Marta Robin stygmatyczka i mistyczka oskarżona o oszustwo. Gdzie leży prawda?

Marta Robin doświadczyła bilokacji, inedii, stygmatów i objawień. Francuska stygmatyczka i mistyczka zapisała się na kartach historii Kościoła katolickiego. Jednak jeden z księży zarzucił jej... kłamstwo, oszustwo i plagiat i niemal boski obraz Marty Robin runął w jednej chwili.

Stygmaty to jeden z "darów" jakie miała otrzymać od Boga Marta Robin
Stygmaty to jeden z "darów" jakie miała otrzymać od Boga Marta Robin123RF/PICSEL

Marta Robin, córka rolników i wielka mistyczka

Marta Robin przyszła na świat w małej francuskiej wiosce 13 marca 1902 roku. Była córką skromnych rolników, którzy prócz niej doczekali się także pięciorga innych dzieci. Rodzina żyła skromnie i była głęboko wierząca. Rodzinę doświadczyła plaga tyfusu w 1903 roku i maleńka Marta zachorowała.

Moment, w którym przyjęła Pierwszą Komunię, był dla niej wyjątkowy. Już wtedy wiedziała, że Bóg jest wyjątkową częścią jej życia i trwała w tej wierze nieustannie. 15 października 1925 roku, we wspomnienie Świętej Teresa z Avila, Marta napisała akt zawierzenia i całkowitego ofiarowania swojego życia Bogu.

Był to moment nie tylko powierzenia swojego życia Bogu, ale także początek niewytłumaczalnych wydarzeń.

Mistyczna śpiączka, inedia i cierpienie

Niedługo po ślubowaniu Chrystusowi wierności Marta Robin zapadła w długi sen, określany potem mistyczną śpiączką. Stan ten trwał trzy tygodnie. Kiedy w końcu wybudziła się, miała wyznać:

"Kiedy cierpimy, jest to szkoła miłości, aby kochać bardziej" - słowa Marty Robin miały być dyktowane odczuciami, których doświadczyła w trakcie śpiączki.

Mistyczka miała odczuwać wielkie cierpienie, ale jednocześnie czuła także... miłość Boga, podczas swojej śpiączki. Miała do niej także przybyć św. Teresa i dać jej wybór. Dziewczyna mogła zakończyć swoje ziemskie życie i trafić do nieba lub kontynuować swoją posługę na Ziemi i przyjąć na siebie całe cierpienie w intencji Kościoła i wierzących.

Marta wybrała cierpienie i gdy odzyskała przytomność, nie miała już możliwości poruszania nogami. Potem paraliż miał postępować i dziewczyna straciła władze w rękach i przełyku.

Od tej chwili była sparaliżowana. To, co wstrząsnęło wierzącymi, ale też naukowcami, był fakt, że Marta Robin nie przyjmowała pokarmów. Inedia to stan, w którym człowiek zachowuje funkcje życiowe mimo braku przyjmowania pożywienia. Do dziś stanowi zagadkę dla nauki, dlaczego do nielicznego grona osób znanych z tej sztuki należała właśnie Marta Robin. Mistyczka jedynie przyjmowała komunię świętą, ale również w zaskakujący sposób.

Dr Couchoud, który opiekował się sparaliżowaną Martą, sporządził raport, w którym napisał, w jaki sposób przyjmowała ona opłatek. Nie połykała Hostii, gdyż ze względu na blokadę mięśni przełyku było to niemożliwe. W tajemniczy sposób przenikała ona przez jej zamknięte usta i krtań.

Stygmaty Marty Robin. Bóg ją umiłował?

Jezus miał przekazać Marcie Robin ważną misję
Jezus miał przekazać Marcie Robin ważną misję 123RF/PICSEL

Sparaliżowana Marta Robin cierpiała także na stygmaty, które pojawiły się pierwszy raz w 1930 roku. Mistyczka podczas modlitwy doznała pewnego widzenia, które opisała następująco:

"Jezus poprosił mnie najpierw, abym ofiarowała swoje ręce.  Wydawało mi się, że grot strzały wyszedł z Jego Serca i że rozdzielił się na dwa promienie, aby każdy przebił jedną z moich rąk. Lecz w tym samym czasie ręce moje zostały przebite jakby od wewnątrz. Potem Jezus zachęcił mnie, abym ofiarowała nogi, co natychmiast uczyniłam. Wówczas zobaczyłam grot strzały, który również podzielił się na dwie części i przebił moje nogi.  Jezus poprosił mnie następnie, abym ofiarowała swoja pierś i serce. Ich przebicie dokonało się w sposób jeszcze bardziej intensywny. Jezus ofiarował mi jeszcze koronę cierniową. Umieścił ją na mojej głowie, wciskając ją mocno" -  opowiadała o darze miłości od Boga umęczona Marta Robin.

Kiedy ocknęła się z modlitewnej ekstazy, ujrzała na swoich dłoniach i stopach stygmaty. Rany miały krwawić niezwykle intensywnie, powodując utratę dużej ilości krwi. Ponad 50 lat doświadczała ona stygmatów, cierpiąc prawdziwe męki. Wielu było zdania, że każdego dnia toczyła walkę z demonem w imieniu Kościoła, cierpiąc przy tym fizycznie.

Wizje Marty Robin. Jezus powierzył jej misję

3 maja 1932 roku po raz pierwszy Jezus powierzył Marcie misję. Kobieta miała rozszerzyć królestwo prawdy i miłości. W 1933 doznała kilku wizji, w których Pan Jezus dał jej wskazówki, jak może to uczynić, będąc sparaliżowaną.

"Jezus mówił mi o wspaniałym dziele, jakie chciał zrealizować tutaj na chwałę Ojca dla wzrostu Swego Królestwa w całym Kościele i dla odrodzenia całego świata, poprzez religijne pouczenie, jakiego by tu udzielano... Dla tego dzieła miałam się oddać szczególnie pod kierownictwo kapłana, którego od wszystkich czasów On znalazł i wybrał w Swoim sercu. Jemu miał dać pewnego dnia współpracowników wiernych i oddanych, aby rozgrzeszali, pouczali i karmili dusze i poprowadzili do Jego miłości" - mówiła Marta Robin.

Tak Marta Robin stała się założycielką Ogniska Jego Miłości. Marta miała otrzymać od Boga kapłana, który pomoże jej w prowadzeniu wspólnoty.

"Kapłan, którego sobie przygotowuję... nie będzie nigdy mógł nic uczynić bez ciebie i z dala od ciebie. To poprzez ciebie chcę mu przekazać moje polecenia i dać mu poznać moją wolę. To przez ciebie i dzięki twojej modlitwie i nieustannej ofierze chcę mu udzielić mojego światła i łaski. Powiesz mu wszystko, kiedy będę o to prosił. Również i ty nic nie będziesz mogła bez niego uczynić. Chcę was połączyć we mnie dla misji, jaką chcę wam powierzyć, dla wszystkich dusz, jakie chcę wam dać i dla chwały Mojego Imienia... nie bój się, to wszystko ja uczynię" - miała usłyszeć Marta Robin od samego Boga.

Wybranym kapłanem stał się kapelan Finet z Włoch, który był spowiednikiem Marty Robin. To za jego pośrednictwem mistyczka otworzyła wspólnotę, która rozrosła się na kraje całego świata.

Kontrowersje wokół mistyczki. Zarzuty trudne do odparcia

Kościół do dziś ma wątpliwości co do prawdziwości stygmatów Marty Robin
Kościół do dziś ma wątpliwości co do prawdziwości stygmatów Marty Robin123RF/PICSEL

Nie wszyscy jednak wierzyli w nadprzyrodzone moce Marty Robin. W książce "Mistyczne oszustwo Marthy Robin" ksiądz Conrad De Meester, zarzucił Marcie Robin plagiat i oszustwo.

Jego zdaniem miała ona inspirować się pismami innych mistyków oraz kłamać w sprawie żywienia się wyłącznie konsekrowaną hostią. Nie wierzył w to, że opłatek w magiczny sposób znikał z rąk kapłanów udzielającym jej Komunii Świętej.

Dodatkowo paraliż, rany na ciele, śpiączki i ekstazy nie były wynikiem darów bożych, a... chorób, na jakie cierpiała Marta. W maju 1918 roku szesnastoletnia Marta zaczęła cierpieć na dotkliwe bóle głowy. Wcześniej przechorowany tyfus i problemy neurologiczne były początkiem późniejszych problemów dziewczyny ze zdrowiem.

Duchowny de Meester twierdził nawet, że niektóre jej dolegliwości były udawane. Kobieta miała manipulować osobami, które zajmowały się nią i w efekcie szantaży... kłamały na jej korzyść.

A stygmaty? W książce duchownego pojawiło się oskarżenie, jakoby Marta Robin miała używać cudzej krwi do ich tworzenia.

Do dziś przez wiele wątpliwości wymienionych w książce de Meestera, Marta Robin i jej mistyczne zdolności nie doczekały się potwierdzenia przez Kościół katolicki.

Ksiądz Jan Kaczkowski o tym, co najważniejsze
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas