Krwawe święta, czyli smutny los polskiego karpia

Stłoczone, poranione i żywcem pakowane do foliowych worków. Mimo że chroni je ustawa o ochronie zwierząt, a przetrzymywanie ich bez wody jest uznane za znęcanie, Polacy wciąż kupują karpie w foliówkach, dumni z bożonarodzeniowej tradycji. Tradycji, która ma zaledwie kilkadziesiąt lat.

Polskie sklepy sprzedają żywe karpie zarówno w torbie z wodą jak i w zwykłej foliówce
Polskie sklepy sprzedają żywe karpie zarówno w torbie z wodą jak i w zwykłej foliówce 123RF/PICSEL

Choinka, prezenty, odświętnie ubrani biesiadnicy, a na stole karp - symbol Bożego Narodzenia. Czy jednak na pewno? Ryba, która od lat gości na wigilijnym stole to karp królewski - stosunkowo młoda odmiana, wyhodowana w XIX wieku. Za jego popularyzacją stoi działacz PZPR i minister gospodarki Hilary Minc. Minc stanowisko objął w latach 40., w okresie, gdy kraj był jeszcze w ruinie, a ludzie wciąż pamiętali biedę i okrucieństwo wojny. Minister rzucił hasło "karp na każdym wigilijnym polskim stole" i zainicjował tworzenie Państwowych Gospodarstw Rybackich. Karp wydawał się idealną propozycją bożonarodzeniowego dania - łatwy w hodowli, szybko rośnie i je wszystko, co znajdzie w mule, także odpadki. Tani i prosty w przygotowaniu, szybko stał się głównym punktem wigilijnej wieczerzy. Jest nim po dzień dzisiejszy.

Szczupak, sandacz i śledzie

Mimo że karp jest stosunkowo młodym, świątecznym wynalazkiem, Polacy zawsze jedli w wigilię ryby. Aleksandra Zaprutko - Janicka w swojej książce "Dwudziestolecie od kuchni" przypomina, że na świątecznym stole pojawiał się sandacz, szczupak, lin i oczywiście śledzie. Nasze prababki serwowały również łososie, węgorze, sardynki i okonie. Karp jadany był oczywiście w niektórych domach, ale po pierwsze był tylko jedną z wielu serwowanych tego dnia ryb, po drugie, nie miał nic wspólnego z wersją goszczącą dziś na naszych stołach. Karp w okresie międzywojennym podawany był w lekko słodkawym sosie, zrobionym na bazie piernika, rodzynek, piwa i miodu, i w niczym nie przypominał współczesnej ryby, schowanej pod grubą panierką. 

W PRL-u niemożliwe było dostarczenie na polskie stoły wielu rodzajów ryb. Polacy cieszyli się więc z tego, co mieli. A mieli karpia w nieograniczonych ilościach, w niektórych zakładach pracy dostawali go nawet... zamiast premii. 

Karp od lat króluje na polskim, wigilijnym stole
Karp od lat króluje na polskim, wigilijnym stole 123RF/PICSEL

Szaro-bury czas PRL-u już dawno za nami, świątecznego karpia nie objęła jednak dekomunizacja: wciąż jest jednym z głównych dań, serwowanych podczas wigilii. Niestety, sposób hodowli, a później transportu i sprzedaży ryb pozostawia wiele do życzenia i spotyka się z coraz głośniejszym sprzeciwem organizacji prozwierzęcych. 

Karpie nie mają łatwego życia. Te, które pochodzą ze sztucznych hodowli, żyją w ścisku, a karmione są tanimi granulatami o bardzo niskiej jakości. Często to po prostu żywnościowe odpadki, zmieszane z wielokrotnie już używanym olejem. Transportowane w ścisku ryby przewożone są do hipermaketów i sprzedawane nawet po 10 zł za kilogram!

Śledztwo Fundacji Viva! przeprowadzone w 2016 roku wykazało, że pracownicy sporej części sklepów (aż 33 proc.!) dopuszczali się aktów przemocy w stosunku do wystarczająco już udręczonych ryb. Podnosili je za skrzela i płetwy, rzucali nimi o podłogę, ranili je. Co zmieniło się na przestrzeni tych kilku lat? Dużo i nic. Mimo że świadomość Polaków rośnie, organizacje prozwierzęce wciąż donoszą o fatalnych warunkach w jakich przetrzymywane są karpie i ponownie - aktach przemocy, których dopuszczają się pracownicy sklepów. Zakupione w sklepie ryby, podduszane w foliowej torbie i wciąż żywe, walczą o każdy oddech, by finalnie wylądować na wigilijnym stole. Co ciekawe, świąteczny przysmak Polaków ma niewiele wspólnego ze zdrową rybą. Mięso karpia jest bardzo tłuste i charakteryzuje się niekorzystną proporcją kwasów omega-3 i omega-6. Badania wykazały, że u polskich karpi wykryto aż 32 choroby zakaźne i inwazyjne. Pasożyty atakują każdą część ciała karpia - skórę, płetwy, ale również nerki czy wątrobę. CE, czyli zakaźne zapalenie skóry doprowadza do jej pękania i wrzodów, które pojawiają się nawet w mięśniach i kościach! Ryby atakuje również pleśń - prawdopodobnie większość zabijanych na święta karpi jest chora. 

Mimo, że świadomość Polaków rośnie, organizacje prozwierzęce wciąż donoszą o fatalnych warunkach w jakich przetrzymywane są karpie
Mimo, że świadomość Polaków rośnie, organizacje prozwierzęce wciąż donoszą o fatalnych warunkach w jakich przetrzymywane są karpieWojciech OlszankaEast News

Większość karpi umiera przed rzezią - chorują, zabija je stres, doznają szoku termicznego. Te, które zabijane są w sklepach czy na ulicy, często cierpią podwójnie. Niestety, większość pracowników nie robi tego w sposób prawidłowy - karpia należy ogłuszyć uderzeniem w głowę i wykrwawić, ale jak wykazało śledztwo Fundacji Viva! procedura ta rzadko jest przestrzegana. 

Ryby są ogłuszane niedokładnie i spora ich część odzyskuje przytomność podczas usuwania łusek. Niektóre z nich są ogłuszane, a potem wystawiane na stół i sprzedawane klientom - często odzyskują więc przytomność i duszą się w ogromnym bólu. Przeprowadzone przez naukowców badania nie pozostawiają wątpliwości - ryby są zdolne do odczuwania bólu i stresu, często nawet silniej, niż inne zwierzęta - rybia skóra jest bardzo wrażliwa i podatna na zniszczenia. Karp wyjmowany z wody dusi się bardzo powoli i w męczarniach - taki stan może trwać nawet kilka godzin... 

Polacy wciąż kupują żywe karpie i zabijają je dopiero w domu
Polacy wciąż kupują żywe karpie i zabijają je dopiero w domu Jan BieleckiEast News

Tradycja, za którą zapłacisz

Osoby, którym szczególnie leży na sercu los karpi, decydują się czasem na zakup kilku ryb i wypuszczenie ich na wolność. Warto wspomnieć, że jest to jeden z głupszych pomysłów, przynoszący więcej szkody, niż pożytku. Karpie są zwierzętami zmiennocieplnymi - gwałtowne zmiany temperatury są dla nich nie tylko źródłem stresu, mogą również doprowadzić je do śmierci. Karpie z hodowli są już pozbawione naturalnej odporności i bardzo często chorują - mogą zarazić ryby żyjące na wolności i zachwiać ekosystemem. Poza wszystkim, kupowanie ryb nakręca tylko koniunkturę i nie jest finalnie żadnym rozwiązaniem. 

Nie musisz jednak biernie patrzeć na cierpienie karpi. Jeśli widzisz w sklepie ryby w pojemnikach bez wody lub w wodzie z zawartością krwi, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij je do organizacji prozwierzęcych. Możesz również opublikować je w swoich mediach społecznościowych i opatrzyć hasztagami z nazwą sklepu, w którym doszło do nieprawidłowości. Dokumentuj pojemniki pełne martwych lub okaleczonych ryb, zwracaj uwagę klientów na cierpienie zwierząt. Wszelkie nieprawidłowości zgłaszaj organom władzy - ryby chroni ustawa o ochronie zwierząt.

Apele organizacji prozwierzęcych i rosnąca świadomość Polaków przynoszą już pierwsze efekty - coraz rzadziej spotykamy miejsca, gdzie sprzedaje się żywego karpia. Większość dużych sieci handlowych zrezygnowała już z tego procederu - w tym roku taką sprzedaż prowadzą już tylko dwa duże sklepy, wciąż argumentujące ją "potrzebą konsumentów, którzy zgodnie z polską tradycją, przed Świętami Bożego Narodzenia, chcą kupić w naszych sklepach ryby prosto z wody”. Konsument transportujący do domu karpia w niewłaściwy sposób może jednak ponieść surową karę - przetrzymywanie ryby w torbie bez wody uznane zostało za znęcanie - grozi za to kara pieniężna, a nawet trzy lata więzienia.

***Zobacz także***

Aleksandra Kisio: Karp i sos tatarski to jej specjalnośćInteria.tv
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas