Meble z przeszłości mają w sobie coś osobistego
- By zajmować się renowacją, nie musimy być fachowcami z kilkunastoletnim doświadczeniem. Renowacja amatorska jest dostępna dla wszystkich, którzy mają odrobinę cierpliwości – mówi Kasia Sawko, z wykształcenia lingwistka, autorka książki „Wióry lecą”, która od pięciu lat organizuje warsztaty stolarki, tapicerki i renowacji mebli.
Katarzyna Pawlicka, Interia: Co stało się, że lingwistka i nauczycielka francuskiego chwyciła za dłuto, papier ścierny i zajęła się renowacją mebli?
Kasia Sawko: - To był splot okoliczności. W mojej kuchni odbyło się prywatne spotkanie, w którym brała udział moja córka i córki moich przyjaciółek. Dziewczynki są w różnym wieku i zazwyczaj nie potrafią się dogadać, nie było też aktywności, którą lubiłyby wszystkie. Wpadłyśmy jednak na pomysł, by zrobić z nimi mebelki dla lalek. Dostały do ręki piłę, deski i zaczęła się magia. Praca szła im sprawnie, były wkręcone i zadowolone. Wtedy pomyślałam sobie: dlaczego my, dorosłe kobiety, nie spróbujemy podłubać w drewnie?
- Wcześniej nie zajmowałam się ani stolarką ani renowacją. Utworzyłam na Facebooku wydarzenie pod hasłem "Stolarka dla kobiet", na które, ku mojemu zaskoczeniu, zapisało się 300 użytkowniczek. Tymczasem planowałam zorganizować je w domowej kuchni... Wiedziałam, że zainteresowanie nie jest przypadkowe, bo zajmowałam się projektami pozarządowymi oraz animacyjnymi. Dużo kobiet zaczęło do mnie pisać i poszłam za ciosem.
Bez doświadczenia?
- Przed warsztatami ćwiczyłam to, czego dziewczyny uczyły się następnego dnia. Z perspektywy czasu myślę, że trafiłam w dziesiątkę, bo wiedziałam, co w projekcie sprawia trudność i jakim językiem mówić do debiutantów, byłam empatyczna. Starałam się być pośrednikiem pomiędzy bardziej doświadczonymi w pracy z drewnem mężczyznami, a kobietami, które nigdy nie trzymały w ręku dłuta. Tak rozpętało się to szaleństwo.
Co na początku sprawiało wam największe trudności?
- Mnie wszystko sprawiało trudności. Jestem dosyć sprawna manualnie, ale miałam opór, głównie psychiczny, przed pracą z narzędziami. Myślałam, że można używać ich wyłącznie w jeden, określony sposób, pod ustalonym kątem i z odpowiednim natężeniem. Im dłużej siedziałam w warsztacie i ćwiczyłam, tym większej nabierałam chęci i swobody w działaniu. Kombinowałam, jak mówić do dziewczyn, żeby nie zakładały od razu, że stoją przed trudnym zadaniem. Musiałam nauczyć się też precyzji, niezbędnej przy stolarce, ale też bardzo ważnej przy renowacji. Czasem milimetry dzielą nas od sukcesu, a źle przycięta deska psuje cały projekt.
Potrzebna jest też pewnie wyobraźnia przestrzenna, z którą sama mam problem.
- Też miałam z nią problem, ale że wyobraźnię przestrzenną można sobie wyrobić. Poza tym naprawdę warto zaczynać od prostych projektów, w których np. łączymy ze sobą trzy deski. W ten sposób unikniemy frustracji, szybko zobaczymy efekt i stopniowo przeskoczymy bariery mentalne. Kilka lat temu na warsztatach zachwycałyśmy się, kiedy udało nam się zrobić prostą półeczkę z dwoma ogranicznikami. Dzisiaj robimy biurka, szafy, fotele i nikt się specjalnie nie dziwi.
We wstępie podręcznika zaznaczasz, że książka dotyczy renowacji, nie konserwacji mebli. Jaka jest między nimi różnica?
- Konserwacja mebli zabytkowych to proces odnawiania, reperowania i odświeżania mebli, zazwyczaj cennych i "z epoki", z zachowaniem odpowiednich technik. By zajmować się konserwacją, musimy mieć wiedzę, umiejętności manualne i świetnie wyposażony warsztat. Praca nad jednym meblem trwa zazwyczaj miesiące, a czasem lata. Renowacja, którą się zajmuję, to proces reperowania, odświeżania i poprawiania stanu mebla z założeniem, że jak napotkamy głęboką rysę, raczej nie będziemy wymieniać w fotelu nogi, tylko zamalujemy ją lub ukryjemy pod tapicerką. Nie chodzi oczywiście o bylejakość, usprawiedliwianie niechlujstwa i pracę po łebkach. Ale by zajmować się renowacją, nie musimy być fachowcami z kilkunastoletnim doświadczeniem. Renowacja amatorska jest dostępna dla wszystkich, którzy mają odrobinę cierpliwości.
Każdy mebel nadaje się do renowacji?
- Nie każdy, zwłaszcza dla amatorów. Niektóre są przegniłe, przeżarte przez korniki, mają zdezelowaną konstrukcję. Wtedy bardziej opłaca się zrobić mebel od nowa niż go odświeżać. Zwłaszcza meble tapicerowane często kryją pod spodem byle co, są zrobione z materiałów gorszej jakości. Kiedy rozsypują się w rękach, nie warto sobie zawracać głowy.
Najbardziej pożądanymi egzemplarzami są fotele, krzesła i stoły z lat 60. i 70. Skąd bierze się ich popularność?
- Na pewno jest to kwestia mody, której ulegamy. Ale nie tylko. Meble z przeszłości, w odróżnieniu od tych produkowanych dzisiaj, naprawdę mają w sobie coś osobistego, a do tego pasują do większości wnętrz. Dodają charakteru, co jest ważne, bo dziś prawie wszyscy mamy takie same lub bardzo podobne mieszkania. Ich forma, projekt, drewno, z którego zostały wykonane nadal cieszą oko. No i są porządnie zrobione, szczególnie na tle produktów z meblarskich sieciówek.
A co z ich następcami? Jest szansa, że do łask wrócą egzemplarze z lat 80. i 90.?
- Dla większości z nas te meble są brzydkie i tandetne. Przede wszystkim dlatego, że pamiętamy je ze swoich pokoików dziecięcych lub mieszkań i kojarzymy z biedą, transformacją, badziewiem, o którym raczej chcemy zapomnieć. Być może dla naszych dzieci to one będą towarem pożądanym. Trudno powiedzieć.
Większość z nich była robiona z płyty, nie z drewna. Czy to przysparza problemów przy renowacji?
- Na pewno były produkowane na masową skalę i z gorszych materiałów, ale wśród mebli z lat 60. czy 70. też zdarzają się egzemplarze z płyty fornirowanej. I to nie jest przeszkodą w renowacji. Dłubaninka w fornirze wymaga po prostu więcej cierpliwości i trochę większych umiejętności. To jest taki drewniany decoupage, często napotykamy odpryski, albo cały fornir jest do wymiany. Zamiast litego drewna mamy płytę o grubości 0,6 minimetra, więc trzeba obchodzić się z nią delikatnie, np. podczas szlifowania.
Kilka lat temu moja mama kupiła za grosze kilka popularnych chierków, czyli foteli zaprojektowanych w 1962 roku przez Józefa Chierowskiego [przyp. red.]. Dziś pewnie nie byłoby to takie łatwe, bo panuje moda na vintage. Gdzie szukać starych mebli, by nie zapłacić za nie fortuny?
- Mam takie szczęście, że stale coś znajduję na ulicy, ponieważ jestem bardzo skoncentrowana na poszukiwaniach. Właściwie dotyka mnie klęska urodzaju i powinnam już przestać zbierać (śmiech). Dlatego nie mam ulubionego sklepu czy bazy z meblami. Jeśli szukamy konkretnego modelu, warto zaglądać na aukcje internetowe. Są też portale z meblami vintage, gdzie można znaleźć okazje lub nieco droższe perełki. Ale przede wszystkim trzeba się rozglądać po okolicy, bo wciąż wielu ludzi po prostu wystawia na ulice meble, których chce się pozbyć.
Na twoje warsztaty przychodzą wyłącznie kobiety?
- Pół na pół.
Zauważasz jakąś prawidłowość? Płeć czy wiek mają znaczenie, jeśli idzie o podejście do pracy z meblem?
- Wydawało mi się, że kobiety będą miały manualne przeszkody, że do renowacji potrzeba więcej siły fizycznej. Nic z tych rzeczy. Mężczyźni są bardziej cierpliwi, rzadziej porzucają projekty. Kobiety zmieniają za to zdanie na ostatnim etapie i regał zamienia się nieoczekiwanie w tapicerowaną skrzynię (śmiech).
- Do mojego warsztatu nie trafiają faceci typu macho, którzy uważają, że wszystko wiedzą i potrafią. Sami się odsiewają, słysząc, że zajęcia prowadzą kobiety. Jeśli chodzi o wiek, uwielbiam, kiedy przychodzą starsi kursanci. Mają umiejętności z czasów, gdy trzeba było sobie radzić: coś zreperować, skołować, sklecić z niczego. Nie czekają aż podejdę i wyjaśnię, tylko zabierają się do pracy, nie boją się, są kreatywni. To tak widać i czuć!
Na co w pierwszej kolejności zwracasz uwagę kursantom? Mam na myśli żelazne zasady, których przy renowacji trzeba przestrzegać, bo bez nich ani rusz.
- Zaczynamy od warsztatowego BHP, ale to rzecz oczywista, więc nie będę wdawała się w szczegóły. Należy sobie obfotografować i opisać mebel przed demontażem, bo bez takiej dokumentacji możemy mieć problem z poskładaniem go. Bardzo ważne, żeby nie szaleć ze szlifierką elektryczną, choć wszyscy o tym marzą. Tymczasem w 75 proc. przypadków właśnie szlifierka jest winna porażki, bo zbyt mocne przyszlifowanie krawędzi to proces nieodwracalny. Kolejna sprawa: ludzie spędzają dużo czasu nad tym, żeby mebel pięknie wyglądał, ale pomijają jego konstrukcje, nie sprawdzają, czy jest stabilny, jak wyglądają jego połączenia. Co więcej, często handlują meblami, które się ledwo trzymają, a spojenia zalewają klejem i nabijają gwoździami.
Przypominają mi się prace mojego dziadka...
- Jeśli to jest mebel, który ląduje na działce i ma pełnić wyłącznie funkcję użytkową, nie ma w tym nic złego. Ale jak chcemy, by sprawdził się też w salonie czy sypialni, nie warto robić mu takiej krzywdy. Często muszę weryfikować oczekiwania warsztatowiczów, którzy przychodzą ze starym meblem i gotowym wyobrażeniem, jak on będzie wyglądał po renowacji. Kiedy okazuje się np., że stolik ma trzy warstwy lakierobejcy i nie mamy szans na dokopanie się do bardzo jasnego drewna, muszą przeżyć małe rozczarowanie, wybrać nową bejcę. To też się często zdarza.
Czy, by odnawiać meble, potrzebujemy dużej przestrzeni?
- Jak nie chce mi się jechać do warsztatu, tapiceruję fotele w jadalni, która ma trzy na dwa metry. To nie musi być przestrzeń warsztatowa, szczególnie jeśli nie używamy szlifierki.
Udowadniasz, że do renowacji mebli w ogóle nie potrzebujemy skomplikowanych narzędzi...
- Szlifierka przydaje się do płaskich powierzchni, np. stołowych blatów, nie na etapie oczyszczania czy obróbki, ale wykończenia. Zestaw renowacyjny składa się z podstawowych rzeczy: śrubokrętów, młotka metalowego, cykliny ręcznej, czyli zaostrzonej blaszki, dzięki której możemy pozbyć się większości powłok, dłutka, ręcznej piły, wiertarko-wkrętarki. To jest przewaga renowacji nad stolarką, w której korzystamy także z elektronarzędzi.
W twoim podręczniku znalazło się kilkanaście przykładów konkretnych, odnowionych mebli i przedmiotów: zaczynając od deski do krojenia i młynka do kawy, przez drzwi, na fotelach czy stole kończąc. Jakim kluczem je dobierałaś?
- Zależało mi, żeby znalazło się kilka drobniejszych rzeczy dla osób, które nieśmiało podchodzą do renowacji. Do deski czy młynka można zabrać się spontanicznie i do tego stosunkowo szybko skończyć pracę. Drzwi, które nie mają finezyjnego kształtu, łączą prostą pracę ze spektakularnym efektem. Zresztą często przychodzą do nas ludzie ze stolarką drzwiową i okienną. Pytają, jak się pozbyć farby olejnej, odświeżyć czy odmalować futrynę. Jeśli zaś chodzi o meble, wybrałam takie, które przeważnie pojawiają się u nas w warsztacie, bo to jest miernik popularności i potrzeb kursantów.
Jakie egzemplarze odnawiacie najczęściej?
- Rządzą meble tapicerowane. Agi, hałasy, chierki, ale zdarzają się też dziwne sofki, pufy robione na zamówienie, fotele klubowe czy uszaki, które zazwyczaj wymagają uszycia pokrowca, a to już wyższa szkoła jazdy. Jeśli zaś chodzi o drewno, dominują niewielkie stoliki, szafki nocne, krzesła typu thonet, elementy podrzeźbiane: drzwiczki, tłoczone nóżki. Bywały też szkatułki, puzderka na biżuterię, lusterka.
Kiedyś niemal w każdym domu można było znaleźć podręczniki do majsterkowania, kierowane przede wszystkim do mężczyzn. Jednak w późnych latach 90. o nich zapomnieliśmy. Zachłysnęliśmy się możliwością szybkiej wymiany na nowe i zniknęły z półek. Co takiego stało się, że moda na prace ręczne powróciła?
- Ludźmi, którzy przychodzą na nasze warsztaty, nie zawsze kieruje chęć zrealizowania konkretnego projektu. Częściej szukają dla siebie aktywności, hobby, chcą spróbować pracy manualnej. Mówią wprost, że są zmęczeni wirtualnymi efektami, takimi jak raport czy tabelka w Excelu. Mają potrzebę pobycia z ludźmi, ale niekoniecznie gadania. Niektórzy od razu brali papier ścierny i przez trzy godziny pracowali w ciszy. W stolarni odpoczywa głowa, a konwenanse znikają błyskawicznie, nie da się utrzymać napompowanej atmosfery. Renowacją można zajmować się samemu, robić to z rodziną lub przyjaciółmi. Do tego za niewielkie pieniądze i z pięknym efektem, atutów jest więc dużo.
Olga Drenda napisała niedawno książkę "Wyroby", w której przygląda się kreatywności Polaków. Czy w renowacji jest miejsce na wynalazczość oraz inwencję?
- Tak! Bardzo dużo ludzi wprowadza do projektów swoje osobiste, drobne zmiany. Czasem kreatywność bardziej niż po meblu widać w postawie odnawiającego. Niektórzy szybko próbują uzyskać instrukcje i wykonać projekt krok po kroku, inni zaś sami proponują rozwiązania, wyżywają się artystycznie w renowacji. Przepikowanie guzikiem tapicerki, autorskie wykończenie... nawet subtelne zmiany mogą mieć ogromne znaczenie!
Więcej informacji o książce "Wióry lecą" znajdziesz TUTAJ.