczania zdalnego?

- Mam wrażenie, że to jest myśl, która bardzo silnie towarzyszy nam wszystkim. Mamy z tyłu głowy przeczucie, że to znów może ulec zmianie, jak miało to miejsce już rok temu. Powrót był wówczas na chwilę, zatem podejrzewam, że w głowach dzieci i młodzieży również tli się akceptacja takiej ewentualności. Natomiast to, co może być ważne, to wytworzenie w domu codziennych rutyn. Jednym z problemów nauczania zdalnego było totalne rozbicie doby. Do tej pory dzieci funkcjonowały w taki sposób, że wstawały rano, szły do szkoły, wracały z niej, jadły obiad, odrabiały lekcje, wychodziły na dwór, jadły kolację i do spania. Natomiast lockdown zachwiał rytmami dnia i jego rutynami. Nagle stało się tak, że dzieci niekiedy nie przebierały się nawet z piżamy, spędzały cały dzień z komputerem w łóżku, jadły śniadanie o godzinie 12, do późnych godzin nocnych siedziały przed komputerem. Ważne jest, żeby w ramach rodziny stwarzać swoje rutyny. Nawet jeśli będzie lockdown i nauczanie zdalne, to chociaż w ciągu dnia na pół godziny wychodźmy wspólnie na spacer. Jedzmy razem posiłki o stałych porach. Róbmy rzeczy, które dadzą namiastkę normalności, bo one są bardzo ważne, szczególnie dla funkcjonowania młodego człowieka. Wypracowujmy pewne zasady, których się nie łamie. Nawet, jeśli znów będzie nauczanie zdalne, nie pozwalajmy dzieciom siedzieć cały dzień w łóżku. Zachęcajmy je do tego, żeby nawet w takiej sytuacji zachowywały się tak, jakby do tej szkoły faktycznie wychodziły.

Dorośli w tym czasie również mogą być pełni obaw w związku z zapowiadaną kolejną falą pandemii, chociażby ze względu na sytuacje zawodowe. Jak uchronić dzieci przed przerzucaniem własnych lęków? A może właśnie paradoksalnie - w tej sytuacji warto być otwartym i dzielić się z nimi swoimi obawami?

- Bardzo  lubię metaforę, która odwołuje się do instrukcji podawanej w samolocie na wypadek katastrofy. Mówi ona o tym, że dorośli podróżujący z dziećmi powinni założyć maskę tlenową w pierwszej kolejności sobie, a dopiero później dziecku. Staram się uświadamiać zarówno nauczycieli, jak i rodziców, że na nas, dorosłych, ciąży odpowiedzialność dbania o siebie i dawania dobrego przykładu. Poczynając od zdrowego odżywiania, ruchu mimo lockdownu czy chociażby pilnowania rutyn pomimo pracy zdalnej. Dzielenie się emocjami również w tym przypadku jest dawaniem dobrego przykładu. "Jak się czujesz? Bo wiesz, ja czuję się dzisiaj przygnębiona. Mnie też jest trudno, że nie wychodzę. Masz pomysł na to, żeby nam wszystkim w domu było łatwiej?". Ważne jest, żeby nazywać te trudne emocje, jak lęk czy frustracja. Znacznie lepiej je nazywać po imieniu, niż gdyby te niewypowiedziane emocje miały wisieć w powietrzu, powodując napiętą atmosferę.

Bo emocje, które nie mają ujścia, mogą z nas wyjść w pewnym momencie ze zwielokrotnioną siłą.

- Dokładnie. To jest też edukacja. Emocje są ludzkie. Nie ma nic złego w tym, że je przeżywamy. Dla rodziców jest to duża szansa na pokazanie tego, że w życiu chodzi o to, żeby te trudne doświadczenia i wynikające z nich emocje przezwyciężać, radzić sobie z nimi we właściwy sposób - przegadując je, przepracowując. W żadnej emocji nie ma nic złego. Pytanie, co my z nią później zrobimy, jak ją rozpracujemy. I to jest okazja do tego, żeby rodzice czegoś nauczyli swoje pociechy. To im się z pewnością bardzo przyda w późniejszym życiu, niezależnie od pandemii.

Zobacz także:

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas