Nasi ulubieni lekarze na małym ekranie
„Na dobre i na złe” jest z nami do dziś, ale czy pamiętacie przemiłą doktor Ewę i upartego doktora Bognara? Seriale o lekarzach oglądamy już blisko pół wieku!
Pierwsza była „Doktor Ewa”. Nakręcony w 1970 r. serial telewidzowie przyjęli z entuzjazmem. Do tego stopnia, że wieczorami, kiedy był emitowany, dosłownie pustoszały ulice. Wszyscy chcieli śledzić losy tytułowej bohaterki. Doktor Ewę z wdziękiem zagrała Ewa Wiśniewska. Już nawet zbieżność imion sugeruje, że była to rola pisana specjalnie dla niej.
– Twórcy od początku zakładali, że zagram ją właśnie ja, nie brałam udziału w żadnym castingu – wspomina aktorka. – Scenariusz był obiecujący, atmosfera na planie niesamowita. My – młodzi, pełni zapału. Wiedzieliśmy, że robimy coś, czego jeszcze u nas nie było – opowieść odcinkową, bliską widza i jego codziennych spraw... Z ochotą przywdziałam lekarski fartuch i… zabrałam się do roboty.
Jak wspomina pani Ewa, serial realizowała wytwórnia w Łodzi, dlatego też zdjęcia kręcono w miejscowym szpitalu onkologicznym i w jego okolicy. – Było cudownie – kontynuuje opowieść aktorka. – Mieszkaliśmy w ośrodku olimpijskim w Spale. To były pawilony zbudowane dla naszych sportowców, na tamten czas bardzo ekskluzywne i znakomicie wyposażone.
Natomiast prawie wszystkie plenery kręciliśmy pod Spałą – w Inowłodzu i w Studziannie-Poświętnem. Robiliśmy też wypady do Piotrkowa Trybunalskiego. Ośrodek zdrowia, w którym pracowała moja bohaterka, znajdował się właśnie w Studziannie. Był to „dworkowaty” budynek, w którym, na co dzień, poza planem filmowym, mieścił się bodajże dom dziecka. Sukces serialu przeszedł nawet oczekiwania twórców, a historia młodej absolwentki, która porzuciła świetnie zapowiadającą się karierę w wielkim mieście na rzecz pracy w wiejskim ośrodku zdrowia, zawładnęła wyobraźnią tłumów.
Młode kobiety chciały się na niej wzorować. Starsze marzyły, by być leczone właśnie przez nią. A panowie, bez względu na wiek, wpatrywali się w jej śliczną buzię jak w obrazek. Bo też Ewa Lipska imponowała nie tylko wiedzą, empatią i zrozumieniem dla ludzkich problemów, ale – kto wie, czy nie nade wszystko – urokiem osobistym. – Jeden z ówczesnych komentatorów dowcipnie orzekł na łamach prasy, że gdyby on był pacjentem doktor Ewy, to niechby go nawet truła, skoro jest taka ładna! – Ewa Wiśniewska rozpromienia się na to wspomnienie. I dodaje: – Zdumiewające jest to, że ludzie nadal pamiętają tę rolę. Do dziś zagadują mnie na ulicach, przystankach, wracają do tamtych lat.
Pozytywne emocje wzbudzał też dr Bognar – bohater serialu „Układ krążenia”, wyemitowanego w naszej telewizji kilka lat później, w 1978 r. W przeciwieństwie do „Doktor Ewy”, zrealizowanej jeszcze w wersji czarno-białej, obraz ten był już nowoczesny, barwny. Wiodącą rolę zagrał Edward Linde-Lubaszenko, również wybrany, nim powstał film, tym razem osobiście przez reżysera Andrzeja Titkowa, który wspomina: – Edward zachwycił mnie na scenie teatralnej. Uparłem się, że chcę go mieć w serialu.
Codziennie podróżował między planem zdjęciowym usytuowanym w różnych miejscach południowej Polski a Krakowem, sypiając w samochodzie, ponieważ dyrektor Teatru Starego nie chciał go urlopować. Podczas przerw na planie kładł się na ziemi i natychmiast zasypiał. Obudzony, od razu przystępował jednak do pracy, co potwierdza powszechną opinię o solidności i dyscyplinie tego aktora.
Co ciekawe, Lubaszenko studiował przez kilka lat medycynę. Rola lekarza widać mu była pisana jak nie w życiu, to w filmie. – Aczkolwiek zagadnienia medyczne w „Układzie krążenia” są jedynie tłem dla akcji, fabuła skupia się na życiu człowieka, nie na pracy lekarza – podkreśla aktor.
„Układ krążenia” miał posmak historii sensacyjnej. Główny bohater, pozbawiony prawa wykonywania zawodu, na własną rękę dochodził sprawiedliwości, przenosząc się z miejsca na miejsce i zatrudniając w przeróżnym charakterze w placówkach związanych ze służbą zdrowia. To połączenie wątków medycznych z kryminałem dało imponujący efekt. Doktor Bognar stał się symbolem pasji, uporu i bezkompromisowości.
W 1999 roku zaczęła się era „Na dobre i na złe”. Współautorką scenariusza była „królowa polskich seriali”, Ilona Łepkowska. Wymyślona przez nią historia chwyciła za serca miliony Polaków, a bohaterowie serialu z czasem stali się ikonami polskiej służby zdrowia. Któż z nas nie pamięta Zosi i Jakuba – małżeństwa lekarzy z Leśnej Góry, w których wcielił się czarujący duet: Małgorzata Foremniak i Artur Żmijewski?
Wielu widzów utożsamiało ich z bohaterami także na gruncie prywatnym. – Zdarzyło mi się kiedyś być w tłumie, gdzie ktoś zemdlał. Jak krzyknąłem : „Czy jest tu lekarz?”, to kilkadziesiąt par oczu spojrzało na mnie z nieopisanym zdziwieniem… – wspomina aktor, powszechnie brany wówczas za doktora Burskiego.
Podobnie rzecz się miała z Krzysztofem Pieczyńskim, który zdobył sławę jako doktor Bruno Walicki. Nie tylko zresztą lekarze pracowali na dobre imię szpitala – widzowie pokochali też np. salową Mariolkę (Agnieszkę Dygant) czy pamiętną parę: Bożenka – Mareczek, ona – pielęgniarka, on – sanitariusz (Edyta Jungowska i Paweł Wilczak).
Lata mijały, obsada serialu zmieniała się, lecz szpital w Leśnej Górze pozostawał i pozostaje dziś wzorem placówki medycznej – szkoda, niestety, że tylko na ekranie. Bowiem naprawdę nie ma takiego szpitala, na próżno też szukać Leśnej Góry na mapie Polski. Zdjęcia do serialu powstają w specjalnie wybudowanej na jego potrzeby hali, która znajduje się przy ulicy Bysławskiej w podwarszawskiej Falenicy. Członkowie ekipy nazywają ją żartobliwie Falenicką Fabryką Snów. I coś w tym jest – bowiem Leśna Góra to miejsce, gdzie spełniają się nasze marzenia o przychodniach bez kolejek, miłym personelu, oddanych, pełnych pasji lekarzach i pacjentach, którzy otoczeni troską, najczęściej wracają do zdrowia.
Można powiedzieć, że „Na dobre i na złe” to taka bajka dla dorosłych – ale kto z nas nie lubi bajek?