Nauka o pingwinach

Pingwiny - nieco niezdarne, kołyszące się z boku na bok ptaki na krótkich nóżkach. Rozczulają i wywołują uśmiech swoją nieporadnością. Łączą się w pary na całe życie i wspólnie chronią członków stada przed zimnem. To jednak nie zimno, a zmieniający się klimat jest dla nich największych zagrożeniem. Fragment pochodzi z książki "Między nami pingwinami" autorstwa Noah Stryckera.

Choć jest to sprzeczne z ich zwyczajową filopatią, pingwiny przenoszą się, gdy nowe warunki nie sprzyjają ich dobrostanowi
Choć jest to sprzeczne z ich zwyczajową filopatią, pingwiny przenoszą się, gdy nowe warunki nie sprzyjają ich dobrostanowi123RF/PICSEL

Pingwiny Adeli, choć zamieszkują tak trudno dostępne tereny, są jednym z najchętniej badanych ptasich gatunków na świecie. Ich charyzma, nieustraszoność, wierność miejscu, a także ich duża liczba gwarantują im miejsce pośród "ptasich gwiazdorów", czyli gatunków względnie łatwych do obserwacji. Ludzie badają pingwiny z Przylądka Croziera od dziesięcioleci. Jest to gatunek poznany lepiej niż większość rdzennych ptaków Ameryki Północnej. Wciąż jednak pozostaje wiele do ustalenia. Jako że zmiany klimatu to obecnie priorytetowe dla nauki zagadnienie, naukowcy skupili się na badaniu skutków topnienia lodowców polarnych. Pingwiny, chcąc nie chcąc, zostały uwikłane w jedną z najważniejszych debat politycznych nowego milenium.

Prasa skupia się na apokaliptycznych aspektach zmian klimatycznych - zanik kolonii pingwina Adeli na Półwyspie Antarktycznym (położonym poniżej Ameryki Południowej) przywoływany jest jako dowód naszej rychłej zagłady. W "New Yorkerze" można było też przeczytać o kolonii na Wyspie Litchfielda, która w okresie pomiędzy rokiem tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym a obecnym skurczyła się z dziewięciuset par do zaledwie pięciu.

Brzmi to ponuro, jednak w tym samym okresie kolonia na Przylądku Croziera, obejmująca sto trzydzieści tysięcy par, a więc ponad stukrotnie większa niż ta opisana w "New Yorkerze", zwiększyła liczebność o blisko trzy procent. Rozrosły się także inne kolonie na Morzu Rossa (Przylądek Birda, Przylądek Roydsa, Wyspa Beauforta). Na północnych krańcach obszaru występowania pingwinów Adeli może ich faktycznie ubywać, ale tu, na południu, wszystko wygląda nieźle. Widać więc, że temat jest bardziej złożony.

Istnieje wiele sposobów, by w zagrażających warunkach stworzyć pingwinom optymalne warunki rozwoju
Istnieje wiele sposobów, by w zagrażających warunkach stworzyć pingwinom optymalne warunki rozwoju123RF/PICSEL

Zmiana klimatu nie była tak gorącym tematem w roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym dziewiątym, gdy William Sladen jako pierwszy rozpoczynał badania nad pingwinami na Przylądku Croziera. Sladen przez dziesięć lat powracał tu każdego lata: obrączkował pisklęta, prowadził obserwację i gromadził dane na temat całej kolonii. W roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym nakręcił także film dokumentalny pod tytułem "Penguin City" (ang. "Miasto pingwinów"), który wyemitowały stacje CBC i BBC.

W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym Sladena odwiedził na przylądku pewien ornitolog, Roger Tory Peterson. Oto, jak naukowiec zapamiętał tamto spotkanie:

- Już pierwszego dnia w kolonii pingwinów [Peterson] ośmieszył nas prostym pytaniem: "A swoją drogą, widzieliście tę mewę południową na plaży?". Nie widzieliśmy! Nigdy do tej pory żadne z nas nie wypatrzyło tu tego gatunku!.

Peterson zdobył później sławę dzięki swoim rewolucyjnym atlasom i specjalistycznym przewodnikom. Dziś uchodzi za bodaj największego w historii ornitologa i ambasadora ptaków.

Również Sladen po latach doświadczeń jako ornitolog stał się cenioną osobistością. Zajmował się np. uczeniem zagrożonych wyginięciem żurawi tras migracyjnych. Mając prawie dziewięćdziesiąt lat, wciąż badał ptaki. Jego praca przy pingwinach dobiegła końca w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym, jednak pałeczkę przejął po nim na Przylądku Croziera jego najzdolniejszy student, David Ainley.

Ainley, powszechnie uchodzący za wizjonera wśród ornitologów, z niesłabnącą wytrwałością bada od tego czasu kolonie na Morzu Rossa. Ucieleśnieniem jego wysiłków badawczych jest projekt Penguin Science. To owoc trójstronnej współpracy pomiędzy Ainleyem (wspieranym przez H.T. Harvey&Associates), Grantem Ballardem (reprezentującym obserwatorium ornitologiczne w Point Reyes) i Katie Duuger (z Uniwersytetu Stanowego w Oregonie). Całość dotowana jest przez Narodowy Fundusz na Rzecz Nauki i realizowana dzięki Amerykańskiemu Programowi Antarktycznemu.

Troje kluczowych naukowców korzysta z pomocy obsługi i personelu pomocniczego - osób takich jak ja, którym powierza się różne codzienne zadania terenowe.

Zmiany klimatu są zabójcze dla tych pięknych istot...
Zmiany klimatu są zabójcze dla tych pięknych istot...123RF/PICSEL

Konsekwentna rokroczna obecność w koloniach na Morzu Rossa okazała się efektywnym sposobem prowadzenia badań. Zamiast skupiać się na punktowych ujęciach życia i zachowań pingwinów, troje założycieli programu obrało perspektywę długoterminową, przynoszącą co roku różnorakie zmiany i drobne dramaty. Badania na Przylądku Croziera trwają nieprzerwanie od prawie sześćdziesięciu lat, więc dzisiejsze projekty mają bardzo rzetelne zaplecze naukowe. 

Przykładowo, gdy w roku dwa tysiące pierwszym w przylądek uderzyły dwie gigantyczne góry lodowe o łącznej długości stu sześćdziesięciu pięciu kilometrów, naukowcy skorzystali z okazji, by przyjrzeć się skutkom poważnej katastrofy naturalnej. Co dzieje się, gdy pingwiny muszą stawić czoła wyjątkowo trudnym okolicznościom? 

- Choć jest to sprzeczne z ich zwyczajową filopatią, pingwiny przenoszą się, gdy nowe warunki nie sprzyjają ich dobrostanowi - wyjaśnia Ainley. Innymi słowy, pingwiny potrafią się adaptować. 

Po uderzeniu gór lodowych wskaźnik sukcesu reprodukcyjnego spadł na Przylądku Croziera niemal do zera. Gdy po dwóch latach góry w końcu rozpadły się i rozpuściły, w nieodległej kolonii na Przylądku Roydsa stwierdzono obecność licznych ptaków zaobrączkowanych wyjściowo na Przylądku Croziera. Trafiły tam, poszukując lepszego terenu do życia. Gdy zachodzą poważne zmiany środowiskowe, część pingwinów, pomimo naturalnego odruchu powracania do miejsca narodzin, przenosi się na inne tereny.

Gdy góry zniknęły, również poziom rozrodczości wrócił na Przylądku Croziera do normy. Okazało się, że wciąż zamieszkujące go ptaki potrafiły przetrwać, a kolonia nie odczuła dotkliwych długofalowych skutków. Dzięki kolejnym etapom obserwacji na Morzu Rossa wiemy też, że na początku lat osiemdziesiątych miał miejsce szybki wzrost liczebności pingwinów. Do dziś nie wiadomo, co było jego przyczyną. Niewykluczone, że była to kwestia wpływu prądów oceanicznych.

W tym samym okresie nagrzewanie się oceanów w strefie umiarkowanych szerokości geograficznych przełożyło się na większą siłę i długotrwałość wiatrów na Wyspie Rossa. Możliwe, że silniejsze wiatry odpychały lód od lądu i sprzyjały utrzymywaniu się płoni (zwanych też połyniami) - trwale otwartego obszaru dostępu do wody, ułatwiającego pingwinom dostęp do pożywienia i tras migracyjnych. W listopadzie, na początku okresu godowego, ptaki muszą pieszo pokonywać trasę z gniazda do wody. Oznacza to niekiedy konieczność przejścia dobrych kilku kilometrów po morskim lodzie. Pingwiny gniazdują na stałym lądzie otoczonym przez zamarznięty ocean - pokrywa lodowa topi się dopiero wtedy, gdy nastaje lato. 

Narastanie siły wiatru może być lokalnym efektem globalnego ocieplenia, który okaże się pośrednio korzystny dla pingwinów. Nie ma co jednak nadmiernie świętować, bo efekt połyni najprawdopodobniej już nie narasta - raz otwarty dostęp do wody nie zmieni się na skutek dalszego narastania siły wiatrów. Tymczasem antarktyczne burze śnieżne pojawiają się z coraz większą częstotliwością. Ich efektem jest rosnące nagromadzenie śniegu na tych nielicznych połaciach odkrytych skał, gdzie mogą gniazdować pingwiny Adeli. Równolegle zaś wzrost temperatur powoduje stopniowe kurczenie się antarktycznych obszarów lodowcowych, a te są przecież absolutnym fundamentem kontynentalnego ekosystemu. 

Morze Rossa, teren bytowania niespełna dziesięciu procent światowej populacji pingwinów Adeli, może wkrótce okazać się jednym z ostatnich obszarów Oceanu Południowego, gdzie utrzymują się większe połacie lodu morskiego.

Pingwiny nawet w kilkutysięcznym stadzie potrafią odnaleźć swoją parę
Pingwiny nawet w kilkutysięcznym stadzie potrafią odnaleźć swoją parę123RF/PICSEL

Nie ulega wątpliwości, że zdolność pingwinów do adaptacji jest większa, niż sądzono, i że przynajmniej chwilowo populacje pingwinów Adeli mają się dobrze. Tym niemniej, na skutek globalnego ocieplenia antarktyczny lód może zacząć topić się w niespotykanym wcześniej tempie. Uzależnione od tych lodowych połaci pingwiny mogą stać się najwyraźniejszym probierzem zmian klimatu. Nie bez powodu Ainley mówi o nich jako o "heroldach". 

- Poziom mórz się podnosi, więc ludzie z Florydy, Wall Street i innych nisko położonych miejsc mądrze zrobią, jeśli wzorem pingwinów poszukają sobie bezpieczniejszego miejsca na lądzie - radzi Ainley. - Gdy nic nie jest już trwałe, liczy się nasza umiejętność adaptacji.

Spytajcie ornitologa, a zaraz zgrabnie porówna managerów z Wall Street do pingwinów Adeli. Ainley ma jednak przy tym rację. Podstawą jego opinii są długie lata badań i osobistych doświadczeń. Natomiast co do adaptacji do warunków polarnych, to wychodziła mi naprawdę nieźle. Już kilka dni po przeprowadzce na przylądek tutejsza codzienna rutyna przestała być mi obca.

Fragment pochodzi z książki "Między nami pingwinami" autorstwa Noah Stryckera. Więcej o książce przeczytasz TUTAJ

Zobacz więcej!

"Tok Szoł": Kim jest współczesna biznesmenka?Superstacja
Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas