Mąż, którego nie znałam
"Mąż, którego nie znałam" Sylvii Day - niekwestionowana nr 1 na światowych listach bestsellerów. Erotyczne love story na najwyższym poziomie.
Są najbardziej skandaliczną parą w Londynie. Isabel, lady Pelham, i Gerard Faulkner, markiz Grayson, doskonale się dobrali - łączy ich wybujały apetyt seksualny, pozamałżeńskie związki, cięty język, niechlubna reputacja i stanowcze postanowienie, by się w sobie nie zakochać i nie zaprzepaścić tym samym idealnego małżeństwa z rozsądku.
Małżeństwo z markizem Graysonem było wprost stworzone na potrzeby lady Pelham. Ich związek jest trwały, a uczucia bezpiecznie ulokowane gdzie indziej. Ale małżeństwa lubią zaskakiwać.
To doskonały układ... do czasu. Czy Gerardowi uda się posiąść uczucia zmysłowej żony? Czy Isabel odnajdzie miłość swojego życia w uwodzicielskim młodzieńcu?
Podniecająca, seksowna i zabawna love story, którą czyta się z wypiekami na twarzy i przyspieszonym oddechem... Przepyszna, pełna zmysłowego napięcia, napisana sugestywnym i odważnym językiem, ociekająca soczystymi scenami erotycznymi historia, na którą warto było czekać przez tyle innych książek.
Daj się uwieść delikatnemu szelestowi kartek, pokochaj wyrazistych bohaterów i przeżywaj z nimi każdą upojną chwilę... przez całą noc.
Rozbierał ją w milczeniu, choć w środku wszystko się w nim gotowało. Emily miała być jego żoną, ale wyjechał na Grand Tour, zaś po powrocie przekonał się, że jego ukochana z dzieciństwa wyszła za innego. Mówiła, że jego wyjazd złamał jej serce. Docierały też do niej pogłoski o jego romansach. Przypomniała mu, że ani razu nie napisał, więc uznała, iż zapomniał.
Gerard miał świadomość, że to jego matka zasiała w niej ziarno niepokoju, które następnie co dzień obficie podlewała. W oczach matki Emily nie była go godna. Wdowa po markizie chciała, by syn poślubił kogoś wyższego stanu, zatem Gerard postanowił postąpić dokładnie odwrotnie, by pokrzyżować jej szyki i odpłacić pięknym za nadobne.
Gdyby tylko Em zaczekała jeszcze trochę, mogliby być teraz małżeństwem. To mogłoby być jej łoże i nie musiałaby się z niego wymykać przed wschodem słońca.
Nagość Emily, jej blada skóra lśniąca w blasku świec niczym kość słoniowa jak zwykle zaparła mu dech w piersiach. Kochał ją, odkąd sięgał pamięcią. Była przepiękna, ale inaczej niż Pel. Pel promieniowała pierwotną, cielesną zmysłowością. Uroda Em była inna — delikatniejsza i subtelniejsza. Te dwie kobiety różniły się od siebie jak róża i stokrotka.
Gerard uwielbiał stokrotki.
Ujął swoją dłonią niedużą pierś ukochanej.
— Wciąż jeszcze dojrzewasz — powiedział, zwracając uwagę na nową krągłość.
Em nakryła jego dłoń własną.
— Gerardzie... — zaczęła melodyjnie.
Spojrzał jej w oczy, a od miłości, którą w nich dostrzegł, serce wezbrało mu uczuciem.
— Tak, najdroższa?
— Jestem enceinte.
Gerard spojrzał na nią zdumiony. Zawsze był bardzo ostrożny i dbał o to, żeby chronić się przed ciążą.
— Dobry Boże, Em!
Jej niebieskie oczy, te prześliczne chabrowe oczy, wypełniły się łzami.
— Powiedz, że się cieszysz. Proszę.
— Ja... — Przełknął z trudem ślinę. — Naturalnie, moja śliczna. — Musiał zadać oczywiste pytanie: — Co na to Sinclair?
Emily uśmiechnęła się smutno.
— Nikt nie będzie miał wątpliwości, że dziecko jest twoje, ale Sinclair je uzna. Dał mi na to słowo. W pewnym sensie dobrze się złożyło. Odprawił swoją ostatnią kochankę, bo była w ciąży.
Gerard był tak wstrząśnięty, że poczuł bolesny ścisk żołądka. Ułożył Em na materacu. Wydawała się taka drobniutka, taka niewinna na tle krwistoczerwonej, aksamitnej narzuty. Zdjął szlafrok i nachylił się nad nią.
— Wyjedź ze mną.
Pochylił głowę i złożył na jej ustach pocałunek, wzdychając, gdy poczuł ich słodycz. Gdyby tylko wszystko ułożyło się inaczej... Gdyby tylko zaczekała...
— Wyjedź ze mną, Emily — powtórzył błagalnie. — Będziemy szczęśliwi.
Po policzkach popłynęły jej łzy.
— Gray, kochany. — Ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie. — Jesteś niepoprawnym marzycielem.
Przesunął nos wzdłuż delikatnej doliny pomiędzy jej piersiami, wciskając biodra mocno w materac, by ujarzmić wzwód i okiełznać pożądanie. Ogromną siłą woli pohamował swe pierwotne żądze.
— Nie możesz mnie odrzucić.
— To prawda, nie mogę — westchnęła, gładząc go po plecach. — Gdybym była silniejsza, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale Sinclair... biedaczysko. Okrywam go dostatecznie dużą hańbą.
Gerard wycisnął pełne miłości pocałunki na jej twardym brzuchu i pomyślał o swoim dziecku, które w niej rośnie. Serce zaczęło mu walić jak oszalałe i poczuł narastającą panikę.