Nie potrafią ujarzmić ciekawości. Turystyka powodziowa utrudnia pracę ratowników
Brak wyobraźni, wzmożona ciekawość, chęć uczestniczenia w dramatycznych wydarzeniach i próba uwiecznienia ich na zdjęciu lub wideo, pomimo stwarzania zagrożenia dla siebie i innych, a także utrudniając pracę odpowiednich służb – tak w największym skrócie można zdefiniować tzw. turystkę powodziową. Dlaczego w obliczu żywiołu, z którym obecnie mierzą się setki tysięcy ludzi w Polsce, osoby postronne powinny zachować zdrowy rozsądek i ujarzmić swoją ekscytację?
Turystyka powodziowa kwitnie pomimo apeli
"To nie jest moment, aby jeździć i uprawiać turystykę klęskową" - apelował w niedzielę po posiedzeniu sztabu kryzysowego minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak. Niestety ciekawość gapiów, którzy za wszelką cenę chcą być naocznymi świadkami dramatycznych wydarzeń związanych z powodzią na południu Polski, przysparza ratownikom, strażakom i innym służbom niosącym pomoc poszkodowanym coraz większych problemów.
Mowa nie tylko o mieszkańcach zalanych miejscowości, ale przede wszystkim o osobach, które z różnych regionów kraju zjeżdżają się w miejsca dotknięte kataklizmem w poszukiwaniu mocnych wrażeń.
Szef MSWiA dodał również, że wiele osób próbuje w sposób niebezpieczny zbliżać do wałów i w związku z tym zaapelował o unikanie takich groźnych sytuacji. "To jest podejmowanie ryzyka, bo wszystko jest nasiąknięte wodą, jest ślisko, jest błoto. Prosimy o to, aby w tak trudnych sytuacjach dawać priorytet działaniom służb państwowych" - powiedział Siemoniak.
Apele do ciekawskich gapiów wystosowały nie tylko władze zagrożonych powodzią miejscowości, ale o zaprzestanie uprawiania turystyki powodziowej proszą m.in. strażacy, policjanci oraz Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, które w serwisie społecznościowym X opublikowały komunikat:
"Apelujemy, aby nie zbliżać się do obiektów hydrotechnicznych i nie wchodzić na wały przeciwpowodziowe. Prosimy zachować bezpieczną odległość minimum 200 metrów od infrastruktury hydrotechnicznej i rzek. Niebezpieczne zachowania utrudniają pracę służb".
W niedzielę rano Wody Polskie uruchomiły zbiornik Racibórz Dolny, by przyjąć w nim falę wezbraniową z Odry. Informacja o uruchomieniu zbiornika wzbudziła ciekawość wielu osób, które postanowiły wybrać się tam "na spacer". Jak informowały lokalne media - w niedzielę w godzinach popołudniowych nad zbiornikiem pojawiły się tłumy gapiów.
Zobacz również: Wielka woda w Polsce. Najnowsze informacje
Sekundy na wagę złota
Problem związany z gromadzeniem się w takich miejscach żądnych wrażeń "turystów powodziowych" jest bardzo poważny, ponieważ znacząco wpływa to na efektywność pracy odpowiednich służb. Z uwagi na zaparkowane samochody i wzmożony ruch, straż pożarna, policja i medycy nie mogą odpowiednio szybko przedostać się na teren swoich działań. Ratownicy przypominają, że wobec takiego zagrożenia i żywiołu, każda sekunda jest niezwykle cenna i może przeważyć o powodzeniu przeprowadzenia ewakuacji.
W związku z powyższym służby proszą, by nie zatrzymywać się w miejscach, gdzie podejmowane są lub będą akcje ratunkowe, nie gromadzić się wokół takich miejsc i nie stwarzać przez to dodatkowego zagrożenia.
Do niebezpiecznej sytuacji związanej z turystyką powodziową dochodzi w niemal wszystkich miejscowościach dotkniętych powodzią. Komenda Powiatowej Policji w Lwówku Śląskim za pośrednictwem serwisu Facebook prosi wszystkie osoby pragnące "podziwiać" niszczycielską siłę żywiołu o rozwagę. Okazało się bowiem, że w momencie zrzut wody ze zbiornika pilchowickiego, pojawiło się tam wielu gapiów.
"Z uwagi na niekontrolowany zrzut wody z zapory w Pilchowicach apelujemy o oddalenie się z tamtego rejonu! Sytuacja jest bardzo niebezpieczna! Wycieczki na zaporę mogą utrudniać działanie służb ratowniczych" - brzmiał apel policji.
W związku ze zrzutem wody na zaporze w Pilchowicach, co wiązało się z podniesieniem poziomu wody w rzece Bóbr, z apelem do spacerowiczów zwrócił się także starostwa bolesławiecki Tomasz Gabrsysiak: "Apelujemy do wszystkich, aby nie zbliżać się do rzeki. To bardzo niebezpieczne".
W sobotę na wałach i ścieżkach wzdłuż rzeki Bóbr pojawiło się sporo zaciekawionych ludzi, którzy na miejsce przyjechali samochodami, rowerami i quadami.
"Powodziowe wycieczki", czyli jak nie spędzać niedzieli
Z redakcją Interii skontaktowała się pani Natalia z Opola, która w niedzielę podczas wyprowadzania psa, była świadkiem turystyki powodziowej w dzielnicy, którą zamieszkuje.
- W Opolu czuć niepokój związany ze zbliżającą się kulminacyjną falą na Odrze. W niedzielę od samego poranka można było spotkać na wałach m.in. od strony Zaodrza okolicznych mieszkańców, którzy z niepokojem obserwowali podnoszący się stan wody, w rzece i w kanale Ulgi. W rozmowach słychać było niepokój, czy wały wytrzymają i czy Odra na pewno nie wyleje. Można zrozumieć lęk mieszkańców, których większość doskonale pamięta 1997 rok oraz 2010 i którzy co rusz robią "powodziowy obchód" po swojej okolicy.
- Jednak w niedzielę piękna słoneczna pogoda przyciągnęła na wały prawdziwe tłumy. Z daleka było widać spacerujące całe rodziny, dzieci na rowerkach i hulajnogach. Jakby połowa mieszkańców Opola przyjechała na wały, a widmo powodzi i dramatu miało być atrakcją na niedzielne popołudnie. Mimo apeli władz i służb, pozamykanych dróg i znaków znaleźli się i tacy, którzy lekceważyli niebezpieczeństwo, robiąc sobie po prostu "powodziowe wycieczki" - mówi Interii pani Natalia, mieszkanka opolskiego Nadodrza.
Gdy w trakcie powodzi gra toczy się o ratowanie zdrowia i życia, oczy wszystkich skierowane są w miejsce tragicznych wydarzeń. I choć nie należy z góry zakładać, że osoby uprawiające turystykę powodziową mają złe intencje, to jednak swoją obecnością w miejscach objętych działaniem służb ratunkowych, nie tylko w niczym nie pomagają, ale i utrudniają w przeprowadzaniu odpowiednich działań. Stąd też apele o okiełznanie swojej "turystycznej" ciekawości i przekucie tej energii na rzecz pomocy potrzebującym, np. poprzez wsparcie ich materialnie.