Reklama

Na pierwszy rzut oka

Ocenianie mamy we krwi. Może to spuścizna po przodkach, którzy dzięki szybkiej obserwacji mogli zorientować się, czy przybysza dopuścić, by ogrzał się przy ognisku, czy jednak lepiej zabić albo uciekać.

Czy tego chcemy, czy nie, oceniamy innych na pierwszy rzut oka. Czasy się jednak zmieniły. Epoka kamienia łupanego minęła bezpowrotnie, a nasz mózg rozwinął się na tyle, że mamy narzędzie w postaci całkiem sprawnego rozumu i możemy się nim kierować.

O tym, że ciągle jednak jesteśmy przez bliźnich oceniani na podstawie pierwszego wrażenia, każdy pewnie przekonał się na własnej skórze. Sama tego wielokrotnie doświadczyłam. Choćby kupując pierwszą w dorosłym życiu lodówkę. Niedoświadczeni, młodzi, chodziliśmy z mężem po sklepie w poszukiwaniu sprzętu i sprzedawcy. Byłam w ciąży i z dumą obnosiłam się z brzuchem. Był on jednak dosyć mały, jako że sama do zbyt dużych nie należę, więc żadnego sprzedawcy na litość nie złapałam, choć moje oczy wołały: "Pomóż ciężarnej wybrać lodówkę". Od chodzenia po sklepie zrobiłam się głodna i zamiast biegać za personelem, poszliśmy jeść.   

Reklama

Lodówka to nic. Kiedy dzieci już pojawiły się na świecie, przyszedł czas na samochód. Do salonu udał się mój małżonek. Chodził po nim i chodził. Dokładnie wiedział, co chce kupić, ale nikt nie chciał mu nic sprzedać. Luby zwrócił się do sprzedawcy, ale usłyszał: "Chwileczkę". Do drugiego - to samo. W międzyczasie pojawiali się nowi klienci i byli obsługiwani. Mąż poczekał więc 30 minut i wyszedł z salonu. Pojechał do innego. Wybrał opcję numer dwa. Auto, które służy nam do dziś i zostało ochrzczone "Kamilem-Gwiazdką", bo dzieci nie mogły się zdecydować, która nazwa ładniejsza.

Doskonale wiedzieliśmy, dlaczego tak źle mu poszło w salonie numer jeden. Po pierwsze - miał długie włosy, po drugie - koszulkę z nazwą metalowego zespołu, a po trzecie przyszedł pewnie w spodniach-bojówkach. Jednym słowem - nie wyglądał na takiego, co śmierdzi groszem, więc został uznany za klienta gorszej kategorii. Zaliczono go do rozglądających się. Ponadto, jak powszechnie wiadomo, klient w krawacie jest mniej awanturujący się. W tym wypadku zabrakło prawdziwie męskiej ozdoby wokół szyi. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że mógł się po prostu lepiej ubrać, ale on nie lubi garniturów i marynarek, nie nosi ich na co dzień - miał się przebierać na zakupy?  

***Zobacz także***

Nie tylko scena z filmu "Miś" przychodzi mi do głowy, ale też ta z "Pretty Woman". Główna bohaterka nie została obsłużona, bo nie wyglądała na taką, co będzie mogła zapłacić w luksusowym butiku. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy przyszedł przystojniak w drogim garniturze.

Starty i zyski 

Nie ma co się łudzić, że przestaniemy oceniać innych. Ale jak już to robimy, warto zastanowić się, czy mamy rację, a nasze rozpoznanie jest trafne. Bo okazuje się, że możemy stracić o wiele więcej niż prowizję za sprzedany samochód.

Mam koleżankę, która bardzo nie chciała umówić się z pewnym adoratorem. Po prostu - na pierwszy rzut oka został przez nią oceniony jako mało interesujący. Obecnie są w długoletnim związku, w dodatku szczęśliwym. Zawsze śmieją się wspominając początki znajomości.

Często bywa odwrotnie - ktoś, kto oczarował nas swoją elokwencją i szarmanckim zachowaniem, okazuje się nie mieć wiele wspólnego z dżentelmenem. Ale o tym przekonujemy się dopiero po czasie, wchodząc w toksyczne relacje i tworząc związki, które po prostu nie mogą się udać.

Nie lekceważmy intuicji, ale też nie ignorujmy myślenia. Wbrew pozorom rozum i serce uzupełniają się, a naukowcy są przekonani, że występująca między nimi równowaga prowadzi człowieka do szczęścia.

W przyrodzie występuje karbonado. To kamień, który na pierwszy rzut oka wygląda jak zwyczajny koks. W rzeczywistości jest diamentem, tyle że czarnym, szarym albo ciemnozielonym. Bądźmy uważni, bo czasami możemy wiele stracić, myląc cenny kruszec z czymś bezwartościowym.

Zobacz również:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zakupy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy