Reklama

Kontrowersyjny produkt znika z Rossmanna. „Język rodem z pornografii”

„Make me wet”, „Show me your dirties”, „Sleep with me” – to tylko niektóre z haseł reklamowych, promujących kosmetyki przeznaczone dla nastolatek, które znajdują się na półkach jednej z największych sieci drogerii w Polsce. Jaka myśl stała za tego rodzaju modelem komunikacji? „Slogan normalizujący ostry seks albo wysyłanie nudesów ma wpłynąć na postrzeganie przez nastolatkę tych rzeczy jako jakiegoś standardu seksualności, do którego powinna aspirować?” – zastanawia się Karolina, która postanowiła nagłośnić sprawę.

"Zwykła wycieczka do Rossmanna w poszukiwaniu niezbędnych kosmetyków" - zaczyna swoją historię Karolina. Kobieta postanowiła nagłośnić sprawę, której obrót mocno zaskakuje. W drogerii w oczy rzuciły jej się bowiem produkty firmy Bio.teen. Powodem - dość krzykliwy branding, kolorowe opakowania i zwracające uwagę napisy. Interesujące do momentu, w którym kobieta zdała sobie sprawę jakimi hasłami zachęcane są do zakupów nastolatki.

- W pierwszej chwili pomyślałam po prostu, że sobie śmieszkują, bo był tam między innymi żel antytrądzikowy z napisem "Block them like your ex". Potem przyjrzałam się innym produktom i zamarłam. A kiedy zobaczyłam, że firma nazywa się Bio.teen, a więc jest przeznaczona dla nastolatek, poczułam się już zupełnie nieswojo - wyjaśnia Karolina. Wśród haseł promujących kosmetyki znajdują się bowiem slogany "Make me wet", "Show me your dirties", "Sleep with me", MILF  czy DILF.

Reklama

- Oczywiście nie były nigdzie opatrzone szyldem "Pielęgnacja twarzy dla dzieci", ale z uwagi na przeznaczenie innych produktów, które się koło nich znajdowały i kolorowe opakowania grupa docelowa była dość jasna - dodaje Karolina. Swoimi spostrzeżeniami postanowiła podzielić się ze znajomymi, publikując zdjęcia kosmetyków na Instagramowych stories. Jak sama przyznaje, nie spodziewała się tego, co wydarzyło się później.

"Kompletnie absurdalne". Reakcja producenta zaskakuje

- Na początku odpisało mi tylko kilka osób, moich znajomych i myślałam, że to szybko przygaśnie. Ale wtedy ta marka zaczęła wchodzić na bardzo personalne tereny. Zaczęli komentować i lajkować dużo moich zdjęć, takich, na których na przykład jestem na plaży i odsłaniam się w bikini. Stwierdziłam, że nie dam się zastraszyć, czy cokolwiek mieli wtedy na celu, po raz kolejny udostępniając na stories to, co właśnie robili. To było kompletnie absurdalne - mówi kobieta. Sytuacja mogła jednak zakończyć się w momencie sensownych wyjaśnień ze strony firmy. Ta weszła jednak na nieco nieprofesjonalną ścieżkę.

Osoby odpowiedzialne za profile w mediach społecznościowych firmy zaczęły kontaktować się z innymi osobami, które opublikowały u siebie stories Karoliny. W wiadomościach argumentowano, że kobieta ma odwagę krytykować ich zachowanie, podczas gdy sama publikuje w sieci zdjęcia w bikini. - Różnica jest jednak znacząca. To mój prywatny profil - mówi Karolina.

- Do wszystkich innych osób, przynajmniej pięciu, które puściły dalej to stories, firma najpierw wysyłała moje zdjęcia, a potem posty z profilu Lampoon Magazine - magazynu, dla którego czasami piszę. To miał być chyba dowód na to, że jestem hipokrytką, że współpracuję z magazynem dodającym artystyczne zdjęcia nagości, a jednocześnie nie popieram języka rodem z pornografii w kierunku młodzieży. Absurdalne - podkreśla kobieta.

Podejrzeń ciąg dalszy. "Firma nie ma żadnych informacji o sobie"

- Przejęłam się tymi tekstami marketingowymi tylko dlatego, że są kierowane do nastolatek. Gdyby marka nazywała się bio.ADULT uznałabym, że po prostu targetują ludzi z mało wyrafinowanym poczuciem humoru. Ale nie mogę znieść myśli, że jakaś 14-latka pójdzie sobie kupić żel do mycia twarzy, a zobaczy slogan normalizujący ostry seks albo wysyłanie nudesów, który wpłynie na jej postrzeganie tych rzeczy jako jakiegoś standardu seksualności, do którego powinna aspirować. Jestem daleka od piętnowania BDSM albo sextingu wśród świadomych dorosłych osób, ale używanie tego do reklamowania produktów dla nastolatków jest skrajnie nieodpowiedzialne. Tym bardziej w kraju, gdzie edukacja seksualna jest znikoma, a dzieci zdobywają swoje pojęcie o seksie z pornografii i TikToka - podkreśla Karolina.

O wyjaśnienie koncepcji jaka stała za podobnym modelem komunikacji i obraniem tego typu kontaktu z klientem poprosiliśmy firmę Bio.teen. "Główną zasadą, którą się kierowaliśmy było to, aby nie tylko przynosić korzyści młodzieży, ale być odzwierciedleniem ich życia. Także pozwalając im na wyrażenie siebie, poprzez NIE, oraz głównie na wywołanie pozytywnych emocji, czyli TAK. Stąd narodziły się pomysły na chwytliwe hasła poszczególnych produktów. Zostały one stworzone w celach humorystycznych, ale także niosą w sobie przesłanie, że nikt nie powinien wstydzić się seksualności. Wierzymy i wyznajemy zasadę, że temat seksu nie powinien być piętnowany, a wręcz przeciwnie - że ludzie mają prawo do edukacji seksualnej. W to właśnie wierzymy, ponieważ edukacja ma fundamentalne znaczenie w tworzeniu zdrowego i bezpiecznego społeczeństwa, które jutro będzie stanowić rdzeń kraju. Następuje zachowanie typu "ja nie chcę wiedzieć co Ty robisz" albo rozmawia się w aspekcie negatywnym. Nastolatkowie szukają wtedy informacji w Internecie co nie jest dobrym sposobem dla początkującej edukacji seksualnej. Nasze zasady są bardzo jasne: jesteśmy przeciwni wszelkim rodzajom dyskryminacji - płci, wieku, orientacji seksualnej, koloru skóry, narodowości..." - tłumaczy właściciel i CEO Bio.teen.

"Nasze produkty są specjalistyczne i przeznaczone dla młodzieży w wieku 16-24 lat, która ma problem ze skórą i sama podejmuje decyzje. Nie wiem, skąd się wzięła opinia, że są to produkty przeznaczone dla dzieci ? Produkty te nie stoją w sklepach z zabawkami ani w sekcji dla dzieci. Czy na przykład dziecko kupi tonik kwasowy? Albo krem samoregulujący czy złuszczający? Czy dziecko ma zapotrzebowanie na takie produkty? Zgodzicie się z tym, że w tym wieku współczesna młodzież rodzi się z telefonem w ręku i nieograniczonym dostępem do internetu i seksualnych informacji, więc pragnę zapytać, jak deprawujemy 16+ letnie "dzieci", skoro klient DOBROWOLNIE kupuje nasze produkty i przyjmuje je z uśmiechem i przymrużeniem oka!" - czytamy w przesłanych wyjaśnieniach.

Firma deklaruje, że jej kosmetyki są pozytywnie odbierane przez młodzież. Twórca marki zdecydowanie odcina się od wszelkich oskarżeń pod jego adresem.

Z prośbą o wyjaśnienia zwróciliśmy się również do przedstawicieli sieci drogerii Rossmann, na półkach których znajdują się produkty firmy Bio.teen. Jak poinformowano w wiadomości zwrotnej, w sprawie podjęto konkretne działania. - Zdecydowaliśmy się na zdjęcie produktów marki Bio.teen z półek naszych drogerii - wyjaśniła Agata Nowakowska, rzecznik prasowy Rossmann SDP Sp. z o.o.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy